Dziewczyny, nie słuchajcie feministek!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Tygodnik "Sieci"
Fot. Tygodnik "Sieci"

Macierzyństwo jest po prostu dobre. Daje szczęście, spełnienie. Daje taką radość, jakiej nie da się uzyskać na innych polach, choćby zawodowym - mówi Dorota Gawryluk, dziennikarka Polsat i Polsat News w rozmowie z Dorotą Łosiewicz.

Dorota Łosiewicz (wSumie.pl): Pani córeczka, Marysia, skończyła dwa lata. Brat Marysi ma już 18 lat. Czy przez te ostatnie dwa lata dowiedziała się pani o sobie - jako matce - czegoś nowego?

Dorota Gawryluk: Nachodziły mnie głównie wątpliwości, czy jestem i byłam dobrą matką. Co więcej, te wątpliwości dotyczyły głównie mojego syna. Starałam się wyciągać wnioski z ewentualnych błędów, które popełniłam i robić wszystko lepiej. Próbowałam jak najwięcej się nauczyć. W końcu doszłam do wniosku, że frustracje są niepotrzebne, bo jednak każde dziecko jest inne, a życie ma swoje etapy.

Czym się różni Dorota Gawryluk - dzisiejsza mama od Doroty Gawryluk - mamy sprzed 18 lat?

Jestem równie przejęta jak wtedy. A może nawet bardziej, ponieważ jestem bardziej świadoma zagrożeń, jakie czyhają na dzieci. Człowiek siedzi w Internecie i czyta różne straszne historie. Wtedy mniej się trzęsłam i byłam przekonana, że wszystko będzie dobrze. 20 lat temu wszystko toczyło się wolniej, kobieta bardziej mogła zaufać sobie. A teraz szukamy opinii innych, radzimy się i przez to trochę tracimy własną pewność, a także instynkt.

Dobrze pani z tym ponownym macierzyństwem? Przecież pieluchy miała pani już z głowy…

Bardzo dobrze. Jestem po prostu szczęśliwa. Wydaje mi się, że to naturalny stan matki. Jednak w pełni spełniona, w sensie czysto osobistym, byłabym gdybym miała więcej dzieci. Ale jest jak jest i cieszę się z tego, co mam.

Dzisiaj osoby publiczne chętnie mówią o tym, że lepiej nie mieć dzieci, a kto ma dzieci - nie ma życia. A pani deklaruje, że chciałaby mieć więcej dzieci. Jest pani niemodna.

Moim zdaniem moda na posiadanie dzieci właśnie powraca. I właśnie dlatego zdecydowałam się z panią rozmawiać o macierzyństwie. Dużo mówi się dzisiaj o tym, co złe. Czemu więc nie miałabym propagować tego, co jest dobre? Jeśli nie będziemy mówić o rzeczach dobrych, to ludzie zaczną myśleć, że istnieją tylko te złe. A macierzyństwo jest po prostu dobre. Daje szczęście, spełnienie. Daje taką radość, jakiej nie da się uzyskać na innych polach, choćby zawodowym. Życie zawodowe może być co najwyżej uzupełnieniem. Rodzina i życie zawodowe pięknie się uzupełniają.

Myśli pani o tym, jak chce wychować dzieci?

Jasne. Zawsze myślałam o sobie, że spełniona i szczęśliwa będę wtedy, kiedy dobrze wychowam dzieci. Moja mama zawsze mówiła, że dzieci trzeba tak wychować, żeby nie były powodem czyjegoś płaczu. Ale to oczywiście nie wszystko. Szczególnie w przypadku Marysi boję się zagrożeń, jakie niesie współczesność. Podejście współczesnego świata do wychowania jeży włos na głowie. Proszę zauważyć, że większość ludzi, gdy na różne trudne sprawy zaczyna patrzyć przez pryzmat własnych dzieci, zmienia swoje podejście. Weźmy przykład marihuany. Jest wiele osób, które lekko się w tej sprawie wypowiadają, które chętnie dałyby marihuanę innym. Jednak swoim dzieciom, ci sami ludzie nie udostępniali by już tak ochoczo narkotyku. Inaczej patrzy się na szkołę przez pryzmat własnych dzieci. Jest wiele trudnych tematów. W szkołach rośnie przestępczość, także na tle seksualnym. I zaraz podnosi się chór głosów, że trzeba zlikwidować gimnazja. Ale to jest problem sprzężony. Zaczyna się od rodziny, od tego jak wychowywane są dzieci, z kim mają kontakt, jakie treści są im przekazywane, z jakimi mediami mają kontakt. Czy mają przekazywany jakiś system wartości, itd.

