Najcenniejsze dla ludzkości jednostki i społeczność, czyli LGBT powinna być najważniejszym podmiotem dziejów i mieć nieograniczone przywileje.
Właściwie można by powiedzieć, co to kogo obchodzi, że centrum wszechświata ma być aktor Jacek Poniedziałek. Co kogo obchodzi Poniedziałkowy czysty solipsyzm? Demonstrowany przy okazji premiery książki „(Nie)Dziennik” tegoż w rozmowie autora z Michałem Nogasiem (6 marca 2021 r. w „Gazecie Wyborczej”). Ta rozmowa (i przede wszystkim książka) wiele mówi o tym, dlaczego jedne z pierwszych decyzji prezydenta Joe Bidena dotyczą LGBT. Dlaczego Parlament Europejski chce uczynić Unię Europejską wielką strefą LGBT? Dlaczego w Polsce ma nie być niczego ważniejszego niż LGBT? Dlaczego na świecie nie ma być niczego ważniejszego?
Na początek, podążając za Immanuelem Kantem, ustalmy, że wszelkie wypowiedzi na temat LGBT powinny być i są sądami syntetycznymi a priori. Albo, w wersji fenomenologicznej, są „istotą samą w sobie”, do której dochodzi się metodą redukcji ejdetycznej. Powszechnie obowiązującymi i nie wymagającymi dowodu, dlatego że oddają najgłębszą istotę rzeczy czy bytu. Niestety świat nie dorósł do takiego ich rozumienia, więc trzeba to a posteriori udowodnić. A najlepiej nadają się do tego różne współczesne wersje „Cierpień młodego Wertera” pomieszanych z „Niepokojami wychowanka Törlessa”. To, co a posteriori jest przy tym dramatyczne, a wręcz tragiczne, bo taki może być wyłącznie los wybitnych jednostek. I cały świat musi się temu dramatowi przyglądać, żeby nie być obojętnym.
Powiada Poniedziałek Nogasiowi: „W moim homoseksualnym doświadczeniu najtrudniejsze jest to, że wychowywałem się w epoce, miejscu i środowisku, gdzie ze swoją innością byłem sam. A przynajmniej przez całe lata tak się czułem, bo jeśli byli jacyś inni ‘inni’, to z reguły starsi, ukrywający się przed światem lub powszechnie wyśmiewani, szykanowani, pozbawieni sympatii sąsiadów i rodzin. Byli obiektem drwin, szyderstwa, a to najgorsze, co może się człowiekowi przytrafić”. LGBT to wyłącznie doświadczenie heroiczne. Nie dość, że prześladowania, to jeszcze samotność. Dlatego, gdy już się z tej fazy wyjdzie, nie tylko trzeba głosić światu o LGBT sądy syntetyczne a priori (poza cierpieniami i niepokojami), ale też imperatyw kategoryczny. Nie w wersji Kanta, że „należy postępować wedle takich reguł, co do których chcielibyśmy, aby były one stosowane przez każdego i zawsze”, lecz takiej, że „każdy i zawsze powinien postępować wedle reguł dotyczących choćby jednej osoby LGBT”. Odwrócony imperatyw kategoryczny jest kluczem do wszystkiego.
LGBT to szlachetne cierpienie i poświęcenie, wynikające – jak to ujmuje Nogaś - ze „wstydu, braku pewności, lęku przed niezrozumieniem czy krzywym spojrzeniem”, a także biorące się „z niskiego poczucia własnej wartości”. To wszystko trzeba przepracować, a to też cierpienie. Potrzebne, żeby poprzez (to znowu słowa Nogasia) „bezkompromisowość w opowieści o nabywaniu świadomości, skąd pochodzisz, w jakim świecie dorastałeś i jak musiałeś zawalczyć o siebie”, dojść do głębokiej prawdy, że trzeba „porzucić dawny świat, dawnego siebie, by stać się w pełni sobą”. A łatwo nie jest, zważywszy, że „nawet tu, w Warszawie, znajdą się ludzie, którzy chętnie wytkną ci, skąd i kim jesteś”.
