”Tylko osoba wyjątkowo naiwna mogłaby sądzić, że politycy partii Roberta Biedronia, czy pana Adriana Zandberga nagle stali się specjalistami od liturgiki, homiletyki i tradycji pobożnościowych. Stroją się w szaty specjalistów. Oni nie wiedzą, na czym polega życie liturgiczne, na czym polega kult chrześcijański. Jest to wyzwanie dla naszego zdrowego rozsądku, ponieważ nie chodzi o żadną troskę o życie duchowe wiernych, tylko chodzi o dokuczanie, represjonowanie, w jakiś sposób nękanie Kościoła” - ocenia w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Grzegorz Kucharczyk, historyk.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Czy ataki na Kościół, na świątynie – te słowne i fizyczne, rosnącą falę agresji, możemy porównywać do wydarzeń, które miały miejsce w historii Polski?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: Z pewnością możemy to porównywać, spojrzymy na cel ataków. Kościół za cel ataków od początku istnienia na ziemiach polskich wybierały władze komunistyczne. Podobne było też uzasadnienie – np. przekonanie komunistów, że Kościół jest zawadą, przeszkodą na drodze do realizacji ich celów. Trzeba pamiętać, że władze komunistyczne kierowały się ideologią marksistowską. Teraz mamy analogiczną sytuację, jeśli chodzi o cel i uzasadnienie. Zmieniają się natomiast metody. Oczywiście komuniści nie mieli do dyspozycji internetu, gdzie obecnie wylewa się fala hejtu przeciwko Kościołowi, ludziom wierzącym. To właśnie internet jest dla wielu młodych ludzi jedynym miarodajnym źródłem informacji, a nawet autorytetem, jeśli chodzi o kwestie światopoglądowe. To jest ta różnica. Gdy chodzi o cel i jego uzasadnienie, jest pełna analogia. Co do metod walki z Kościołem, one się zmieniają, dziś są bardzo brutalne. Pamiętamy z historii, że w latach 50., w okresie stalinowskim, pod kościołami też stały oddziały Związku Młodzieży Socjalistycznej i śpiewali: „Waszymi bogami gardzimy”. Dlatego analogia z wojującymi bezbożnikami z Rosji bolszewickiej była i jest.
Wolność wyznania jest zagwarantowana przez Konstytucję, mimo to atakowane są właśnie kościoły i cała wspólnota. Dlaczego tak się dzieje?
Katolicyzm jest traktowany przez zwolenników rewolucyjnej przebudowy świata jako źródło cywilizacji, która ma zostać usunięta, ma zrobić miejsce wizji nowego wspaniałego świata. Dlatego katolicyzm jest tak bardzo atakowany, depcząc przy tym wszystkie wolnościowe prawa – wolności obywatelskie zapisane w Konstytucji, różnych układach międzynarodowych ratyfikowanych przez Polskę. Tu obowiązuje stara rewolucyjna zasada: nie ma wolności dla wrogów wolności. Ostatni przykład – zupełnie skandaliczny – ukarania pani prof. Ewy Budzyńskiej z Uniwersytetu Śląskiego tylko dlatego, że w czasie zajęć prezentowała poglądy, które ma Kościół na temat m.in. szeroko pojętej moralności, życia seksualnego pokazuje, że zasada gnębienia, deptania podstawowych praw obywatelskich w imię rzekomo większej wolności jest praktykowana. Cóż dopiero powiedzieć o coraz bardziej rozszerzającym się zjawisku cenzury w internecie, w mediach społecznościowych.
W styczniu cały świat widział, jak w spektakularny sposób zbanowany został urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych. To samo dzieje się ze stronami katolickimi, filmami katolickimi na YouTube – przypominającymi naukę Kościoła w kwestii poszanowania prawa naturalnego, życia, rodziny. Nagrania co rusz były banowane, zawieszane. Widać, że w przypadku katolików cenzura ma znacznie dłuższą historię, niż spektakularne przejawy, o których mówił cały świat. Jeżeli dodamy do tego przerażające statystyki pokazujące wzrost fizycznych napaści na kościoły, niszczenia figur, fizycznej napaści na osoby duchowne, to mamy sytuację, że jeśli mówimy o prześladowaniu chrześcijan, katolików, to powinniśmy myśleć nie tylko o dalekiej Nigerii czy Pakistanie. Powinniśmy także rozejrzeć się wokół nas.