Jakie wartości chciałaby pani przekazać dzieciom?

Nie podoba mi się dzisiejszy relatywizm, na podstawie którego twierdzi się, że wartości są różne. Nie ma wartości lewicowych czy prawicowych. Są po prostu wartości. Podstawą dla chrześcijanina jest dekalog, na którym powinno się opierać życie. Poszanowanie życia. Każdego. Własnego i cudzego. Poszanowanie godności ludzkiej. To podstawa. Większość matek, gdy myśli o swoim dziecku i jego przyszłości, chciałoby, żeby jej dziecko miało męża/żonę, a nie żyło w związku partnerskim. Chcemy, żeby nasze dziecko było kochane do grobowej deski, miało poczucie życiowej stabilności, miało po prostu swoją rodzinę. Rodzina ma być miejscem, gdzie to dziecko nie zostanie skrzywdzone. To są proste prawdy.

Mówi pani o spełnieniu i radości, jakie daje macierzyństwo, to jest dalekie od ducha dzisiejszego feminizmu.

Zżymamy się na feministki, które zajęły kawałek naszej rzeczywistości. Są bardzo krzykliwe, a zarazem aktywne. Ale dlaczego my nie jesteśmy aktywne?

Rozmawiamy. Trochę jesteśmy.

Przecież my też jesteśmy feministkami, powiedzmy takimi trochę prawicowymi. Popieramy kobiety i ich prawo do szczęścia i rozwoju. To, że jestem przeciwna aborcji, eutanazji, nie znaczy, że nie jestem feministką. Jestem, tylko w duchu konserwatyzmu. Te wszystkie zakazy służą kobiecie, służą człowiekowi. Nie można osiągnąć szczęścia, depcząc życie, nie można budować szczęścia na nieszczęściu. To prawdy odwieczne. A my dziś szukamy jakiegoś złotego środka, cudownych rozwiązań, próbujemy odkrywać Amerykę, kiedy ona już od dawna jest odkryta. Jesteśmy u progu powrotu do korzeni, do wartości. Po latach eksperymentów, wrócimy do źródeł. Próby szukania szczęścia tam, gdzie go nie ma, zawsze kończą się tym samym. Powrotem do prawdy. Benedykt XVI powiedział niedawno, że szatan ukrywa się pod pozornym dobrem. I dzisiejszy świat tworzy takie złudzenie dobra tam gdzie go nie ma.

Czy pani zdaniem współczesny, „postępowy”, feminizm krzywdzi kobiety?

Z mojego punktu widzenia – tak. Według mnie namawianie kobiety do aborcji, czyni tej kobiecie wielką krzywdę. Pamiętam wywiad z jedną ze znanych feministek, która namawiała kobiety, żeby się rozwiodły, gdy w życiu nie idzie. Bo takie jest dziś nastawienie do życia: „Nie męcz się”, „wszystko jest dla ciebie”. I według tej feministki można sobie zafundować tort rozwodowy, zrobić imprezę z koleżankami i to da szczęście. I podczas wywiadu ktoś zastukał do drzwi, a ta postępowa, namawiająca do rozwodów feministka przyznała, że to jej mąż. Padło pytanie: „Mąż?”, a ona na to: „Tak, mam męża od 20 lat”. Wówczas pomyślałam sobie, że to takie nieuczciwe. Luźne podejście do małżeństwa sprawia, że rodziny się rozpadają. A wszystkie dostępne dane wskazują, że dzieci wychowują się lepiej w pełnych rodzinach. Ale świat jest egoistyczny, nie zwraca uwagi na krzywdę dzieci. Co do feministek, to trzeba się przeciwstawiać ich ideologii, pokazywać własny punkt widzenia. Może kogoś się przekona. Często szkoda mi tych dziewczyn, które wierzą w te feministyczne, egoistyczne opowieści i myślę sobie: „Dziewczyny, nie słuchajcie tych bzdur!”. Lepiej porozmawiajmy o tym, dlaczego macierzyństwo daje szczęście.

Porozmawiajmy. Dlaczego?

Bo można się przytulić, pocałować, poczuć zapach własnego dziecka, ochronić kogoś bezbronnego. To atawizm. Piękna więź z kimś, kto kocha cię bezgranicznie i kogo ty kochasz bezgranicznie. Kocha się bezinteresownie.

