W Kościele bł. Władysława z Gielniowa na warszawskim Ursynowie upamiętniono dziś - w 120. rocznicę urodzin - sługę Bożego Jánosa Esterházyego. W imieniu Prezydenta RP Andrzeja Dudy udział w uroczystościach wziął minister sekretarz stanu w KPRM Adam Kwiatkowski. Obecni byli także przedstawiciele ambasady Węgier oraz władze IPN i przyjaciele pamięci tego wyjątkowego człowieka.
Prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Jarosław Szarek w rozmowie z portalem wPolityce.pl podkreślił, że János Esterházy jest postacią, która tak jak rotmistrz Witold Pilecki powinna znaleźć się w centrum naszej pamięci:
Jest dramatem naszej współczesności, że dopiero kilkadziesiąt lat po odzyskaniu wolności zaczynamy na szerszą skalę dostrzegać takich ludzi jak János Esterházy. To postać, która powinna być symbolem naszej wspólnej obecności w Europie - Węgrów, Polaków, Słowaków. Jest ona świadectwem tego, czego doświadczyliśmy w starciu z totalitaryzmem.
To człowiek, w odniesieniu do którego toczy się proces beatyfikacyjny. Człowiek, którego fundamentem była Ewangelia. Dziś jego hasło - „Naszym znakiem jest Krzyż” - współczesna Europa odrzuca, ona cała odwraca się od krzyża, chce wyrugować te wartości. Wartości, które Jánosowi Esterházyemu dawały siłę.
Był politykiem. To pozwalało mu stawać w obronie tych, którzy tej pomocy potrzebowali. Musimy pamiętać o kontekście, o tym, że Węgry po I wojnie światowej straciły 2/3 swojego terytorium i duża część narodu znalazła się z dnia na dzień poza granicami. János Esterházy mógł przenieść do nowych Węgier, ale wybrał pozostanie z mniejszością węgierską w ówczesnej Czechosłowacji. Stał się jej rzecznikiem. A gdy przyszła II wojna światowa też dawał świadectwo, głosując jako jedyny poseł do słowackiego parlamentu przeciwko deportacjom Żydów.
Miał świadomość, w jakich czasach żyje. W 1944 roku powiedział, że los Europy środkowo-wschodniej to wybór między szatanem a belzebubem. Wówczas miejsce totalitaryzmu brunatnego, niemieckiego, zajmował totalitaryzm czerwony, sowiecki. I wówczas też rozpoczęła się jego droga krzyżowa, trwająca 12 lat.
Miał bardzo mocną wiarę. Wszystkie świadectwa, które pozostawili jego współwięźniowie, czy to w sowieckich łagrach, czy to w więzieniach Czechosłowacji, mówią, że mimo potwornych prześladowań nigdy się nie załamał. Był natchnieniem dla innych. Nigdy się nie skarżył na swój los, mimo, że być ciężko chory. Przed podróżą z Sowietów na proces do Bratysławy był tak słaby, że musiano go leczyć przez cały rok. Mierzył 184 centymetry, ważył 47 kilogramów. Był chory na płuca, miał problemy z oddychaniem. Jego siostra wspominała, że już nie miał siły, by się modlić, do takiego stanu go doprowadzono. Nękano go w różny sposób, np. umieszczając w celach z więźniami kryminalnymi, którzy próbowali zdeptać jego wiarę, którzy szydzili z wszystkiego, co dla niego było ważne. Nie pozwalano siostrze na przekazanie różańca.
Władze komunistyczne skazały go w czasie 15-minutowej rozprawy na karę śmierci, później zamienioną na 25 lat więzienia. Był to jednak pozorny humanitaryzm, ponieważ było jasne, że János Esterházy tego więzienia nie przeżyje. Gdy zmarł, postarano się o takie potraktowania ciała, by jego szczątków nigdy nie dało się odnaleźć. Ciało skremowano, i skazano na zapomnienie. Pamięć o tak wybitnym człowieku, który powinien być patronem całej Grupy Wyszehradzkiej, jednak nie zginęła. To był arystokrata ducha, na tym polegała jego wielkość.
Jego matka była Polką, ale jego związki z Polską były głębsze. Po 1939 roku pomagał naszym żołnierzom, uciekinierom. To on przewoził do Budapesztu, swoim samochodem, gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Później, co warto podkreślenia, gdy skazywano go w Moskwie na 10 łat łagrów, to jednym z zarzutów było to, że opublikował w węgierskiej prasie artykuł, w którym oskarżał Związek Radziecki o dokonanie zbrodni w Katyniu. Zrobiono z tego zarzut współpracy z nazistami.
Na szczęście János Esterházy ma godnych ambasadorów swojej pamięci. Wskażę tu zwłaszcza na pana Imre Molnára oraz Pawła Cebulę OFMConv. Wyszło parę książek, coraz więcej też przedsięwzięć z nim związanych. Bardzo ważne jest rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego.
Przekonywał, że tylko te narody, które pamiętają o swoich wielkich przodkach, które odnoszą się do przeszłości, mają szansę na dobry los i wieczne trwanie. My zbyt długo nie pamiętaliśmy o takich postaciach jak János Esterházy. Tak samo jak o Pileckim. Myślę, że pamięć o Jánosu Esterházym przejdzie te same koleje co pamięć o naszym Rotmistrzu, i za jakiś czas będzie to postać powszechnie znana, nie tylko w Polsce czy na Węgrzech.
Oczywiście, dziś na Słowacji można zauważyć pewien opór wobec upamiętnienia tego bohatera, ale to też pewnie zostanie przełamane. Bo János Esterházy nigdy nie działał przeciwko narodowi słowackiemu, nigdy przeciwko niemu nie występował. On sprzeciwiał się jedynie systemowi komunistycznemu, który wielu ludzi uwikła w zło. To jest postać, która może nas łączyć, która nie będzie nas dzieliła. Ona nie jest przeciw komukolwiek. I co ważne, to także postać, która swoje życie oparła na wartościach, które narodowi słowackiemu są do dziś bardzo bliskie.
Skaj
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/543070-prezes-ipn-zbyt-dlugo-nie-pamietalismy-o-takich-postaciach