Ks. prof. Waldemar Cisło zwracał kiedyś uwagę, że jeśli Europa będzie dalej zwalczała wszystko, co religijne, to w tę pustkę ideologiczną przyjdą inni. Te słowa zdają się być dziś jak najbardziej aktualne.
Można powiedzieć, że to oczywista prawda, którą przypomina ks. prof. Cisło. W wielu krajach zachodnich jest na dziś wizualizowana, pokazywana w namacalny sposób pod postacią burzenia kościołów, zamieniania ich na puby i kluby nocne. Jednocześnie buduje się nowe meczety, które wyrastają dosłownie jak grzyby po deszczu we Francji, w krajach Beneluksu, zachodnich Niemczech. To samo dzieje się w nienależącej już do Unii Europejskiej Wielkiej Brytanii.
Rzeczywistość duchowa nie zna próżni. To puste miejsce po wypchnięciu resztek cywilizacji chrześcijańskiej – w przypadku wielu państw zachodnich to niestety były resztki – zajmuje islam. Nie trzeba daleko się rozglądać. Widzimy, co dzieje się za naszą zachodnią granicą. W Berlinie, najliczniejszą grupą wierzących i praktykujących swoją wiarę – nie tych, co płacą podatek kościelny – są muzułmanie.
Przed świętami Zmartwychwstania Pańskiego ze strony opozycji padało wiele głosów o to, że kościoły powinny być zamknięte, bo stwarzają zagrożenie. Używa się argumentu, że – jak napisano np. na Facebooku Wiosny, „wierni mogą dokonywać swoich obrządków zdalnie”. Trudno to odbierać jako jakiś przejaw troski. Czy to pretekst do kolejnych działań?
Tylko osoba wyjątkowo naiwna mogłaby sądzić, że politycy partii Roberta Biedronia, czy pana Adriana Zandberga nagle stali się specjalistami od liturgiki, homiletyki i tradycji pobożnościowych. Stroją się w szaty specjalistów. Oni nie wiedzą, na czym polega życie liturgiczne, na czym polega kult chrześcijański. Jest to wyzwanie dla naszego zdrowego rozsądku, ponieważ nie chodzi o żadną troskę o życie duchowe wiernych, tylko chodzi o dokuczanie, represjonowanie, w jakiś sposób nękanie Kościoła. Podpatrywanie wiernych, liczenie, ile osób wchodzi do świątyni, ile z niej wychodzi – to wszystko sprawia wrażenie wznowienia działalności ORMO. W czasach komunistycznych była Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej, to teraz mamy Ochotniczą Rezerwę Związku Wojujących Bezbożników, którzy stoją pod kościołami i nagrywają komórkami, ilu wiernych było w świątyni. To mówią ci sami ludzie, którzy nie widzieli żadnego problemu w tym, żeby zwoływać wielotysięczne manifestacje w centrum polskich miast jesienią zeszłego roku pod hasłem Strajku Kobiet. Jakoś wtedy, w miejscach, gdzie się gromadzili – sądząc po ich argumentacji – wirusa nie było.
Opozycja zapowiada likwidację wydziałów teologicznych oraz historycznych na uczelniach. Zdaniem Borysa Budki, przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, wydziały te odbiegają od wymagań nowoczesnego państwa i po ich ukończeniu nie ma pracy dla absolwentów. Czy możemy mówić o uderzeniu w fundament naszej cywilizacji? Bo uniwersytet to zdobycz chrześcijańskiej Europy.
Jeżeli taka jest argumentacja, to zastanawiam się, jakie nowoczesne państwa pan poseł Borys Budka ma na myśli. W takich państwach, jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone, wydziały historii są na najbardziej renomowanych uczelniach: Cambridge, Oxford, Harvard, Yale, Berkeley. To, jak historia jest tam wykładana, to inna sprawa, natomiast te wydziały funkcjonują. Wydaje mi się, że USA i Wielka Brytania są nowoczesnymi państwami. Jednak może okazać się, że według posła Budki tam także rządzi „pisowska” dyktatura? Gdy idzie o wydziały teologiczne, to spójrzmy na zachód od nas. Wydaje mi się, że Republika Federalna Niemiec też jest całkiem nowoczesnym państwem. Tam na uniwersytetach, nie tylko katolickich, są wydziały teologiczne. Zasadnicze pytanie jest takie, co pan poseł Budka rozumie przez pojęcie nowoczesnego państwa?
