Afera na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym i Niemcy kupujący dodatkowe szczepionki z pominięciem Brukseli. Co łączy obie sprawy? „Wartości”.
Jak zawsze…
Zaszczepienie się poza kolejką na WUM-ie celebrytów, aktorów i przedsiębiorców, na czele z całą najważniejszą wierchuszką TVN-u, ściągnęło nad Polskę ciemne, burzowe chmury. Ale jak to w doskonale nam znanym powiedzeniu: z dużej chmury mały deszcz. Co to oznacza w tej sytuacji? Było powszechne oburzenie, media dużo o tym pisały, politycy pogadali, ale dla państwa polskiego nic dobrego z tego nie wynikło. I gdyby chociaż rektor Zbigniew Gaciong podał się do dymisji, można byłoby to uznać za jakiś wzór do naśladowania dla tych, którzy w przyszłości znajdą się w epicentrum jakieś afery. Byłoby to po prostu propaństwowe. Nie usłyszeliśmy nawet zwykłego przepraszam, w zamian zaś, usłyszeliśmy, że zaszczepione zostało „dobro narodowe”. Gdybyśmy po całej tej aferze pomyśleli jako wspólnota, co zrobić, aby w przyszłości do takich sytuacji nie dochodziło, moglibyśmy powiedzieć, że jakieś dobro w tym znaleźliśmy. Tak się jednak nie stało. Ale czy zdarzało się to przy innych okazjach? Odpowiedź Państwo doskonale znają.
„Takie państwo jest aberracją”
Wspomniałem na początku o „wartościach”. Co one mają wspólnego z aferą na WUM, a także Niemcami łamiącymi unijne porozumienie? Choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że niewiele, to w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. W ciekawy sposób podejście elit do „wartości” opisał dr Jacek Bartosiak, który nie często komentuje naszą nadwiślańską rzeczywistość.
O ile nie należy liczyć na wartości w stosunkach międzynarodowych, choć tyle się o nich bez przerwy prawi, o tyle wewnątrz państwa w kontekście powinności wobec wspólnoty tym państwem objętej wartości jako zasady funkcjonowania są niezmiernie istotne. Inaczej społeczeństwo nie ufa i nie wierzy państwu. (…) Tak było pod zaborami i w PRL-u. W takich momentach społeczeństwo nie czuje, że jego interesy są brane pod uwagę. Nie ma poczucia stabilności, z czasem traci nadzieję na przyszłość i co najmniej emigruje, a często zaczyna nienawidzić. Pojawia się „wieczna niemożność”, szklany sufit, emigracja wewnętrzna i zewnętrzna.
W Polsce wiele rzeczy rozumie się paradoksalnie odwrotnie. Polskie elity i celebryci ufają zakorzenieniu „systemu międzynarodowemu” w wartościach. Pokładają więc ufność w wartościach jako głównych „liniach przesyłowych” w relacjach międzynarodowych. Za to w Polsce nie ufają za grosz ani sobie nawzajem, ani społeczeństwu. Stąd taki pęd do zaszczepienia się poza kolejnością, którego nie zobaczymy, dajmy na to, w Norwegii. Takie państwo jest aberracją, synonimem bałaganu, nieporządku, nawet oszustwa. A przede wszystkim pogłębia trawiący nasze społeczeństwo feudalizm, w którym kluczowe są znajomości i układy
—pisze Bartosiak.
Zwraca również uwagę na patologiczny system załatwiania wszystkiego po znajomości, który „premiuje ludzi, których ‚performence’ - inaczej niż w Singapurze lub w Niemczech - nie uzasadnia ich pozycji społecznej”.
Wtedy nie ma rozwoju, wynalazków, innowacyjności. Nie ma szans dla młodych, ale nieumocowanych; jest tylko feudalizm i protekcja, a źle rozumiana lojalność jest ważniejsza niż modernizacja, nowatorstwo i osiąganie wyników
—stwierdza.
Antypaństwowy gen „zaradności”
Zauważmy jak często mówimy o polskim genie „zaradności”, gdy w rzeczywistości najczęściej jest on zwykłym cwaniactwem i oszustwem. Jestem świadom, skąd pochodzi ten gen i jakie losy Polaków go w nas wykształciły, sam nie jestem od niego wolny, ale dziś ani nie jesteśmy pod zaborami, ani pod okupacją. Dziś chcemy tworzyć nowoczesne i silne państwo, a gen „zaradności”, rozumiany jako cwaniactwo i oszustwo, jest silnie antypaństwowy.
Nie mam jednak złudzeń, że ani w rok, a może nawet w dekadę, tego genu z polskiego społeczeństwa nie wyplenimy. Ma on swoje odzwierciedlenie chociażby w układzie trójmiejskim, który „nigdy nie umiera”. I tak jak trudno było wczoraj debatującym po filmie Sylwestra Latkowskiego odpowiedzieć na pytanie, jak walczyć z układami w „małej Sycylii”, tak i w tej sprawie podskórnie czuję, że „trochę” to potrwa. Być może trzeba zacząć od nazwania rzeczy po imieniu. A zmianę społecznego „mentalu” każdy powinien zacząć od siebie, w końcu wspólnota składa się z jednostek.
A sprawa Niemiec? Berlin kupując 30 mln szczepionek z pominięciem Brukseli pokazał, że Bartosiak ma pełną rację w kwestii używania narracji o „wartościach” w relacjach międzynarodowych. U nas, taka narracja pada na żyzną glebę, a szczególnie chłonni są celebryci, którzy w kółko powtarzają frazesy o „wartościach”. Wystarczy posłuchać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/534914-przed-nami-jeszcze-niejeden-rektor-gaciong-i-niejedna-janda