Dziewięć osób z Czech, Rumunii, Słowacji, Ukrainy i Węgier, które w XX w. pomagały polskim obywatelom, zostało odznaczonych przez prezydenta Andrzeja Dudę medalami Virtus et Fraternitas. Wśród odznaczonych jest Petro i Maria Bazeluk, którzy ratowali Polaków podczas rzezi wołyńskiej. Jak podkreślił prezydent Andrzej Duda, jest to dla niego ważny i wzruszający moment.
Medale Virtus et Fraternitas (z łac. Cnota i Braterstwo) przyznawane są osobom zasłużonym w niesieniu pomocy Polakom lub polskim obywatelom innych narodowości, które były ofiarami zbrodni totalitarnych z lat 1917-90. Odznaczeniem tym honorowane są też osoby pielęgnujące pamięć o polskich ofiarach zbrodni.
W tym roku wśród dziewięciu osób, którym przyznano medale Virtus et Fraternitas, osiem osób uhonorowano pośmiertnie. Uhonorowani to: Petro Bazeluk i Maria Bazeluk z Ukrainy, którzy podczas wojny ukrywali Polaków z Huty Stepańskiej - Mieczysława Słojewskiego i jego syna Edwarda - przed rzezią dokonywaną przez Ukraińską Powstańczą Armię, rumuńska arystokratka i filantropka Ecaterina Olimpia Caradja, która w 1939 r. zorganizowała pomoc dla dzieci polskich uchodźców, a także burmistrz węgierskiego Ostrzyhomia Jeno Etter, który ułatwiał Polakom z miejscowego obozu internowania ucieczkę na Zachód i na Bliski Wschód, gdzie wstępowali oni do Polskich Sił Zbrojnych.
Prezydent uhonorował medalem również, obecnego na uroczystości, Petro Hrudzewycza ze wsi Dytiatyn na Ukrainie, który w 1986 r. sprzeciwił się sowieckim funkcjonariuszom żądającym od niego, by usunął krzyż z mogiły prawie 100 żołnierzy Wojska Polskiego poległych w walce z bolszewikami w 1920 r.; Jana i Annę Jelinek z Czech, którzy na Wołyniu w czasie wojny pomagali Żydom zagrożonym niemiecką eksterminacją, a także Polakom, którzy byli ofiarami napaści ukraińskich nacjonalistów. Medale Virtus et Fraternitas otrzymali także Jozef Lach i Zofia Lachova ze Słowacji, którzy jesienią 1939 r. pomagali polskim uchodźcom.
„Byli tacy, którzy umieli wyciągnąć rękę do drugiego człowieka”
To moment wzruszenia dla mnie, moment ważny, kiedy można choćby w ten skromny sposób, symboliczny sposób podziękować tym, którzy umieli pokazać cnotę i braterstwo w najtrudniejszych czasach. Virtus et Fraternitas
— powiedział prezydent Duda podczas gali w Pałacu Prezydenckim.
Kiedy świat ludzi tutaj żyjących, w przestrzeni tej części Europy, zetknął się z dwoma straszliwymi totalitaryzmami - niemieckim nazistowskim i sowieckim stalinowskim, a także i wrogimi człowiekowi ideologiami, mimo wszystkich obaw, mimo czasem przecież racjonalności, która podpowiadała, by schować się i najlepiej nie wykonywać żadnych gestów, bo tak będzie najbezpieczniej, byli tacy, którzy umieli wyciągnąć rękę do drugiego człowieka
— podkreślił prezydent.
Jak mówił, „umieli pomóc, niezależnie od narodowości, czasem niezależnie od własnych sympatii, dostrzegali po prostu człowieczeństwo, jako wartość samą w sobie, miłość bliźniego jako to naczelne przykazanie, które człowiek przyzwoity ma w sobie, że trzeba ją okazać, trzeba potrzebującemu tę pomoc dać”.
Prezydent podziękował Radzie Pamięci i Instytutowi Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego za poszukiwania osób, „którym trzeba podziękować w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, których trzeba pokazać jako tych święcących przykładem nam wszystkim”.
