Minął ponad tydzień, odkąd francusko-amerykański intelektualista Guy Sorman w wywiadzie dla „The Sunday Times” oskarżył słynnego filozofa Michela Foucaulta o pedofilię.
Przypomnijmy, że Sorman powiedział, iż w 1969 roku z grupą przyjaciół odwiedził Foucaulta w Tunezji, a dokładniej w wiosce Sidi Bou Said, w której filozof wówczas mieszkał. Sorman twierdzi, że Foucault płacił małym arabskim chłopcom za seks, z których najmłodszy miał 9 lat. Filozof miał wykorzystywać ich na miejscowym cmentarzu. Sorman twierdził też, że Foucault nie mógłby popełnić takich obrzydliwości we Francji, gdyby się na nie odważył.
Tak więc od czasu publikacji tych wiadomości w „The Times” minął ponad tydzień, a żadne z innych mainstreamowych mediów na Zachodzie nie zwróciło na nie zbyt dużej uwagi. Po prostu zignorowały zarzut, że jeden z najbardziej wpływowych filozofów politycznych drugiej połowy XX wieku był pedofilem.
50 lat milczenia
To prawda, że te oskarżenia mają w sobie poważne wady.
Choćby ten, dlaczego Sorman dopiero teraz, po 50 latach, mówi o tych nadużyciach wobec arabskich chłopców? Dlaczego nie zgłosił tego natychmiast na policję? I czy ten zarzut ma związek z faktem, że trwa promocja jego nowej książki, więc każda reklama jest mu bardzo na rękę?
Ale pomimo tych wszystkich pytań jedno jest całkowicie jasne. Gdyby przypadkiem prawicowy naukowiec czy może katolicki prałat zostały oskarżony o takie zbrodnie - pisałyby o tym od wielu dni wszystkie zachodnie media (a potem oczywiście i polskie). I to niezależnie od poważnych pytań o wiarygodności świadka.
Co więcej, gdyby jakiś prawicowy filozof polityczny został oskarżony o seksualne wykorzystywanie dzieci w krajach kolonialnych, bez wątpienia księgarnie internetowe, takie jak Amazon, natychmiast zablokowałyby sprzedaż jego książek, a jego uczniowie pisaliby pełne sprzeciwu wobec profesora artykuły.
Równi i równiejsi
W tym przypadku jednak, proszę państwa, to nie jest jakiś „faszysta”, to jest Foucault. Człowiek, który swoją pracą i tezami położył podwaliny pod to, co obecnie nazywamy „polityką tożsamości”, a także podwaliny teorii gender i queer.
I dlatego „cancel culture” i kultura „woke”, które wynikają z tej polityki i które są przedstawiane jako strażnicy sprawiedliwości społecznej, nigdy nie odpowiedzą na te nadużycia wobec arabskich dzieci i nigdy ich nie potęipą.
Dlaczego? Cóż, ponieważ prawdopodobnie przecięliby gałąź, na której sami siedzą. I w taki sposób znowu potwierdza się prosta i smutna prawda, już wielokrotnie pokazywana. Cała ta historia z nowoczesną „walką o sprawiedliwość społeczną” nigdy nie dotyczyła ofiar i tego, jak im pomóc. To zawsze była ideologia, która chce zdominować świat.
Przykład Michela Foucault jasno to pokazuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/546159-tylko-nie-mow-nikomu-o-michelu-foucault