„Rząd federalny zdaje sobie sprawę z problemu zanieczyszczenia ekosystemów morskich m.in. przez wraki statków z II wojny światowej” - odpowiedziało PAP niemieckie MSZ na pytanie, czy podejmie się oczyszczania polskiego morza z zagrażających bezpieczeństwu niemieckich wraków wojennych. Chodzi tu o statki jak np. rdzewiejący w wodzie „Franken”, czyli niemiecki tankowiec pełen paliwa.
W odpowiedzi niemiecki MSZ, we współpracy z Federalnym Ministerstwem Środowiska, poinformował PAP, że chociaż „rząd federalny zdaje sobie sprawę z problemu zanieczyszczenia ekologicznego (…)” to jednak „usuwanie niebezpiecznych substancji, takich jak ciężki olej z wraków, nie zostało jeszcze dobrze wypróbowane i przetestowane”. A próby ratunkowe „niosą ze sobą ryzyko samorzutnego wydostania się niebezpiecznych substancji” - twierdzi rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Dlatego „międzynarodowe zespoły naukowców pracują obecnie nad bezpiecznymi metodami odzyskiwania (niebezpiecznych substancji - przyp. PAP), m.in. w ramach projektu polskiej „Fundacji Mare” - informuje strona niemiecka.
MSZ podkreśla, że „Niemcy intensywnie angażują się w transgraniczne i międzynarodowe rozwiązania w zakresie ochrony mórz, np. od dziesięcioleci w ramach Komisji Helsińskiej HELCOM (Komisja Ochrony Środowiska Morskiego Bałtyku - przyp. PAP). Podstawą jest Konwencja Helsińska z 1992 r. O ochronie środowiska morskiego obszaru Morza Bałtyckiego, do której należy wszystkie dziewięć krajów bałtyckich i Unia Europejska. Tam pracujemy ramię w ramię z Polską na rzecz ochrony Morza Bałtyckiego”. Niemcy 1 lipca 2020 r. na dwa lata przejęli przewodnictwo w komisji.
Prawie 3 tys. ton paliwa na dnie Bałtyku
Niemiecki tankowiec „Franken” miał 179 m długości. W efekcie ataku radzieckich samolotów szturmowych w kwietniu 1945 roku doszło do pożaru i pęknięcia kadłuba, który rozpadł się i leży obecnie w częściach na dnie Zatoki Gdańskiej. Rufa wraz z śródokręciem jednostki oddalona jest o ok. 420 m od dziobu.
Wiadomo, że w momencie zatonięcia „Frankena”, na statku było ok. 2,7 tys. ton (nie licząc paliwa koniecznego do ruchu statku). Prawie połowa objętości zbiorników jest nadal zamknięta, bez dostępu z zewnątrz, co oznacza, że w każdym z 5 szczelnych zbiorników możliwe jest zaleganie paliwa. Szczelne zbiorniki mają pojemność od 573 ton do 1 221 ton. Rozszczelnienie choćby jednego z nich może potencjalnie spowodować skażenie wody i plaż w rejonie Zatoki Gdańskiej.
Wyciek ze „Stuttgartu”
Problem jest poważny, bo z innego niemieckiego wraku „Stuttgart” zlokalizowanego w Zatoce Puckiej stopniowy wyciek paliwa rozpoczął się już w 1999 roku. Wrak oraz skażony obszar wokół są tematem licznych badań prowadzonych przez instytucje naukowe takie jak Uniwersytet Medyczny w Gdańsku oraz Instytut Morski w Gdańsku. Z badań z 2015 roku wynika, że obszar skażenia wyciekiem ze Stuttgarta przez 16 lat od odnotowania wycieku powiększył się 5-krotnie i wynosi aż 415 tys. metrów kwadratowych, a stan środowiska morskiego w bezpośrednim sąsiedztwie wraku można określić jako lokalną katastrofę ekologiczną. Badania przeprowadzone w obszarze skażenia wykazały postępującą degradację środowiska i stale rosnącą strefę skażenia - informuje Mare.
Jak wynika z ustaleń naukowców, w rejonie Bałtyku leży od 8 do 10 tysięcy wraków. Minimum 100 z nich to tak zwane wraki o wysokim priorytecie, w których znajdują się znaczne ilości paliwa. To sprawia, że są one ogromnym zagrożeniem dla środowiska naturalnego. Zaliczają się do nich między innymi wraki „Stuttgart” i „Franken”, zalegające na polskich wodach Zatoki Puckiej i Zatoki Gdańskiej
—informuje portal Fundacji Mare.
kk/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/536901-tykajaca-bomba-srodowiskowa-na-dnie-baltyku