Aktor Jacek Poniedziałek mówi wprost: trzeba zajmować świat sobą, nie dać mu o sobie zapomnieć, nie dać wytchnienia od siebie. Trzeba wręcz świat sobą zamęczać. Właściwie nic się nie liczy poza sobą (stąd ten solipsyzm) i potrzebami zredukowanymi do własnych. Trzeba nie tylko je ujawniać, ale cały świat nimi szantażować. Brać świat jako zakładnika. Bo te własne potrzeby są najwyższym stadium wolności, a kto tego nie przyjmuje do wiadomości i jako moralnego zobowiązania, jest wrogiem wolności i człowiekiem niemoralnym.
Nie ma bardziej heroicznej biografii niż żywoty osób LGBT. I za ten heroizm należy się nie tylko proste zainteresowanie świata, ale wręcz zobowiązanie, żeby się tym interesować oraz dla LGBT działać. Obojętność jest znacznie większym grzechem niż niechęć, gdyż dotyczy dużo większej skali i naturalnych odruchów. I to czyni z obojętności, braku zainteresowania prawdziwą zbrodnię. A świat, Europa, Polska nie mogą być na zbrodnie obojętni. Muszą być tak urządzone, żeby zbrodnię obojętności wyrwać z korzeniami. Dlatego Joe Biden robi to, co robi, a Parlament Europejski postuluje wielką strefę LGBT.
Nawet jeśli a posteriori odkrywa się jakieś własne wady, są one ostatecznie zaletami, dowodem wyjątkowości, wielkiej wrażliwości. I są one skutkiem wcześniej doznanych cierpień. W ramach redukcji ejdetycznej Jacek Poniedziałek doszedł wszak do fundamentalnego pytania (i nie on): „Boże, dlaczego urodziliśmy się właśnie tutaj? Dlaczego mamy takiego pecha, żebyśmy musieli walczyć o tak oczywiste rzeczy? Powinniśmy po prostu żyć i pracować, nie musimy się wszyscy kochać, ale powinniśmy się na elementarnym poziomie rozumieć, szanować. A nie tracić czas na nienawiść, przemoc domową, katowanie kobiet, młodych gejów i lesbijek, wyrzucanie ich z domu, doprowadzanie ich do samobójstw, oddawanie ich w ręce psychiatrów”.
Tylko zaślepienie może stać za tymi, którzy nie dostrzegają zbrodni przeciw LGBT. One są przecież tak powszechne jak opadające jesienią liście. Trzeba o nich mówić, nimi epatować, szantażować i wywijać, bowiem przeciętni ludzie są tak poznawczo i moralnie ograniczeni, że w ogóle ich nie dostrzegają. Prześladowania i wielkie cierpienie wymagają zadośćuczynienia i pokuty tych, którzy takie piekło na Ziemi zgotowali. To oczywiste. Stąd Europa jako wielka strefa LGBT, pokutne działania Joe Bidena i konieczność dokonania w Polsce rewolucji.
Za historyczną, emancypacyjną, moralną i rewolucyjną rolą LGBT przemawia to, co opisał m.in. René Girard, a co Jacek Poniedziałek przedstawia w błysku olśnienia: „Zawsze musimy mieć w społeczeństwie jakiegoś kozła ofiarnego. Uchodźcy to był jednak ktoś z zewnątrz, nie dało się tego długo ciągnąć, dlatego przyszedł czas na pedałów. Pod tym pojęciem kryją się oczywiście nie tylko geje, także lesbijki, osoby transpłciowe, niebinarne. Słabsi, w mniejszości. W nich się uderza najłatwiej”. Nogaś uprzejmie dodaje, że „widzieliśmy to w ostatniej kampanii prezydenckiej”. A perfidia władzy (zdemaskowana w kolejnym błysku olśnienia Jacka Poniedziałka) polega na tym, że ma ona badania (zapewne tajne przez poufne), z których wynikało, że „ludzie się nas boją”. Bać się najwrażliwszych i najgłębiej cierpiących na planecie, to dopiero jest niesprawiedliwość. Nic dziwnego, że to tylko pogłębia cierpienie.
