Stan Polaka konającego w szpitalu w Plymouth pogarsza się. Pozbawiony wody i pożywienia odchodzi w mękach na oczach całego świata, a rodzina i polskie państwo, które podjęło wszelkie ekstraordynaryjne środki, by ratować jego życie, rozbija się bezsilnie o decyzje brytyjskiego sądu i tamtejszych lekarzy. Gdyby nie tak zdecydowana interwencja Polaków, RS już pewnie by nie żył, a jego organy może trafiłyby w ręce transplantologów. Bo przy okazji tego dramatycznego wydarzenia, powinniśmy uświadomić sobie, że transplantologia jest ściśle związana z decyzją o zakończeniu życia konkretnych ludzi. Ten przyczynowo-skutkowy związek jest faktem. Za transplantologią na końcu stoi eutanazja. I choć każdy, kto stawia to zagadnienie w ten sposób jest napiętnowany, może czas na nowo podjąć debatę o śmierci mózgowej.
Warto obejrzeć wczorajszy program Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”. Wystąpił w nim m.in. prof. Jan Talar, który od 1995 roku zdołał uratować ok. tysiąc osób, wśród których dziesiątki z nich miały lekarskie orzeczenie śmierci pnia mózgu. Podkreśla on, że po zapoznaniu się z materiałem filmowym i relacją rodziny, Polak na którego Wielka Brytania wydała wyrok śmierci, spełnia wszystkie kryteria żyjącego człowieka, reaguje na ból. W swojej praktyce lekarskiej miał pacjentów w stanie znacznie gorszym, nie mieli żadnych odruchów, byli w śpiączce przez miesiące czy lata, a jednak udało się przywrócić im funkcje życiowe, a z czasem wrócili do codziennego, normalnego życia.
Kiedyś naczelnym zadaniem lekarzy było ratowanie życia ludzkiego. Kiedyś prawo stanowiło, ażeby nie dopuścić do żadnej sytuacji niszczenia zdrowia i życia ludzkiego. Tutaj mamy ewidentną łączność dwóch strategii czy sądów i organizacji, które niszczą człowieka, mającego prawo żyć (…) W medycynie tworzy się nowe nazwy, nowe określenia – uporczywa terapia. Jeżeli komuś zależy, by niszczyć zdrowie i życie ludzkie, to będzie mówił, że jest to uporczywa terapia. Terapia zawsze służy dobru chorego, ale jeżeli nawet w naszym prawie również stosuje się ten termin, to czegoś to dowodzi. Że na całym świecie panują tendencje zmierzające do eliminowania ludzi w śpiączce. A ja już dawno powiedziałem, że spośród wszystkich chorych już z rozpoznaną śmiercią mózgu, gdybyśmy leczyli tych chorych, to większość by samodzielnie funkcjonowała. Tak jak funkcjonują moi pacjenci, którzy kończą szkoły, kończą studia, rozpoczynają pracę, zakładają związki małżeńskie, rodzą dzieci i są w pełni sprawni. Ale jeden warunek – nie wolno szkodzić tym pacjentom, a nawet metody leczenia powszechnie uznawane, są wysoce toksyczne. Dla przykładu, jeżeli podajemy baterię leków sedacyjnych: opioidy, benzodiazepiny, podajemy leki porażające mięśnie. Nawet mam dowody, że stosowano preparat podawany w Łodzi: pavulon. Po takiej terapii nie ma możliwości wyjścia ze zdrowiem z tego leczenia
— wyjaśniał prof. Talar.
Zdaniem obecnego w studio prof. Jakuba Pawlikowskiego, prawnika i filozofa, nie mamy w przypadku Polaka z Wielkiej Brytanii do czynienia ze śmiercią pnia mózgu. Nie możemy też mówić o eutanazji, a raczej o „skazaniu na konanie”.
Istota tych kontrowersji dotyczy tego, jak kwalifikować karmienie i nawadnianie. Jest tutaj różnica pomiędzy standardami etyczno-prawnymi, które zagościły w Wielkiej Brytanii, a które ciągle jeszcze przyjmujemy w Polsce. U nas zasadniczo przyjmuje się, że karmienie i nawadnianie nie jest częścią terapii, więc nie może przynależeć do tej koncepcji „uporczywej terapii”, to jest cześć podstawowe opieki
— stwierdził.
Wesley J. Smith, autor książki „Kultura śmierci. Gdy medycynie wolno szkodzić” zwraca uwagę na to, że eutanazja i wspomagane samobójstwo to oszczędność finansowa i sposób na wyeliminowanie ze społeczeństwa ludzi społecznie nieprzydatnych.