Ale przede wszystkim dziękuję państwu, dziękuję panu Petro, wszystkim najbliższym bohaterów tamtych lat. Pan Petro jest jedynym żyjącym bohaterem tamtych czasów. Ale prosiłem wszystkich państwa, żeby przekazać moje wyrazy szacunku i podziękowania dla całej rodziny
– dodał prezydent.
W imieniu całego polskiego społeczeństwa proszę, żebyście te podziękowania przekazali swoim najbliższym. Bo ten wielki splendor tamtego bohaterstwa i miłosierdzia, pamięci o bohaterach, o wartościach, jest dzisiaj z całą pewnością udziałem całych państwa rodzin
– podkreślił Andrzej Duda.
Tak to na szczęście jest, że okazywane dobro, bohaterska postawa, staje się splendorem i spływa jak światło, udzielając tej niezwykłej bohaterskiej poświaty również kolejnym pokoleniom, czyniąc rodzinę wyjątkową. Za to z całego serca dziękuję
– mówił prezydent.
Składam głębokie wyrazy szacunku i wdzięczności w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. Dziękuje za przybycie do Pałacu Prezydenckiego na tę niezwykle ważną dla nas Polaków i dla polskiego państwa uroczystość
— powiedział prezydent Andrzej Duda podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim.
„Okazał się autentycznym bohaterem”
Petro Hrudzewycz ze wsi Dytiatyn na Ukrainie odebrał medal za to, że w 1986 r. sprzeciwił się sowieckim funkcjonariuszom żądającym od niego, by usunął krzyż z mogiły prawie 100 żołnierzy Wojska Polskiego poległych w walce z bolszewikami w 1920 r.
W 1986 roku pracowałem jako kierowca w kołchozie i dostałem rozkaz ścięcia i wyrzucenia krzyża. Odmówiłem zdecydowanie, ponieważ kierowałem się nie tyko wartościami chrześcijańskimi, zgodnie z którymi zostałem wychowany, lecz także pamięcią o poległych synach, mężach i bohaterach, którzy oddali życie na tej ziemi. Chociaż moja rodzina i ja doświadczyliśmy wielkich prześladowań, nie sądzę, żebym uczynił coś szczególnego, bo na moim miejscu wszyscy zrobiliby tak samo ze względu na pamięć i poszanowanie poświęcenia polskich żołnierzy
— przekazał Hrudzewycz, którego słowa odczytano podczas ceremonii.
Głos zabrała także Krystyna Szymańska - krewna Mieczysława Słojewskiego i jego 7-letniego syna Edwarda z Huty Stepańskiej, których podczas rzezi wołyńskiej w 1943 r. przed banderowcami uratowało ukraińskie małżeństwo Petra i Marii Bazeluków.
Petro nie zawiódł ich, okazał się uczciwym, dobrym człowiekiem i zarazem autentycznym bohaterem
— mówiła Szymańska, przypominając, że UPA karała śmiercią tych Ukraińców, którzy ratowali swoich polskich sąsiadów.
Petro ukrywał i żywił mojego dziadka Mieczysława z wujkiem Edwardem aż do nadejścia frontu i Armii Czerwonej w styczniu 1944 roku
— dodała krewna ocalonych.
Wiek naznaczony tragedią dwóch wojen
Wicepremier, minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu Piotr Gliński przypomniał, że „XX wiek naznaczony był tragedią dwóch wojen światowych, wiek dwóch totalitaryzmów niemieckiego i sowieckiego”.
Ten wiek XX odchodzi w przeszłość, ale ślady i blizny pozostają, niektóre nigdy być może niezabliźnione, rozjątrzone na zawsze. Coraz mniej wśród nas osób, które mogą zaświadczyć o cierpieniu, jakie w minionym stuleciu stało się udziałem milionów obywateli, także obywateli polskich, obywateli środkowej Europy
— podkreślił.
Jednocześnie z niepokojem obserwujemy tendencje, zmierzające do pisania historii na nowo, do wybielania sprawców, przerzucania odpowiedzialności za ich zbrodnie na ofiary. Martwi nas także niewiedza o okrutnej historii XX w., jaką można zaobserwować w wielu miejscach na świecie. Niestety, także tam, gdzie to zło się zrodziło i było najbardziej intensywne w Niemczech i Rosji
— powiedział.
