Sprawa projektu ustawy o uprawnieniach artysty wywołała olbrzymie oburzenie, głównie za sprawą opłaty reprograficznej. Rzecz w tym, że wspomniana opłata obowiązuje w Polsce już od 1996 roku, tyle że obejmuje urządzenia, z których praktycznie już nikt nie korzysta (kasety magnetofonowe, kasety VHS, itp.). Nowa regulacja dokonuje pewnej aktualizacji katalogu sprzętów, która nie jest niczym zaskakującym w państwach Europy Zachodniej. Skąd zatem kontrowersje? I tu artyści mogą podziękować niektórym przedstawicielom swojego środowiska.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wśród „głównych problemów” uzasadniających wprowadzenie regulacji wymienia: „bardzo złą sytuację materialną środowiska”.
Jak podkreśla resort:
60 proc. artystów znajduje się w trudnym położeniu (zarobki poniżej średniej krajowej), zaś 30 proc. w bardzo trudnym (zarobki poniżej płacy minimalnej, przy konieczności samodzielnego opłacania składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne), tylko niecałe 7 proc. artystów można zaliczyć do osób względnie zamożnych.
Ministerstwo zwraca też uwagę na „brak stabilności zatrudnienia”.
Aż 54 proc. artystów pracuje w ramach umowy o dzieło, 30 proc. pracuje bez żadnej umowy, a jedynie ok. 14 proc. może liczyć na umowę o pracę na czas nieokreślony.
Nie tylko artyści
Nowa regulacja i wiążąca się z nią opłata – jak podkreśla MKiDN – niebędąca podatkiem (nie zasili bowiem budżetu państwa i jednostek samorządu terytorialnego) ma być panaceum na bolączki, które pozwoli artystom na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne. Status artystów ma potwierdzać „reprezentatywne stowarzyszenie artystyczne” lub „związek twórczy”.
Rzecz w tym, że przy obecnych uwarunkowaniach społeczno-gospodarczych przedstawiciele różnych zawodów mogliby wskazać na podobne bolączki. W końcu mnóstwo copywriterów czy dziennikarzy również pracuje na podstawie umów, które nie gwarantują ubezpieczenia. Oni również mogliby podnosić podobną argumentację, co artyści. Czy też mają się zrzucać na system, którego nie są beneficjentami?
Wątpliwości budzi również cedowanie na organizacje środowiskowe zadań zmierzających do weryfikacji dorobku artystycznego. Już teraz wiemy, jak funkcjonuje rożnego rodzaju artystyczne gremia, w których ludzie bez jakichkolwiek sukcesów czy spektakularnego dorobku oceniają pracę innych. Znamy dobrze pracę tych wszystkich komisji, jury, rad, w których zasiadanie jest często jedynym sensem zawodowego życia szacownych członków itp. Dlaczego mamy uważać, że tym razem nie będzie podobnie? Z drugiej strony należy docenić, że resort idzie w kierunku przekazywania kompetencji przedstawicielom poszczególnych dziedzin, a nie ślepego centralizmu, w którym nie daj Bóg jakaś straszna centralna państwowa komisja miałaby oceniać dorobek twórczy.
Kto szkodzi twórcom?
Artyści i przedstawiciele MKDiN mówią o „hejcie”, jaki rozlał się na nich po zaprezentowaniu pomysłu. Nie kierowałbym jednak pretensji w kierunku zdezorientowanych podatników, którzy i tak co i rusz są dociążani kolejnymi daninami (nawet jeśli nie dostąpią zaszczytnego miana „podatku”), ale do niektórych przedstawicieli samych środowisk artystycznych.
Trudno bowiem zrozumieć sytuację, w której specjaliści od preparowania tandetnej (acz dochodowej) papki dla mas narzekają na głodowe emerytury czy trudny czas pandemii. Owszem, to zaledwie kilka procent całego środowiska, ale to właśnie ta grupa w ostatnim czasie była najbardziej hałaśliwa, w dodatku prezentując idiotyczne argumenty z poprzedniej epoki. Kiepskie warunki i roszczeniowa postawa nie są najlepszymi argumentami za postulowanym stanowiskiem, nawet jeśli można uznać jego częściową sensowność.
Rola mediów publicznych
A skoro już mówimy o wsparciu. To od czego są media publiczne, które przecież pełnymi garściami korzystają z zasobności naszych portfeli? Czy to nie Telewizja Publiczna i Polskie Radio powinny być przyczółkami dla przedstawicieli środowisk twórczych, zwłaszcza takich, które przyczyniają się do pielęgnowania czegoś, co górnolotnie nazwalibyśmy kulturą i dziedzictwem narodowym?
Może zamiast kolejnego odcinku lansowania miałkich popisów Rafała Brzozowskiego czy epatowania nas tandetą spod znaku Zenka Martyniuka, lepiej zaprezentować koncert muzyki jazzowej, puścić kilkuminutowy przerywnik w postaci występu tanecznego czy w pasmach informacyjnych przemycać coś z gatunku „kultury wysokiej”? Niech dodatkowe daniny na TVP trafią też do tych kręgów. Z pewnością będzie to dla podatników łatwiejsze do przełknięcia niż dokładanie do niedoszłego finalisty Eurowizji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/551961-artysci-oplata-i-srodki-publiczne-a-co-reszta-danin