Siostra Polaka, który przed kilkoma dniami zmarł w szpitalu w brytyjskim Plymouth powiedziała w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”, że jest zszokowana tym, co dzieje się w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszka od ponad trzynastu lat. Oceniła, że jej zmarły brat został potraktowany „gorzej, niż przestępca”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Działania strony polskiej
Siostra zmarłego zapytana została o działania podjęte przez stronę polską w sprawie jej brata. Kobieta oceniła, że „nie wszystko zostało zrobione” i rodzina ma „trochę żalu, szczególnie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych”. Pozytywnie oceniła pomoc udzieloną przez ministra Marcina Warchoła. Dodała, że działania bardzo utrudniała strona brytyjska, bowiem rodzina miała sądowy zakaz wypowiadania się dla mediów. Do tego doszły informacje dotyczące stanu zdrowia jej brata.
Brat na samym początku utrzymywany był dodatkowo na wspomaganym oddechu, ale po odłączeniu tej aparatury okazało się, że jest w stanie oddychać samodzielnie. To wodę i żywienie odłączano w sumie cztery razy. Ze stanu śpiączki wyszedł po jakichś dziesięciu dniach od zawału. Wcześniej faktycznie był w śpiączce – i to też jest przekłamanie. Ja nie wiem, dlaczego w mediach pojawiały się informacje o tym, że przebywa w śpiączce
— mówiła kobieta.
CZYTAJ TEŻ:
W Wielkiej Brytanii sądy są, jakie są, i sama chęć przyjęcia brata ze strony rządu polskiego okazała się niewystarczająca
— dodała.
Zwróciła także uwagę na to, co powiedziała jej córka, w której ocenie „jeszcze po pierwszej sprawie sądowej wicekonsul RP mówił, że Polska zaakceptuje jakikolwiek wyrok sądu w tej sprawie. A na ostatniej rozprawie prawnik z naszego konsulatu przepraszał za to, że w Polsce zrobił się wokół tego taki szum”.
Strasznie przykro było tego słuchać. A sąd zebrał się bardzo szybko, chyba tylko po to, by orzec, że brata może odwiedzać tylko rodzina i żeby zabronić konsulowi wejścia na teren szpitala. Mam wrażenie, że mojego brata potraktowano gorzej niż przestępcę
— stwierdziła siostra zmarłego dodając, że „to też nie najlepiej świadczy o naszych placówkach dyplomatycznych”.
Dawca organów
Odnosząc się do tego, co działo się w szpitalu, kobieta wyjaśniła, że lekarze postanowili odłączyć brata od aparatury już po czterech dniach od zawału, Wtedy też miała zapaść decyzja o pobraniu organów. Mężczyzna jeszcze w Polsce był w spisie tzw. dawców, z kolei w Anglii obowiązuje domyślna zgoda na pobranie organów. Dodała, że lekarze ciągle powtarzali, że dla mężczyzny nie ma żadnych szans.
Proszę sobie wyobrazić, że mówiono nam, że to nasze upominanie się o jego życie, o jego ratowanie, jest „nieetyczne”. Mówiono nam to prosto w oczy. I nie dopuszczano do konsultowania opinii innych neurologów, nie chciano nam też powiedzieć, kto w szpitalu podjął taką, a nie inną decyzję
— dodała.
„Niewystarczające działania MSZ”
Odnosząc się do kwestii nadania jej bratu statusu dyplomaty, kobieta powiedziała, że działania polskiego MSZ były niewystarczające, gdyż prawnicy rodziny nie mogli uzyskać oficjalnego dokumentu z potwierdzeniem.
W końcu to minister Warchoł, a nie MSZ, napisał dla nas taki list. Ale było już za późno. W naszej ocenie działania MSZ były niewystarczające. Nasi prawnicy mówili zresztą, że potrzebny im jest tylko jeden taki dokument, jeden list informujący, że mój brat uzyskał status dyplomatyczny, i przywrócone zostanie podawanie wody i jedzenia. Chociaż media podały, że ma ten status, to nam brakowało dowodu dla sądu. Tutaj pojawiły się też argumenty z MSZ, że ten status musi być akredytowany przez miejscowe władze
— relacjonowała kobieta dodając, że przypuszcza, iż „była to gra na czas”, bo zdaniem prawników akredytacja nie była potrzebna.
Oceniła, że Ministerstwo Sprawiedliwości działało „na miarę swoich możliwości”, czego nie może powiedzieć o MSZ.
Był moment, kiedy sugerowaliśmy, że może stroną w sporze byłaby Polska. Przez dwa dni dyskutowaliśmy o tym, nasi prawnicy, orientujący się przecież świetnie w meandrach funkcjonowania brytyjskiego prawa, przekonywali przedstawicieli konsulatu i MSZ. Na próżno. A jak przyszło co do czego, to od minionego piątku czekaliśmy na dokument potwierdzający nadanie bratu statusu dyplomatycznego. Dzwoniliśmy do konsula, wicekonsula, ambasadora. Na próżno
— powiedziała kobieta.
Dopytywana o to, jakie działania planuje obecnie podjąć rodzina zmarłego Polaka, kobieta powiedziała, że starają się o oficjalną sekcję zwłok mężczyzny, w czym pomaga minister Warchoł i tymczasowy pełnomocnik zmarłego.
Może ta jego historia pozwoli na podjęcie odpowiednich działań w innych przypadkach w przyszłości, gdy będzie znowu chodziło o ratowanie naszego rodaka
— zwróciła uwagę siostra Polaka zmarłego w szpitalu w Plymouth.
wkt/radiomaryja.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/537156-siostra-polaka-zmarlego-w-plumouth-jestem-zszokowana