Z jednej strony szczepionka stwarza nadzieję na zakończenie swoistego „stanu wyjątkowego”, który objął, z różnym natężeniem, wszystkie kraje świata. Z drugiej, naukowcy przestrzegają, że wirus nie zniknie całkowicie z naszego życia w przewidywalnej przyszłości. Co więcej, jest on tak „silny”, że jak mówi wielu polskich lekarzy, „przygasił” tradycyjne plagi jesienno-zimowe, w tym grypę. Koronawirus nie zamierza nas szybko opuścić.
Najważniejszy doradca brytyjskiego rządu Chris Whitty tak opisuje przyszłość:
W przewidywalnej przyszłości nadal będą ofiary śmiertelne wywołane COVID, ale będzie ich znacznie mniej. Mniej więcej tyle, ile wynosi roczna średnia przypadków śmierci wywołanych przez grypę.
W przypadku Wielkiej Brytanii oznacza to poziom między 7 tys. a 20 tys. ofiar. W sumie więc w chwili, gdy zaszczepione zostaną najbardziej narażone grupy, będziemy mieli do czynienia z chorobą, której śmiertelność mieści się w ramach poziomu ryzyka, który dotychczas akceptowaliśmy. Nie zamykaliśmy przecież sklepów czy szkół z powodu grypy. Nie przychodziło nam to nawet do głowy.
Oczywiście - jak zauważa na łamach brytyjskiego dziennika „The Daily Telegraph” publicysta Daniel Hannan - jest rodzaj śmierci, który uważamy za szczególny, i który wywołuje mobilizację całego państwa. Np. choć w Wielkiej Brytanii codziennie giną cztery osoby w wypadkach samochodowych, to nie mówi się o tym wiele; gdy jednak w 2017-ym roku Khalis Masud zabił samochodem czterech przechodniów, kraj był w szoku. To zrozumiałe: śmierć z ręki terrorystów jest zdarzeniem spektakularnym, wywołującym przerażenie, traktowanym jako coś, czego można było uniknąć.
Dziś - przekonuje Hannan - traktujemy zagrożenie śmiercią z powodu Covid tak, jak zagrożenie śmiercią w wyniku ataku terrorystycznego. Czy jednak - stawia pytanie - po zaszczepieniu populacji nie powinniśmy zmienić swojej optyki?
Czy śmierć z powodu koronawirusa będzie traktowana jak śmierć z powodu zawału czy raka, a więc jako smutny element rzeczywistości, jako coś, co wynika z niedoskonałości świata? Czy też stanie się medycznym odpowiednikiem śmierci w wyniku ataku terrorystycznego, o którą można obwiniać politykę państwową? Dziś wygląda na to, że to drugie.
Autor zwraca uwagę, że na całym świecie przyjęto założenie, że zróżnicowana śmiertelność w wyniku COVID ma związek z polityką rządów, choć tak naprawdę kluczowe są zapewne kwestie demograficzne, gęstość zaludnienia, wcześniejszy poziom odporności, klimat, a także zwykłe szczęście lub jego brak.
To możliwe, że zaczniemy traktować COVID jako sezonową chorobę, tak jak to robimy w stosunku do grypy Hiszpanki, której zjadliwość znacznie spadła na przestrzeni lat. Ale jest również możliwe, że stanie się coś odwrotnego: to inne choroby zaczną być traktowane jak COVID, i każdy wirus skutkujący potencjalnie śmiercią będzie uruchamiał wezwania do zarządzenia lockdownu.
Jeszcze raz prof. Whitty:
Nie dojdziemy do punktu, w którym poziom ryzyka będzie wynosił zero. Społeczeństwa i liderzy polityczni będą musieli podjąć decyzję, jak poziom ryzyka powinien skutkować takimi działaniami [jak lockdown].
Hannan podkreśla, że przed 2020-ym rokiem też mogliśmy ograniczyć zasięg wielu chorób poprzez zamknięcie ludzi w domach, ale jednak uważaliśmy wówczas, że koszty w sferze gospodarczej oraz w zakresie naszej wolności byłyby nie do zaakceptowania.
Czy nadal tak uważamy? -
— pyta Hannan, zwracając uwagę, z jaką łatwością społeczeństwa godzą się na zamknięcie szkół, pozbawiając młodych ludzi prawa do normalnego życia.
W sumie to być może kluczowe pytanie: czy będziemy w stanie wrócić do normalnego, racjonalnego traktowania nieuniknionych zagrożeń dla naszego życia i zdrowia, czy też odwrotnie, także te towarzyszące nam już wcześniej choroby będą usprawiedliwiały radykalne środki w sferze społecznej?
Stawka tego pytania jest naprawdę wielka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/535266-czy-po-szczepieniach-covid-19-stanie-sie-zwykla-choroba