Jeśli nie dokona się w polskiej nauce i na uczelniach jakieś trzęsienie ziemi, grajdoł będzie trwał i demoralizował kolejne pokolenia adeptów nauki.
Nie ma się co łudzić: polska nauka nie istnieje w międzynarodowej konkurencji. Co oznacza przede wszystkim, że nie mamy czym konkurować. To nie jest problem ostatnich lat, gdyż marny stan obecny jest tylko rezultatem nawet dekad wmawiania sobie, że co jak co, ale polska nauka to potęga. I to nie jest problem tylko Polski, lecz wszystkich państw postkomunistycznych. Tyle że Polska jest z nich największa i powinna mieć największy potencjał. Nie ma. Prawdziwy wniosek powinien być więc taki, że polska nauka to nędza. Podobnie jak polskie uczelnie, które dzielnie walczą w ogonach rankingów. I nie wygląda na to, żeby tzw. reforma Gowina cokolwiek tu zmieniła.
22 kwietnia 2021 r. Europejska Rada Badań Naukowych (ustanowiona w 2007 r.), ciało powołane przez Komisję Europejską, opublikowała listę grantów ze środków programu Horyzont 2020. I polska nauka tam nie istnieje albo istnieje jako absolutny margines. Horyzont 2020 to unijny program badań naukowych i innowacji o wartości około 80 mld euro, realizowany poczynając od 2014 r. (do roku 2020). Na lata 2021-2027 program zyskał nazwę Horyzont Europa i ma dysponować 95,5 mld euro. Program ma wiele celów, ale skupmy się na grantach dla najlepszych naukowców i ich pomysłów, czyli na środkach na tzw. badania pionierskie. Europejska Rada Badań Naukowych w pierwszej perspektywie (2007-2013) miała w tej kategorii do dyspozycji 7,51 mld euro, w następnej perspektywie 13,1 mld euro, a na lata 2021-2027 zaplanowano 16 mld euro, z czego 1,9 mld euro na badania pionierskie dla około 1000 naukowców.
ERBN chwali się, że w gronie tych, którzy korzystali z jej grantów jest 7 laureatów Nagrody Nobla, 4 – Medalu Fieldsa i 9 Nagrody Wolfa. Granty wygenerowały 150 tys. naukowych publikacji, w tym 6,1 tys. takich, które znalazły się wśród najczęściej cytowanych. Aż 70-80 proc. projektów okazało się przełomowych, a 25 proc. z nich oznaczało fundamentalny postęp badawczy. Można więc powiedzieć, że granty ERBN (przyznawane także naukowcom spoza państw UE, tylko muszą oni prowadzić badania na terenie UE) są sprawdzianem poziomu nauki w poszczególnych państwach, uczelniach i innych ośrodkach badawczych oraz kwalifikacji i aspiracji samych naukowców. I pod tym względem Polska praktycznie nie istnieje na naukowej mapie Europy.
ERBN przyznaje trzy rodzaje grantów: Starting (dla początkujących naukowców, czyli 2-7 lat po doktoracie), Consolidator (dla usamodzielniających się naukowców, czyli 7-12 lat po doktoracie) i Advanced (dla naukowców o uznanym dorobku). O ile w dwóch pierwszych kategoriach Polacy w ogóle zaistnieli (16 grantów w latach 2007-2013 i 29 w latach 2014-2020), to w tej najważniejszej się nie liczymy. W kategorii Advanced od 2007 r. granty dostało zaledwie 5 polskich naukowców, zaś w najnowszym rozdaniu, gdy do wzięcia było 507 mln euro – żaden. Zero. Granty Advanced przyznano 209 naukowcom: projekty są zlokalizowane w 14 państwach, zaś naukowcy reprezentują 25 narodowości. Najwięcej grantów jest realizowanych w Wielkiej Brytanii (51), w Niemczech (40), Francji (22), Holandii (17), Austrii i Szwajcarii (po 12), Hiszpanii (11), Włoszech (8), Szwecji i Belgii (po 7). Najwięcej grantów realizują naukowcy niemieccy (53), brytyjscy (32), francuscy (21), włoscy (14), holenderscy (13), belgijscy (11), szwedzcy i szwajcarscy (po 9).
Granty ERBN są przyznawane w trzech kategoriach: Life Sciences (biologia, genetyka, fizjologia, neuronauka, biotechnologia, ekologia etc.), Physical Sciences and Engineering (matematyka, fizyka, chemia, informatyka i różne działy inżynierii) oraz Social Sciences and Humanities (jednostki, rynki, organizacje; instytucje, wartości, środowisko; świat społeczny, różnorodność; umysłowość; kultura; badanie przeszłości etc.). W żadnej z tych grup badań w ostatnim rozdaniu grantów nie ma nawet jednego naukowca z Polski, co oznacza, że we wszystkich dziedzinach jest równie kiepsko. Skalę nędzy pokazuje to, że granty przyznane dotychczas polskim naukowcom (przede wszystkim w tych mniej liczących się kategoriach) miały wartość zaledwie 3 promili dostępnych środków.
Smutny wniosek jest taki, że naukowcy z Polski z jednej strony boją się międzynarodowej konkurencji i konfrontacji (stąd zaledwie kilka wniosków w kategorii Advanced, zresztą odrzuconych), z drugiej – nie chcą się kompromitować, mając świadomość wtórności bądź niskiej wartości swoich projektów. Ale najgorsze jest to, że całkiem dobrze, a niektórzy nawet znakomicie mogą funkcjonować w Polsce, nie zawracając sobie głowy międzynarodową konkurencją. I nie zawracając sobie głowy jakością badań, gdyż nawet te będące dowodem kompletnej nędzy i wtórności są finansowane (także grantami) w kraju. I rezultaty tych nędznych badań są w Polsce publikowane, zapewniając stosowną liczbę punktów. Oznacza to, że ogromna część polskiej nauki funkcjonuje w krajowym rezerwacie i poza jakąkolwiek realną konkurencją. Są oczywiście chlubne wyjątki, ale jest ich bardzo mało.
Jeśli nie dokona się w polskiej nauce i na uczelniach jakieś trzęsienie ziemi, ten grajdoł będzie trwał i demoralizował kolejne pokolenia adeptów nauki. Wszyscy będą zadowoleni, tylko nic z tego nie będzie wynikało. Nic pożytecznego. Przede wszystkim nie skorzysta polska gospodarka, która bez realnych osiągnięć nauki nie ma szans na wyrwanie się z zaklętego kręgu średniego rozwoju. Bez osiągnięć nauki nie wzrośnie produktywność, która jest ściśle powiązana z innowacyjnością. Jest zdumiewające, że ten naukowy grajdoł funkcjonuje sobie od dekad w najlepsze, a reformy to tylko przykrywka, żeby nic się nie zmieniło tam, gdzie zmienić się powinno najwięcej. Nie wolno tego tolerować, bo to ważna część polskiej racji stanu. Nie mówiąc o marnowaniu miliardów złotych na naukowe badziewie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/549137-dowod-ze-nasza-nauka-to-straszny-grajdol