W Belgii i Holandii łączy się też czasem eutanazję z pobieraniem organów. Jeśli na przykład osoba chora psychicznie stwierdzi, że chce umrzeć, bo bardzo cierpi, ale chce też oddać narządy, to taka osoba – fizycznie zdrowa – zabierana jest do szpitala, podłączana do igły, zabijana i przekazywana chirurgom do pobrania narządów. Jaka główna myśl przyświeca takim działaniom? Że niektórzy żyjący nie są warci życia. (…) Ale jeśli ktoś nie chce umrzeć stosuje się inne środki czy metody, żeby to dla nas zrobił. Bioetycy nazywają to „obowiązkiem umierania”. Chorzy czy starzy mają obowiązek umrzeć nie tylko ze względu na społeczeństwo, ale by nie obciążać rodziny. Jeśli jesteś stary, zużywasz za dużo społecznych zasobów, możesz mieć „obowiązek”, by umrzeć
— powiedział Wesley Smith.
Prof. Jan Talar wskazuje także na sam sposób wprowadzenia nowego kryterium śmierci, jakim jest „nieodwracalna śpiączka”. Ta wielka przemiana nastąpiła w 1968 roku, gdy Uniwersytet Medyczny w Harvardzie powołał grupę kilkunastu pracowników swojej uczelni, która ad hoc stworzyła komitet. Jego zadaniem było stworzenie nowej definicji śmierci: nieodwracalna śpiączka. W ich raporcie zapisano, że „zadaniem komitetu jest zbadanie nieodwracalnej śpiączki jako nowego kryterium śmierci”. Dano 24 godziny, by zdefiniować nieodwracalną śpiączkę. Tymczasem sam prof. Talar miał pacjentów, którzy byli w śpiączce miesiące, a nawet lata i – jak podkreśla – jeśli ich stan jest zły na początku leczenia, to także dlatego, że przez minione lata śpiączki nie poświęcano im należytej uwagi.
Wypracowanie nowej definicji, nowego kryterium śmierci zmieniło wszystko. Stare nie pozwalało na tak śmiałe działania eutanazyjne i transplantologiczne. Stanowiło kontrowersję w pobieraniu narządów do przeszczepów.
W naszym kraju umiera 300-400 tysięcy ludzi. Jeżeli by można było pobierać narządy od osób zmarłych, to nie byłoby problemu. Ale nie można pobierać narządów od zmarłych, bo te narządy – serce, płuca – nie funkcjonują. Zatem podparto to jeszcze kwestią religijną, prawną, moralną, etyczną, przekonując że to wszystko jest takie proste, takie dobre. Na tych podstawach od ponad 50 lat kształci się studentów medycyny. Co oni wyniosą z tych studiów? Że nie opłaca się leczyć ludzi w śpiączce. Jeżeli ja mam absolutnie większość chorych wybudzonych, sprawnych, funkcjonujących, to dlaczego się tego nie korzysta, nie zapozna się z moimi dokonaniami?
— pyta prof. Talar i dodaje:
Już pracujący przy chorych specjaliści czerpią wzorce ze swoich przełożonych, na przykład konsultantów krajowych, specjalistów okręgowych, a oni się jednoznacznie wypowiadają, że mają absolutną rację w rozpoznawaniu śmierci mózgu. Nie mają racji.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ważna dyskusja o Polaku z Plymouth! Prof. Talar alarmuje: Panuje tendencja zmierzająca do eliminowania ludzi w śpiączce
Prof. Talar przez lata wybudzał pacjentów, u których orzeczono śmierć pnia mózgu. Wszyscy ci ludzie żyją, funkcjonują, są sprawni, cieszą się życiem, zakładają rodziny, ukończyli studia. Jak więc podważać jego dokonania? A jednak ma przeciwko sobie całą armię wrogów. Nie korzysta się z jego badań i doświadczeń tak, jak można by było.
Na szczęście Polska nie jest jeszcze tak beznadziejnie utopiona w utylitaryzmie jak Zachód. Są lekarze i kliniki, w których walczy się o życie nawet w skrajnych sytuacjach. Jest „Budzik”, jest grono lekarzy zaangażowanych w zmianę podejścia do śmierci.
Całe to ogólnopolskie poruszenie dramatyczną sytuacją naszego rodaka w brytyjskim szpitalu, powinno wzbudzić w nas nie tylko głęboką refleksję, ale rozpocząć szeroką debatę o życiu. Utylitarystyczne tendencje prawno-medyczne dzisiejszego świata są wyraźnie widoczne. Niestety na nich opierają się często współczesne koncepcje transplantologiczne. Bo przecież, jak przypomniał prof. Talar, nie można pobierać narządów od zmarłych. A o ile ratowanie czyjegoś życia jest zawsze priorytetem, to nie może odbywać się ono kosztem odebrania tego życia komuś innemu…
CZYTAJ TAKŻE: Prof. Talar: Śmierć mózgu nie istnieje. Została stworzona po to, żeby bez kolizji z prawem pobierać narządy do przeszczepów
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/536474-walczac-o-zycie-naszego-rodaka-pomowmy-o-transplantologii