Ta potęga miłości… Też ma pani czasem takie uczucie, że przychodzi pani ledwo żywa z pracy, marzy pani o tym, żeby odpocząć, a wtedy tup-tup podbiega mały człowiek i zmęczenie przechodzi jak ręką odjął?

Dobrze pani to ujęła. Ten uśmiech, te małe rączki… I jeszcze to poczucie, że żyje się dla kogoś, że życie ma głęboki sens. Myśli się, że może na starość człowiek nie będzie sam. Bardzo przeżywam kontakt z moimi dziećmi, wtedy czuję, że żyję. Bo to rodzina jest prawdziwym życiem... Zmęczenie? No pewnie, że jest. Ale co my dziś wiemy o poświęceniu?! Nasze matki mogą coś o tym powiedzieć. Tony tetry, stanie w kolejkach po szynkę. My dziś wszystko mamy podane na tacy. A miłość rekompensuje zmęczenie i wszystkie te niby-problemy. Pisała pani niedawno o modzie na „podrzucanie” dzieci. To jest jeden z tych dobrych pomysłów na organizowanie się matek. Ponieważ my, matki, powinnyśmy sobie pomagać, być bardziej aktywne, tworzyć modę na macierzyństwo.

A jak się pani udaje łączyć życie rodzinne z pracą w mediach?

To nie jest proste. Nie zawsze się udaje, zawsze się coś sypie. Staram się, żeby sypało się jeśli chodzi o moje potrzeby. Dawno nie byłam w kinie. Ale cóż to za poświęcenie w zestawieniu z taką małą Marysią, która wieczorem czeka w oknie. Staram się dopilnować spraw zawodowych, bo to nie jest tak, że mogę gorzej pracować, bo mam dzieci. Staram się też dopilnować domu, bo muszę być w porządku wobec dziecka.

Nie kryje się pani z konserwatywnymi poglądami, mówi, że jest katoliczką. To nie utrudnia funkcjonowania w liberalnych mediach?

Nie. To kwestia tego, czy właściciele mediów, w których się pracuje, pozostawiają poczucie wolności. Jeśli chodzi o Polsat, wbrew różnym sugestiom, od 20 lat mogą się tam rozwijać osoby, które mają bardzo różne poglądy. Od bardzo konserwatywnych po liberalne. Polsat daje mi poczucie bezpieczeństwa. Nikt nie narzuca mi, jak mam myśleć. To, że w jakimś medium dominuje jakiś pogląd, czy więcej jest osób z danymi poglądami, to może być wynik takiego, a nie innego przekroju społecznego. Mówię o poglądach na życie, a nie poglądach politycznych. Bo tu staramy się być przezroczyści i apolityczni. Nie wychylamy się z poparciem tej czy innej partii. Dziennikarz musi się ogradzać murem od takiej sytuacji.

Rozmawiam z kobietą mediów, więc muszę zapytać o ich stan. Jak pani dziś ocenia ich kondycję?

Powinno być jak najwięcej takich miejsc, gdzie przedstawiciele władzy konfrontują się z opozycją. Nie mogę np. zrozumieć, dlaczego przedstawiciele komisji Millera nie mogą usiąść i wymienić poglądów z ekspertami zespołu Macierewicza. Ja nie wiem, co w Smoleńsku się stało, zespół Macierewicza też nie wie, ale eksperci komisji Millera twierdzą, że wiedzą. Są pewni. Ta pewność jest czasami zadziwiająca, w kontekście wciąż pojawiających się nowych faktów. My w Polsacie zapraszamy różnych ekspertów, jest wymiana myśli, a za inne media nie odpowiadam.

Mówi pani, że eksperci są pewni odnośnie tego, co się stało w Smoleńsku. Jednak ja mam wrażenie, że i niektórzy dziennikarze też są pewni, a to zwalnia ich z zadawania pytań.

Dziennikarzom wydaje się, że są wyroczniami. Wolę jednak mówić o sobie. Ja nie chcę mówić widzom, co mają myśleć. Jako widz denerwuję się, gdy ktoś mówi mi co mam o danej sprawie sądzić. Widzowie potrafią wyciągnąć wnioski z dobrze zrobionego programu, czyli uczciwego skonfrontowania stron. Tak widzę rolę dziennikarstwa. Rolą dziennikarza jest zadawanie pytań, trudnych pytań. Nie można unikać zadawania pytań rządzącym. Ci ostatni są w komfortowej sytuacji. A przecież to dla władzy niedobrze, jak ma... za dobrze.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Dorota Łosiewicz

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych