Swą mocarstwową pozycję Anglia zaczęła budować za panowania Henryka VIII i Elżbiety I. Rywalizowała w tym czasie z Hiszpanią, przede wszystkim na morzach i oceanach, nie stroniąc od korsarskich metod. Rzeczpospolita, pełniąca wówczas rolę zbożowego spichlerza Europy, w konflikcie tym wprawdzie nie brała udziału, ale interesy jej obywateli, zwłaszcza gdańszczan, mogły ucierpieć w razie ataków angielskich kaprów na statki przewożące do Hiszpanii polskie zboże. W tej sytuacji Zygmunt III Waza uznał, że należy podjąć dyplomatyczną interwencję.
Latem 1597 roku do Londynu udało się królewskie poselstwo. Na jego czele stanął Paweł Działyński, dyplomata doświadczony, choć stosunkowo młody, bowiem nie miał jeszcze czterdziestu lat. Podczas specjalnej audiencji u Elżbiety I polski poseł nie przebierał w słowach, domagając się od angielskiej władczyni, by jej kraj przestrzegał zasady wolności mórz. Zagroził też retorsjami, aż po zawarcie przez Rzeczpospolitą wymierzonego w Anglię sojuszu z jej przeciwnikami. Królowa wprawdzie wręcz histerycznie dała upust swemu niezadowoleniu, a w stolicy Anglii wybuchły nawet antypolskie zamieszki, to jednak Elżbieta się ugięła. Żeglującym pod gdańską i elbląską banderą przywrócono swobodę żeglugi – tak, jak tego się domagał poseł polskiego króla.
To prawda, że ówczesna Rzeczpospolita była wtedy europejską potęgą. Ale przecież jej następczyni, międzywojenna Polska, w dyplomatycznych działaniach stosowała podobne metody. Piłsudski, rzeczywisty kreator polityki zagranicznej, przestrzegał swych podkomendnych reprezentujących Polskę „by nie zniżać głowy, tzn. przestrzegać godności”. I taki właśnie był sens gdańskiej demonstracji z lata 1932 roku, gdy wpływającą do gdańskiego portu angielską eskadrę, wbrew stanowisku władz wolnego miasta reprezentującym niemieckie interesy, witał kontrtorpedowiec „Wicher”. Rozkaz dla dowódcy okrętu był jednoznaczny – w przypadku obrazy polskiej bandery należało użyć broni.
Zapewne gorzka to refleksja, bo choć zrobiono wszystko, co możliwe, by uratować jednego z nas – to trudno nie dostrzec aroganckiej, butnej reakcji Brytyjczyków. Manifestowania przez nich poczucia siły, traktowania strony polskiej jako uciążliwego petenta, którego można zlekceważyć. Działania dyplomatyczne muszą być, co oczywiste, przede wszystkim skuteczne, wsparte autorytetem i siłą państwa. I choć czasy są dzisiaj inne i inne też obowiązują reguły i procedury świecie w dyplomatycznym, to spojrzenie w przeszłość powinno nam uświadamiać, że lekceważenia nie wolno puszczać płazem. Dlatego i dzisiaj potrzebni się nam Działyńscy …
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/536577-godnosc-wobec-arogancji