Czy też tak macie, że coraz bardziej wkurza was system w jakim żyjemy? System, gdzie co miesiąc płaci się ciężkie pieniądze na ZUS, a równocześnie skorzystać z państwowej służby zdrowia jest ciężko? Bo albo dzwonisz do przychodni akurat nie wtedy gdy panie rejestrują do lekarza na „teleporadę”, albo też dzwonisz i wtedy kiedy trzeba, ale… wówczas nie sposób się dodzwonić. W końcu jednak ktoś odbierze telefon i dowiesz się – prawdopodobnie od jakiejś bezdusznej „sztucznej inteligencji”, że masz zadzwonić na następny dzień, bo dziś już „limit przyjęć jest wyczerpany”. Więc umawiasz się po kilku dniach, takich bezskutecznych prób, do lekarza prywatnie, bo pracujesz i nie masz czasu kwitnąć przy telefonie dopóty, dopóki nie będziesz miał szczęścia się zarejestrować. A co mają powiedzieć ci, którzy są ciężko i przewlekle chorzy i nie stać ich na prywatne wizyty? Trzeba być naprawdę zdeterminowanym i mieć dużo cierpliwości aby funkcjonować w takim systemie. Jak to mówili w PRLu - żeby chorować, trzeba mieć końskie zdrowie.
Jeszcze samą służbę zdrowia może by się dało przełknąć, ale kiedy czasem słucham jak wyglądają lekcje szkolne online, to dostaję białej gorączki. Taka lekcja historii, na przykład. Sama nazwa wskazuje na to, że powinna być to opowieść. O czasach minionych, o wydarzeniach, sprawach o których powinno się uczyć po to, aby nie powtarzać błędów przodków. Powinna to być dla uczniów pasjonująca podróż w czasie. A co jest? Wklepywanie dat i definicji. Żadna tam opowieść. Raczej bezładny, pozbawiony chronologii, bełkot przeintelektualizowanego staruszka na łożu śmierci. I ten bełkot dodatkowo jest jeszcze „nauczany” przez jakąś inną „sztuczną inteligencję”, zupełnie pozbawioną pasji, za to pełną nierozładowanych frustracji i kompleksów. Po takim spotkaniu z „historią”, dziecka nie przekonałaby do niej nawet propozycja wycieczki w przeszłość wehikułem czasu. Ale przecież podobnie jest z biologią, chemią, fizyką i innymi przedmiotami – gdzie nauka zamiast pokazywać niezwykłość świata z perspektywy żywego człowieka, po to, aby zarazić dzieci jego pięknem - schodzi od razu na poziom mikroskopu elektronowego w świat kwarków i łańcuchów rybonukleinowych. Gdyby to jeszcze wszystko dzieciakom w jakiś interesujący sposób pokazać, zobrazować, to pal sześć. Ale „sztuczne inteligencje” każą to wykuć, bez wizualizacji. W ten sposób rosną pokolenia nienawidzące się uczyć. Płaskoziemcy i inni foliarze.
Co pozostaje? Ano zapisać dziecko do dobrej prywatnej szkoły, albo uczyć je samemu. Tak byłoby najlepiej. Jak jednak dobrze wiemy - nie zawsze i nie dla każdego to jest możliwe.
Jak funkcjonują w systemie urzędy i sądy wiemy aż nadto dobrze. Stosuje się do nich ta sama reguła co do innych elementów układu, czyli – wszystko jest dobrze jak masz duże pieniądze i/lub dużo wolnego czasu. Według znanego skądinąd wzoru - E=mc2, gdzie „m” oznacza money, „c” - czas, a „E” – poziom jednostkowej euforyczności.
Czy można jakoś temu przeciwdziałać? To dobre pytanie. Ale wydaje mi się, że aby odpowiedzieć na nie, trzeba by sformułować kilka innych, podrzędnych pytań i spróbować udzielić sobie odpowiedzi. Przede wszystkim dlaczego taki system w ogóle istnieje? Co powoduje, że nie upada, a wręcz się wzmacnia? Kto go zasila i czym?
Ja doszedłem do wniosku, że taki system istnieje bo sami go współtworzymy i wspieramy. Nie jesteśmy w stanie funkcjonować poza nim. Istnieje, bo dzwonimy do przychodni, wysyłamy dzieci do szkół, chodzimy do urzędów, korzystamy z dróg, płacimy podatki, piszemy pozwy do sądów i donosy na sąsiadów. Czym go zasilamy? Podatkami? Nie. Wzmacniamy go naszą złą energią. Odreagowywaniem złem na zło. Jeśli komuś się wydaje, że zablokuje zło poprzez niepłacenie podatków, to się myli. Uruchomi tylko system represji, a więc – paradoksalnie – złej energii przybędzie, zamiast ubywać. Podobnie jest, kiedy w sposób agresywny protestujemy, albo stosujemy Mickiewiczowską zasadę „gwałt niech się gwałtem odciska”. Poprzez to także wpompowujemy w system mnóstwo złej energii. Kiedy jej przybywa – system staje się bardziej toksyczny i obraca się przeciwko nam. Czyli… szybciej nas zabija.
Sposób na zablokowanie tego systemu jest tylko jeden – nie zasilać go. Myślenie życzeniowe? No, nie wiem …
Destrukcyjne emocje indukują się w nas samoistnie, albo się nam udzielają. Więc, przede wszystkim, może by tak spróbować samemu sobie powiedzieć, że nie chcemy, aby ktoś, albo coś indukowało w nas ciemną energię. Powtarzać sobie, że z kolei chcemy, już na samym początku procesu uzyskać świadomość, że zaczyna kiełkować nas zła energia. Że zaczynamy się nakręcać. Kulę najłatwiej jest zatrzymać, kiedy zaczyna się staczać. Więc kiedy czujemy, że ktoś takie ciemne emocje w nas wzbudza, albo że właśnie się rodzą – próbować odciąć się od nich. Odizolować je. To trudne, ale chyba najbardziej na samym początku. Z czasem może się to stać nawet nawykowe. W każdym razie wydaje mi się, że problem jest tu bardziej w „chceniu”, niż w możliwościach zastosowania tego w życiu.
Jesteśmy elementami systemu, więc każde nasze działanie, choćby to najmniejsze – nawet złe słowo, powiedziane dziecku, które nie mobilizuje go, a powodujące u niego frustrację – zasila ciemny układ.Każdy wyjazd z drogi podporządkowanej, tuż przed jadącym prawidłowo samochodem, wepchanie się do kolejki, nienawistny komentarz pod czyimś tekstem – wszystko co rodzi u nasi i u innych negatywne emocje, to jest zasilanie systemu złą energią. Każda – wydawałoby się pierdoła - jest jak ciemna kropla deuteru. One wszystkie się kumulują, zagęszczają jak smoła i w końcu, kiedy nagromadzi się tego wystarczająco dużo i osiągnie punkt krytyczny – eksplodują.
Nie, to nie jest eksplozja. To implozja. To zabija nas od środka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/537153-nie-wolno-karmic-sztucznej-inteligencji