Często słyszymy też z ust polityków wezwania do rozdziału Kościoła i państwa, pada hasło „sojusz ołtarza z tronem”, że Kościół ma duży wpływ na władzę świecką - chociażby w przypadku wyroku TK z października? Co to tak naprawdę oznacza?
Wydaje mi się, że np. politycy Lewicy, politycy Platformy Obywatelskiej, którzy coraz bardziej dryfują w lewą stronę, jeżeli mówią o czymś takim, to raczej należy to interpretować w ten sposób, że nie podoba im się inny sojusz, który został potwierdzony przez historię – sojusz ołtarza z narodem. Proszę zwrócić uwagę, że wezwaniu do zaatakowania sojuszu ołtarza z tronem towarzyszy hasło rozdziału Kościoła od państwa. Pod tym drugim hasłem Lewica i PO rozumie rozdział Kościoła od społeczeństwa, od kultury społeczeństwa, od życia codziennego, od obyczajów społeczeństwa – to jest istotą tego hasła, bo tak zawsze było. Jak popatrzymy na to, co działo się w krajach zachodnich, gdzie forsowano odgórną laicyzację pod szyldem rozdziału Kościoła od państwa, to w ten sposób się to odbywało. To oznacza, że gdyby taki scenariusz był realizowany, to pierwszą ofiarą takiej polityki będzie wolność – np. wolność rodziców, którzy nie będą mogli wychowywać dzieci w taki sposób, by były wolne od indoktrynacji pod hasłem tak zwanego wychowania seksualnego w szkołach. To będzie pogwałcenie wolności tych pracowników naukowych, profesorów, wykładowców, którzy nie będą chcieli podporządkować się pod ideologiczne dyktando. Wreszcie, będzie to deptanie wolności tych wszystkich, którzy nie będą sobie życzyli dominacji obsceny i tego typu wulgarnych treści w przestrzeni publicznej. Zawsze pierwszą ofiarą ideologicznej polityki jest wolność.
Co może nas czekać, jeśli nie przeciwstawimy się tej rewolucji?
Obserwując to, co działo się na ulicach naszych miast jesienią zeszłego roku, większość z nas miała, bądź powinna mieć poczucie, że nic nie jest dane raz na zawsze. To był ostatni dzwonek dla tych, którzy ciągle uspokajają i mówią, że „Polska jest katolicka”, „Polska Jana Pawła II, Matki Bożej Jasnogórskiej”. Każda z tych osób, każdy ze świętych symboli jest dziś atakowany, szargany. Te mocne ataki służą też przetestowaniu, sprawdzeniu, jak daleko można się posunąć, na ile ta „szokowa terapia” przynosi skutek. Ze strony tych, którzy chcą realizować rewolucyjny program przebudowy Polski, możemy spodziewać się wzmożenia aktywności, zradykalizowania ich żądań – co do tego nie ma wątpliwości.
Co my możemy w tej sytuacji zrobić?
Musimy odrobić lekcję po ostatnich wydarzeniach – uświadomić sobie, że trzeba z powiedzeniem „nasza chata z kraja”, z uspokajaniem się, że nie takie rzeczy przetrwaliśmy jako Kościół. I rzecz bardzo ważna – trzeba budować własne „serwery”. To oznacza budowę pewnej infrastruktury – nauczania, szkolnictwa wyższego, która nie będzie drugim obiegiem, konspiracją, tylko będzie dawać instytucjonalne oparcie, alternatywę w świecie, który może być poddany rewolucyjnej ideologii, która z natury nie lubi wolności. Dlatego, jeśli mamy taką możliwość, to twórzmy własne „serwery”. Co szczególnie niepokoi zwolenników tzw. postępu i tolerancji? To np. instytucjonalny wymiar bronienia prawa naturalnego. Trzeba tworzyć takie instytucje, bo to jedyne wyjście z tej sytuacji.
Rozmawiała Weronika Tomaszewska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/545363-wywiadataki-na-kosciol-prof-kucharczyk-nie-badzmy-naiwni