W sumie dobrowolny haracz niewiele się różni od klasycznego wymuszenia. Jest tak samo interesowny.
Czy haracz może być legalny, a nawet mieć status czegoś szlachetnego i pożądanego? Jeszcze na początku lat 90. w Polsce haracz był rodzajem podatku od wielu rodzajów działalności - od tego zaczyna się głośny przed laty serial „Ekstradycja”. Ale „podatek za ochronę” jest dużo starszy, co z kolei można zobaczyć m.in. w drugiej części „Ojca chrzestnego”. Tym się zajmowała gangsterka. Teraz haracz płaci się dobrowolnie, a najczęściej jest on nazywany „społeczną rolą biznesu”, „społeczną odpowiedzialnością biznesu”. Właśnie takich zwrotów użył Jerzy Owsiak, dziękując „masie firm” za wpłaty na konto WOŚP i decydujący udział w wielu licytacjach, czyli udział w biciu kolejnego rekordu, mimo kłopotów w zbiórce ulicznej (pisał o tym na naszych łamach 1 lutego 2021 r. Michał Karnowski).
Liczne firmy i marki przyklejają i eksponują czerwone serduszka Owsiaka (czasem całorocznie). Równie liczne w ostatnich miesiącach oblepiły się czerwonymi błyskawicami. Inne skorzystały z „rewolucyjnej” ikonografii autorstwa m.in. Marty Frej. Jeszcze inne (w tym medialne, szczególnie podmioty Agory) zaoferowały elementy tej ikonografii jako bonusy do swoich produktów. Robi się to po to, żeby pokazać, iż jest się w ten sposób chronionym. Na tej samej zasadzie, na jakiej właściciele posesji, sklepów, nieruchomości czy firm przyklejają informacje, która konkretna firma ochroniarska ich strzeże.
Dobrowolny i „szlachetny” haracz płaci się z kilku powodów. Po pierwsze, chodzi o wizerunek podmiotu „odpowiedzialnego społecznie”, co nastawia pozytywnie do płacącego cały lemingrad, feminingrad, anarchograd, genderograd, neokomunograd i okolice. Na zasadzie: to nasi, zatem u nich kupujemy, o nich pozytywnie mówimy i piszemy. Po drugie, płacący zabezpiecza się przed krytyką swoich produktów i praktyk przez najbardziej aktywną część konsumentów, najczęściej obecnych na różnych forach. A nawet stają oni w jego obronie, gdy trafi się ktoś spoza wymienionych wcześniej pięciu „gradów”, komu produkty czy praktyki konkretnej firmy (sieci) jednak się nie podobają.
Dobrowolny haracz, i to jest po trzecie, płaci się, żeby mieć poczucie przynależności do wspólnoty wyznającej te same wartości (nawet, jeśli to antywartości), bo wtedy istnieje silniejsza motywacja, żeby konsumpcja odbywała się w obrębie znanego uczestnikom towarzystwa wzajemnej adoracji, a więc i wzajemnego świadczenia sobie pomocy. Po czwarte, dobrowolny haracz opłaca się z tego powodu, że płacący kupuje sobie miejsce „po właściwej stronie historii”. I tak jest potem przedstawiany. A po „właściwej stronie historii” jest się wtedy, gdy po tej samej stronie są lemingrad, feminingrad, anarchograd, genderograd i neokomunograd.
Dobrowolny haracz, i to jest po piąte, płaci się, żeby korzystać z taryfy ulgowej, jeśli firma czy instytucja nie oferuje jednak najlepszych rzeczy i usług na świecie, a takie sobie bądź całkiem denne. Wtedy pięć „gradów” wmówi, nie tylko swoim wyznawcom, że wszystko jest świetnie, bo zaangażowanie po właściwej stronie jest ważniejsze od jakości produktów i usług. Po szóste, haracz płaci się za przewagę konkurencyjną, jakie dają społeczności (sekty) spod znaku pięciu „gradów”, a jakiej nie można „normalnie” zyskać na rynku, gdy się wytwarza rzeczy i usługi mało konkurencyjne.
Z punktu widzenia firm płacenie dobrowolnego haraczu jest racjonalne, gdyż przynosi korzyści. Gangsterski haracz też w sumie przynosił korzyści. Jeśli nikt (łącznie z policją, organami ścigania i sądami) nie był w stanie zapewnić bezpieczeństwa, czyli tego, że lokal nie zostanie spalony bądź zdemolowany, towar zniszczony, bliscy pobici bądź ograbieni, klienci odstraszeni. Ale w sumie ten dobrowolny haracz niewiele się różni od klasycznego wymuszenia. Jest tak samo interesowny. Czy zatem jest dobrowolny? I tu można mieć poważne wątpliwości.
Płaci się haracz, żeby mieć święty spokój, dobry wizerunek i w przewidywaniu konkretnego kierunku ewolucji społeczeństw. Wedle wzorca wskazywanego przez pionierów i awangardzistów. Reszta się po prostu przyłącza. To ten sam mechanizm, jaki można było obserwować podczas akcji ambasadorów działających w Polsce, np. przyłączających się do przedstawiciela Szwecji, który złożył kwiaty pod metalowo-plastikową tęczą na Placu Zbawiciela po jej podpaleniu 11 listopada 2013 r. Pisałem wtedy o „składaniu kwiatów na Grobie Nieznanej Tęczy” – taka to była groteska. Tak samo było 27 września 2020 r., gdy 50 ambasadorów i przedstawicieli państw wystąpiło w obronie „społeczności LGBT w Polsce”, popierając inicjatywę Georgette Mosbacher. Tym razem groteska polegała na obecności pod listem podpisów przedstawicieli państw, w których społeczność LGBT ma prawa wyjątkowo skąpe.
Nie chodzi o to, jaka jest prawda, tylko o to, co się opłaca. A opłaca się udział w WOŚP, wspieranie Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, LGBT i tego wszystkiego co akceptują społeczności pięciu „gradów”. Tym bardziej się opłaca, że to są potem wdzięczni i przywiązani klienci oraz konsumenci. W przeciwnym wypadku, są to klienci i konsumenci najbardziej zajadli w zwalczaniu firm i marek, które ich zdaniem zdradziły bądź niedostatecznie się angażowały. I w ten sposób zwykły, obrzydliwy haracz zostaje uszlachetniony, a podmioty go płacące prześcigają się w deklaracjach, jaką płacenie haraczu sprawia im przyjemność oraz w podwyższaniu sum haraczu. Obrzydlistwo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/537419-serduszka-i-blyskawice-coraz-wiecej-firm-placi-haracz