Dodał, że nie można zapominać o krzywdach, jakie państwo polskie i jego obywatele doświadczyli w XX wieku. Jego zdaniem „pełne wybaczenie i pojednanie jest możliwe i konieczne”, ale, jak wyjaśnił „jest możliwe tylko wtedy, kiedy znamy ludzi, którym powinniśmy przebaczyć, gdy zna się sprawców”. Wicepremier powiedział, że „równocześnie w mroku wojen, ludobójstwa, czystek etnicznych działali ludzie, którzy potrafili przeciwstawić się wszechobecnemu złu i pogardzie oraz stanąć w obronie ludzkiego życia, godności, wolności, stanąć w obronie podstawowych wartości, dzięki którym potrafimy żyć na tej ziemi”.
Podejmując ryzyko pomocy obywatelom polskim wcielali w życie moralny imperatyw miłości bliźniego. Postawa i uczynki pomagających stanowią wciąż żywy przykład wartości, którymi powinniśmy kierować się w naszym życiu
— ocenił.
To są historie heroizmu, ratowania życia kosztem narażania życia i swojej rodziny, to historie przychylności i zrozumienia, pomocy kurierom, osobom uchodzącym z kraju, to historie współczucia i solidarności, pomocy i wsparcia dla setek osób dorosłych i dzieci, żołnierzy przedostających się na Zachód, to w końcu historie obrony wartości, nieugięta postawa wobec dewastacji miejsc pamięci
— wymieniał.
Odznaczeni medalami Virtus et Fraternitas
Petro Ilkowycz Bazeluk (1903-1949)
Petro Bazeluk urodził się w 1903 r. we wsi Butejki na Wołyniu. W okresie międzywojennym, jako obywatel II RP odbył służbę w Wojsku Polskim. Posiadał własne gospodarstwo.
W 1943 r. podczas starć w okolicach Huty Stepańskiej został podczas pracy na roli postrzelony przez członka polskiej samoobrony ze wsi Borek. W wyniku ranienia stracił oko. Pomimo tego po napadzie UPA na Hutę Stepańską zdecydował się ukryć we własnym gospodarstwie błąkających się po lesie Mieczysława Słojewskiego z jego 7-letniego syna Edwarda – swoich dawnych znajomych z sąsiedniej wsi. Kryjówka, w której Bazeluk przechowywał Słojewskich, była urządzona na poddaszu chlewu. Przez cały okres do zajęcia Wołynia przez Armię Czerwoną Petro Bazeluk żywił ukrywających się. Nie wydał ich pomimo kilkukrotnych rewizji gospodarstwa dokonywanych przez UPA.
Po zakończeniu wojny Petro Bazeluk pozostał w Butejkach. Jako inwalida bez oka uniknął poboru do Armii Czerwonej. W 1949 r. podczas przymusowej kolektywizacji próbował bronić własnej krowy przez konfiskatą. Za okazany opór został zastrzelony przez poborcę podatków o nazwisku Taran. Osierocił czwórkę dzieci, spośród których najmłodszy syn miał niespełna miesiąc.
W rezultacie przeprowadzonych kwerend (Archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, Instytut Pamięci Narodowej) nie odnaleziono żadnych informacji sugerujących, iż Petro Bazeluk należał do UPA, kolaborował z Niemcami lub współpracował z sowieckimi organami bezpieczeństwa.
Odznaczenie należy przyznać za wykazaną odwagę i poświęcenie dla ratowania swoich polskich sąsiadów. W przypadku złapania przez Banderowców Petro Bazeluk zostałby zamordowany wraz z całą swoją rodziną.
W 2011 r. Petro Bazeluk został upamiętniony przez Radę OPWiM tablicą pamiątkową na cerkwi w Butejkach.
Maria Bazeluk (1903-1956)
Maria (z d. Holonko) wraz ze mężem Petrem Bazelukiem, prowadziła i utrzymywała gospodarstwo domowe we wsi Butejki na Wołyniu. Po napadzie UPA na Hutę Stepańską, Mieczysław Słojewski wraz ze swoim synem Edwardem ukrywali się w pobliskim lesie.
Pewnego dnia spotkali w nim Petra. Pod osłoną nocy przyprowadził ich do swojego domu. Według relacji Władysława Kurkowskiego, strzelca 27. D.P AK, gdy Maria dowiedziała się o niedoli rodziny Słojewskich przyjęła ich do domu z otwartymi ramionami, całkowicie wyczerpanych po wielodniowym ukrywaniu się w okolicznych lasach. Zapewniła im kąpiel, dała czyste ubrania i ich nakarmiła. Mieczysław i Edward przebywali w ukryciu u rodziny Bazeluków do stycznia 1944 r.
Będąc świadomą co grozi jej i mężowi w wypadku wykrycia przez banderowców, Maria dotrzymywała tajemnicy w czasie wielokrotnych rewizji gospodarstwa przez UPA. Ukrywając rodzinę Słojewskich, gospodyni dbała także o bezpieczeństwo i dobry stan Mieczysława i Edwarda. Dokarmiała ich i dawała różne zajęcia, na przykład uczyła ich rzemiosła, co w dużym stopniu przyczyniło się także do materialnej poprawy warunków życia Słojewskich i Bazeluków.
Jozef Lach (1905-1993)
Był taksówkarzem, który posiadał specjalne przydziały paliwa jako kierowca pracujący dla Czerwonego Krzyża. Udawało mu się załatwić dodatkową ilość benzyny, dzięki czemu mógł wykorzystywać swoją taksówkę do przewożenia polskich uchodźców oraz kurierów na trasach „Karczma” oraz „Lamus”. W działalność tę angażował również dwóch ze swoich synów oraz żonę. Był on osobą na tyle zaufaną, że pozostawiono także w jego domu dokumenty konspiracyjne.
Szczególnie upodobał sobie jego pomoc kurier Józef Krzeptowski, który nie tylko sam się u niego zatrzymywał (jak wielu innych kurierów, ponieważ mieli oni w jego domu w Popradzie „melinę”), ale także pozostawił tam swoją rodzinę, co umożliwiło jej uniknięcie niemieckich represji. Lach miał wspominać o swoich polskich korzeniach, jednakże prawdopodobnie były one na tyle dalekie, że jego syn już o nich zupełnie nie wspominał podczas przeprowadzanego z nim wywiadu na temat działalności ich rodziny podczas II wojny światowej.
Niewiele wiadomo o jego powojennej działalności, choć słowackie dokumenty wskazują, że pomimo oczywistej w słowackiej partyzantce współpracy z komunistami, nigdy nie był członkiem Komunistycznej Partii Czechosłowacji lub Komunistycznej Partii Słowacji. Jozef Lach został nominowany do otrzymania Krzyża Walecznych, co nie dokonało się jedynie przez brak odpowiedzi ze strony czechosłowackiej, czego powody nie są znane.
Žofia Lachowa (1907-1979)
Wspomagała swojego męża w działalności na rzecz polskich uchodźców i kurierów. Jej nominacja opiera się nie tylko na domysłach, lecz wymieniano ją z imienia i nazwiska jako osobę, która rzeczywiście była zaangażowana w opiekę nad Polakami w domu Lachów. De facto ona organizowała „melinę”, w której Polacy mogli się pożywić, odpocząć oraz przygotować się do dalszej drogi. To także ona była w głównej mierze odpowiedzialna za bezpieczeństwo tych, którzy zatrzymywali się w ich domu.
Również jej mogą zawdzięczać najwięcej członkowie rodziny kuriera Józefa Krzeptowskiego, którzy całe miesiące spędzili w domu rodzinnym Lachów. Jej gościnność została opisana w książce „Śladami tatrzańskich kurierów” Alfonsa Filara. Podobnie jak mąż nominowana była do odznaczenia państwowego, a konkretnie do otrzymania Krzyża Partyzanckiego, co jednak nie nastąpiła ze względu na niewyjaśniony brak odpowiedzi ze strony Czechosłowacji.
Petro Fedorowycz Hrudzewycz (ur. 1939)
Petro Hrudzewycz urodził się w 1939 r. w ukraińskiej wsi Dytiatyn w obwodzie Iwanofrankiwskim. Był pracownikiem miejscowego kołchozu w swojej rodzinnej wsi pracując, jako kierowca ciężarówki, dowożąc ludzi do ich miejsca pracy. W 1986 r. Petro Hrudzewycz został wyznaczony przez lokalnych funkcjonariuszy komunistycznych do zniszczenia krzyża, znajdującego się na cmentarzu polskich żołnierzy, poległych 16 września 1920 r. w bitwie pod Dytiatynem, znanej tak samo, jako „polskie Termopile”. Petro Hrudzewycz, dotychczas sumiennie wykonujący polecenia kierownictwa, odmówił wykonania zadania, w skutek, czego władze sowieckie musiały sprowadzić więźniów kryminalnych, którzy usunęli krzyż.
W wyniku tego wydarzenia na posiedzeniu rady wiejskiej zapadła decyzja o przeniesieniu wyrzuconego krzyża na terenie miejscowego kościoła grekokatolickiego, dzięki czemu został on uchroniony od zniszczenia. Konsekwencją odmowy wykonania polecenia służbowego przez Pana Petra była kara dyscyplinarna, w wyniku, której został on przeniesiony do pracy przy rozwożeniu mleka, uważanej za jedną z najtrudniejszych w kołchozie a polegającej na samodzielnym ładowaniu ciężkich (100 litrowych) baniek z mlekiem na pakę ciężarówki. Po trzech latach takiej wyczerpującej pracy Pan Petro doznał poważnych uszkodzeń kręgosłupa i przez resztę życia poruszać się będzie o kulach.
Od czasu odbudowy Cmentarza Wojennego we wsi Dytiatyn w 2015 roku, Petro Hrudzewycz pomimo złego stanu zdrowia uczestniczy w każdych obchodach rocznicowych bitwy pod Dytiatynem.
Jenö Etter (1889-1973)
Jenő Etter uczył się w katolickim liceum, które ukończył w 1915 r. Podczas I wojny światowej służył na froncie rosyjskim. Został ranny w Polsce. Po odbyciu służby wojskowej otrzymał doktorat na Wydziale Prawa w Budapeszcie (22 grudnia 1921 r.). Następnie zdał egzamin sądowy i prawniczy. Jako stażysta początkowo pracował w sądzie rejonowym, a następnie w sądzie hrabstwa Pest. W 1925 r. został mianowany prokuratorem generalnym Ostrzyhomia i pełnił tę funkcję aż do 1941 roku, kiedy to wybrano go burmistrzem miasta.
Po wybuchu II wojny światowej uciekinierzy z Polski, uchodźcy wojenni i cywilni szukali schronienia na Węgrzech. W Ostrzyhomiu utworzono obóz dla uchodźców wojskowych (internowanych żołnierzy polskich). Od września 1939 r. Etter aktywnie uczestniczył w akcji przyjmowania i zaopatrywania polskich uchodźców. Zawarł oficjalne kontakty z 9. Wydziałem ds. Zaopatrzenia Ubogich Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a także utrzymywał przyjacielskie stosunki z pracownikiem Ministerstwa Obrony zajmującymi się sprawami Polaków, ponadto współuczestniczył w przerzutach Polaków na Zachód. Za jego osobistą sugestią oddano dla rodzin polskich oficerów ośrodek wczasowy w Ostrzyhomiu. Dzięki niemu prawie 5 tys. polskich żołnierzy uciekło za granicę. Józef Antall, minister odbudowy, złożył w 1945 roku dwa oświadczenia na jego temat. Oświadczył on, że Etter z dużym poświęceniem i zaangażowaniem pomagał w kłopotach polskim uchodźcom. Kiedy został burmistrzem Ostrzyhomia, Antall oficjalnie nawiązał z nim bliski kontakt. Etter zajmował się kwestią socjalną uchodźców przebywających na terenie miasta, a także pomagał i wspierał wielką akcję, która umożliwiała ucieczkę z Węgier blisko 50 tys. polskich uchodźców przez Jugosławię do Palestyny, gdzie szkolono polską armię, której oddziały wsławiły się w walkach w Afryce i we Włoszech. Uważa się, że on sam wsparł grupę liczącą ok. 5 tysięcy żołnierzy. Jego działalność na rzecz uchodźców oznaczała duże ryzyko. Dostarczał również materiały, które później wysyłano aliantom za granicę, aby pokazać, że zagraniczni uchodźcy (w tym Polacy) są dobrze traktowani. Etter został aresztowany przez gestapo 19 marca 1944 roku. Antall twierdzi, że być może z tego powodu został usunięty ze stanowiska burmistrza.
Troszczył się od początku o materiały rejestrujące okrutny los polskich i innych zagranicznych uchodźców. Pozwalał na organizację ruchu oporu, zapewniając im bezpieczeństwo. Etter wstawiał się również za obecnymi w Ostrzyhomiu Żydami, oficjalnie sprzeciwiał się on utworzeniu getta.
Za swoją przychylność wobec Polaków i Żydów został zgłoszony zarówno do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, jak i na Gestapo. Został uratowany przez przyjaciół przed aresztowaniem i deportacją na wezwanie wojskowe. Przebywał następnie w rosyjskiej niewoli. Po powrocie na Węgry był inwigilowany i wykluczony ze sprawowania roli prawnika. Był pod ciągłą kontrolą aż do 1957. Do momentu przejścia na emeryturę pracował m.in. jako portier w piekarni.
Jan Jelinek (1912–2009)
Urodzony w Zelowie (woj. łódzkie), który przed wojną był w większości zamieszkały przez był przez potomków czeskich emigrantów (ewangelików). Był synem Pavla i Karoliny z d. Jersakovej.
W 1937 r. przeniósł się na Wołyń do Kupiczowa i rozpoczął działalność jako kaznodzieja w parafii ewangelickiej. W 1939 r., po wkroczeniu wojsk sowieckich, Jelinek pomagał Polakom uciekającym do Rumunii, udzielając im schronienia na parafii. Od 1941 r., po inwazji niemieckiej, rozpoczął pomoc Żydom. Ukrywał żydowską rodzinę u siebie w domu, pomagał Żydom ukrytym u innych Czechów w Kupiczowie i okolicach, inspirował parafian do niesienia pomocy, Od 1942 r. pomagał wraz z żoną potajemnie dostarczać żywność do getta w Kowlu oraz pomagał w ucieczkach.
W trakcie rzezi wołyńskiej wraz z żoną ukrywał Polaków. Gdy Kupiczów przeszedł ponownie pod okupację sowiecką pomagał Ukraińcom, chroniąc ich przed polskimi akcjami odwetowymi. Łącznie w czasie wojny w Kupiczowie schronienie według różnych szacunków schronienie otrzymało od kilkudziesięciu do nawet kilkuset osób, z których znaczną częścią stanowili Polacy. W kazaniach i w swoich wypowiedziach podkreślał, że nie była dla niego ważna narodowość, wyznanie czy poglądy danej osoby, ale udzielał pomocy i ratował każdego człowieka, gdyż do tego zobowiązywała go miłość chrześcijańska. W 1944 r., wstąpił do I Korpusu Czechosłowackiego, który był podległy Armii Czerwonej. Pełnił tam funkcję medyka. Studiował w szkole oficerskiej i wojnę zakończył w stopniu podporucznika. Po wojnie wraz z żoną osiedlił się w Oračovie i został pastorem w Podbořanach. Zajmował się sprawami repatriacyjnymi Czechów, uratował w tym okresie wielu rosyjskich emigrantów przed wywiezieniem ich do ZSRS, wystawiając fałszywe metryki urodzenia. W 1958 r. odmówił współpracy z czeskimi służbami bezpieczeństwa, za co został skazany na dwa lata ciężkich robót w kopalni. Otrzymał zakaz pracy duszpasterskiej, do której mógł oficjalnie powrócić w 1989 r.
Otrzymał następujące odznaczenia polskie: Uznanie żołnierskiego wysiłku w wyzwalaniu Ziem Polskich w ramach Operacji Jasielskiej – MON RP; Patent i Odznaka „Weteran Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny” (patent nr 77314); czeskie: Krzyż Wojenny Czechosłowacki 1939, Medal Zasługi Republiki Czeskiej II stopnia; Czechosłowacki Wojskowy Medal Pamiątkowy z nadrukiem ZSRS; Dukielski Medal Pamiątkowy; Laudi Memorabilis - Odznaka Szefa Sztabu Generalnego. Rosyjskie: Medal za Zwycięstwo nad Niemcami w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941-1945. Zmarł w Pradze w 2009r.