Nadzieja, taka jak w Europie i USA, pojawiła się w Polsce niedawno, a było nią „dopiero to, co wydarzyło się w październiku, wyrok w sprawie aborcji, obudziło nadzieję na zmianę. W Polsce zaczęła się pełzająca – z powodu pandemii – rewolucja seksualna. Ale to oznacza, że u nas dopiero wydarzy się to, co na Zachodzie miało miejsce w roku 1968. I jest w tym niesamowity chichot historii. Na ulice wyszli ludzie, którzy mieli w szkole lekcje religii. Oni dostrzegli totalną schizofrenię świata, w którym dorastają. Z jednej strony kontakt z całym światem, swoboda podróżowania, a z drugiej – katolicki reżim, skostniała edukacja zupełnie nieprzystosowana do współczesności. I do tego nominacja Czarnka na stanowisko ministra edukacji narodowej i nauki, człowieka o mentalności dziewiętnastowiecznego wiejskiego proboszcza. On naprawdę myśli, że wykładnią moralną czy humanistyczną dla młodych może dziś być nauczanie Jana Pawła II?”.
Zapędzani przez policję na lekcje religii młodzi dostrzegli ziarno prawdy, zobaczyli, że właściwa edukacja i nauka dotyczy LGBT i katolicki reżim nie zmieni tego, że nauką jest jedynie gender i LGBT, a nie jakaś fizyka, chemia, matematyka, czy biologia. Po prostu naukowe LGBT, tak jak kiedyś niesłusznie zarzucony naukowy komunizm. Dlatego aktor Poniedziałek jest przekonany, że „to się raczej prędzej niż później rozwali”. Ale to przyszłość, zaś „na razie jeszcze musimy żyć w takim groteskowym kościelnym skansenie”. Nic dziwnego, że „po prostu odechciewa się żyć wśród wszechogarniającej trucizny, fanatyzmu, chciwości i kłamstwa”.
Najbardziej ludzkie z ludzkich jednostki, czyli LGBT obecnie są zatruwane. Jakby nie dość mieli cierpień związanych z wrażliwością i dziejową misją. Zrozumiałe jest więc, że to prowadzi do nałogów i uzależnień. Jakoś trzeba ten ból istnienia przytłumić. A potem jest kolejny odwyk, kiedy do świadomości dochodzi „bylejakość świata”, w którym się dorastało. Ale przychodzi też ukojenie – w „poczuciu wyjątkowości, przyznaniu sobie prawa, by wszystko i wszystkich recenzować”. To zrozumiałe, wynikające z odwróconego imperatywu kategorycznego. A po ukojeniu jest oczyszczenie: „wybiegłem, usiadłem w barze pobliskiego hotelu i pijąc piwo bezalkoholowe, jedno za drugim, płacząc i trzęsąc się, napisałem litanię [do własnej matki]. (…) Rano w ośrodku przeczytałem ten tekst podczas sesji. Płakali wszyscy, nie tylko pacjenci”.
Czy można się dziwić, że najcenniejsze dla ludzkości jednostki i społeczność, czyli LGB powinna być najważniejszym podmiotem dziejów? Nie można. Ona powiedzie nas ku świetlanej przyszłości, dlatego wszystko i wszyscy powinni być jej podporządkowani. Dlatego to, co robią Joe Biden i Parlament Europejski, to za mało. We wszystkich możliwych aktach powinno zostać zapisane, że LGBT korzysta bezwarunkowo i bezpłatnie z wszelkich dóbr, usług i przywilejów. I tak do końca świata. I będą płakali wszyscy, nie tylko pacjenci. Ze wzruszenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/542088-europa-wielka-strefa-lgbt-aktor-ujawnia-o-co-chodzi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.