Daleki jestem od teorii spiskowych, ale mam nadzieję, że przyjdzie dzień w którym wolny świat (jak to kiedyś mówiono) zdobędzie się na poważne dochodzenie próbujące wyjaśnić źródło tej epidemii. Im dłużej to trwa, tym bardziej widać, jak mocno ta fala dewastuje Zachód, wzmacnia komunistyczne Chiny, przesuwa bogactwo jeszcze mocniej w kierunku już i tak bogatych. Za chwilę stuknie rok od wykrycia w Europie tego paskudztwa, a my wciąż wiemy tyle, że może ktoś w Wuhan zjadł niedogotowanego nietoperza (sic!), a może jednak coś poszło nie tak w chińskim laboratorium.
Dramatycznie mało wiedzy i zainteresowania jak na skalę tragedii, której doświadczamy.
Tym bardziej spróbujmy nie ulegać tym manipulacjom, które są tak bezczelne, że aż obezwładniające. Bo pamiętacie Państwo, jak szybko podmieniono pierwotną nazwę z „chińskiego wirusa” na COVID-19? Możliwe, że słusznie. Na pewno straszliwie atakowano Donalda Trumpa, gdy to chińskie pochodzenie podkreślał, mówiąc wielokrotnie np. o „chińskiej pladze”.
Nie upieram się. Być może faktycznie była to niepotrzebna stygmatyzacja.
Ale oto teraz stale słyszę w światowych i także polskich mediach o „angielskiej mutacji koronawirusa” i jego „południowoafrykańskiej odmianie”. I nikt się stygmatyzacji nie obawia! To pewnie początek. Czy za chwilę może doczekamy się jeszcze czegoś ze słowem „polska” - jak to zrobiono z niemieckimi obozami mordu?
Naprawdę, nie dajmy się manipulować. Język też tworzy rzeczywistość.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/535906-wirusa-chinskiego-nie-bylo-ale-jest-angielska-mutacja