Anna Jelinkova (1918–2009)
Przyszła na świat 26 czerwca 1918 r. w Zdołbunowie (woj. wołyńskie) w domu Blažek. W 1942 r. poślubiła Jana Jelinka. Wraz z nim ukrywała w swoim domu prześladowanych Żydów. Pomagała także mężowi w dostarczaniu żywności do utworzonego w Kowlu getta.
W trakcie rzezi wołyńskiej, wraz z mężem, dawała schronienie Polakom. Gdy Kupiczów przeszedł ponownie pod okupację sowiecką pomagała Ukraińcom, chroniąc ich przed polskimi akcjami odwetowymi. Łącznie w czasie wojny w Kupiczowie według różnych szacunków schronienie otrzymało od kilkudziesięciu do nawet kilkuset osób, z których znaczną częścią stanowili Polacy. Pomogła w uzyskać dla żołnierzy polskiego podziemia broń i amunicję konieczną do obrony Kupiczowa przed UPA.
W 1944 r., wstąpiła do I Korpusu Czechosłowackiego, który był podległy Armii Czerwonej. Pełniła tam funkcję łączniczki. Po wojnie wraz z mężem osiedlili się w Oračovie.
Otrzymała odznaczenia czeskie: Krzyż Wojenny Czechosłowacki 1939, Medal Zasługi Republiki Czeskiej II stopnia, oraz rosyjskie: Medal za Zwycięstwo nad Niemcami w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941-1945. Zmarła w 2009 roku.
Catherine Olympia Caradja (1893-1993)
Rumuńska arystokratka i filantropka. Mieszkała w Rumunii w latach 1908-1952. W 1939 r. podczas gdy do Rumunii zaczęli przybywać uchodźcy z Polski, księżna Caradja prowadziła Societata Leagarul Sf. Ecaterina – Stowarzyszenie Ochronek św. Katarzyny. Z wielkim oddaniem pracowała na rzecz dzieci polskich. Kierowana przez nią organizacja oddała do dyspozycji polskich uchodźców pawilon przy wielkim zakładzie dla dzieci. Był to duży, jasny i ciepły budynek, wypełniony po brzegi polskimi maleństwami. Ochronka św. Katarzyny przeznaczyła też na potrzeby polskich uchodźców inny budynek w Bukareszcie, do którego uchodźcy zaczęli napływać już 24 września 1939 r.
Ze złożonego przez księżną sprawozdania wynika, że do 26 listopada 1939 r. przeszło przez ośrodek 120 Polaków. Miejsca pobytowe przeznaczone były wyłącznie dla dzieci i ich rodziców, na potrzeby których zaadoptowano pomieszczenia, tworząc m.in. czytelnię, udostępniając radioaparat. Cały budynek był nowoczesny, przeszklony, miał własne ogrzewanie. Specjalnie dla polskich lokatorów pracowała też kuchnia wydająca dzieciom posiłki cztery razy dziennie. Dorośli otrzymywali posiłek trzy razy dziennie. Opieka nad najmłodszymi uchodźcami ( w styczniu 1940 r. szacowano liczbę dzieci do 12 lat na 700 osób) wymagała od księżnej częstych wyjazdów w teren i stałego koordynowania i nadzoru nad funkcjonowaniem ośrodków. W 1952 r. uciekła z reżimu komunistycznego i przez 35 lat mieszkała w Texasie.
Do Rumunii powróciła już po rewolucji, w 1989 r. Na świecie znana jest z pomocy humanitarnej udzielanej podczas II wojny światowej a zwłaszcza z wysiłków na rzecz zmniejszenia ciężaru niewoli ponad tysiąca amerykańskich i brytyjskich lotników, wziętych do niewoli podczas bombardowania Rumunii. Te działania przyniosły jej przydomek „Angel of Ploieşti”.
wkt/PAP/KPRP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/553308-prezydent-wreczyl-medale-virtus-et-fraternitas