Jest w Polsce dostępny tani lek, który skutecznie leczy zakażenie SARS-CoV-2 – mówią lekarze. Jego powszechne zastosowanie mogłoby okazać się kluczową bronią w walce z epidemią, zwłaszcza z umieralnością w wyniku zakażenia. Z kompletnie niezrozumiałych powodów ministerstwo zdrowia nie chce jednak odnieść się do coraz liczniejszych głosów medyków. Nie chce nawet wytłumaczyć, dlaczego nie robi kompletnie nic, by szeroko zbadać przydatność chlorowodorku amantadyny. A na domiar złego, zabrania przepisywania tego środka do leczenia COVID-19.
O sprawie wielokrotnie pisała na naszym portalu Dorota Łosiewicz, m.in. wczoraj:
W skrócie: co najmniej kilku lekarzy w Polsce stosowało amantadynę w leczeniu zakażenia koronawirusem. Najgłośniej powszechności stosowania takiej terapii domagał się dr Włodzimierz Bodnar z Przemyśla, który wyleczył już w ten sposób kilka tysięcy pacjentów. 25 listopada w odpowiedzi na pytania starosty łańcuckiego ministerstwo odpowiedziało, że choć lek stosowany jest na leczenie choroby Parkinsona, „możliwe jest ordynowanie przez lekarza produktów leczniczych poza wskazaniami rejestracyjnymi”. Było więc zielone światło na podawanie pacjentom „covidowym” amantadyny.
Pięć dni później ministerstwo wydało jednak obwieszczenie, w którym czytamy, że lek zawierający amantadynę można stosować wyłącznie we wskazaniach objętych refundacją, czyli do leczenia Parkinsona oraz dyskinezy późnej u dorosłych. Jednocześnie apteki otrzymały zakaz wydawania tego specyfiku w przypadkach innych niż objęte refundacją. Czyli de facto zabroniło stosowania go n akoronawirusa.
Ponieważ nie sposób zrozumieć taką postawę resortu zdrowia, liczyłem na to, że rzecznik resortu wytłumaczy mi i naszym widzom na antenie telewizji wPolsce.pl, dlaczego ministerstwo tak lekceważy domniemaną skuteczność leku, co do którego nie ma przecież żadnych zastrzeżeń, by miał jakieś skutki uboczne. Nie wiadomo nic o jego szkodliwości. Dotychczas resort mówił: nie, bo nie. Niestety rzecznik MZ nie tylko nie rozwiał moich wątpliwości, a dołożył kolejne.
Zapytany, dlaczego nie podjęto badań klinicznych, by sprawdzić skuteczność amantadyny, Wojciech Andrusiewicz buńczucznie wypalił:
Zadam panu pytanie: czy to ministerstwo zdrowia prowadzi w Polsce badania kliniczne? (…) Badania kliniczne prowadzą naukowcy. Jeżeli jakikolwiek naukowiec, grupa naukowców w Polsce zdecyduje się prowadzić szersze badania nad amantadyną, to my temu przyklaśniemy. Na dziś takich badań nie ma, więc nie możemy wyrazić zgody i dać swojej rekomendacji do używania amntadyny w terapii związanej z COVID-19. Takiej rekomendacji nie ma i tutaj również wypowiada się twardo Polskie Towarzystwo Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
Pan rzecznik zupełnie pominął „drobnostkę”, jaką jest fakt, że resort, którego jest rzecznikiem prasowym, ma władztwo zlecania Agencji Badań Medycznych prowadzenia badań klinicznych, np. w takich przypadkach jak omawiany. Zamiast więc wytłumaczyć się z tego, że dotychczas ministerstwo tego nie zrobiło, Andrusiewicz uciekł w demagogię. Wyemitowaliśmy mu następującą wypowiedź dr. Bodnara, który tak odpowiada na pytanie, ile osób wyleczył amantadyną:
Szacuję, że ok. 500 osób w tej chwili bezpośrednio, natomiast pośrednio myślę, że ok. dwóch tysięcy.
Andrusiewicz manipulując wypowiedź dr. Bodnara (bo nie szacował on, ŻE wyleczył, lecz WIE, ŻE wyleczył, a szacował ILE osób) wypalił:
Czy chciałby pan, żeby jakiekolwiek leki były dopuszczane w Polsce na zasadzie: „szacuję, że wyleczyłem”? Czegoś takiego nie ma na świecie. I nie życzyłbym panu redaktorowi, żeby w Polsce dopuszczane były leki na zasadzie: „szacuję, że wyleczyłem”.
Następnie pan rzecznik pytał jeszcze, czy pan dr Bodnar przeprowadził badanie kliniczne, udokumentował je i przedłożył dokumenty z tym badaniem związane. Oczywiście, że tego nie zrobił, bo nie jest klinicystą, o czym pan rzecznik wie.
Później jeszcze kilkukrotnie usłyszałem, że nie ma badań klinicznych dowodzących skuteczności i bezpieczeństwa amantadyny. Na moje pytanie, czy jej stosowanie stanowi zagrożenie dla zdrowia pacjentów, odpowiedź brzmiała:
Jest nieudowodnione, czy jest bezpieczna taka terapia.
Tu cały zapis tej mało konkretnej rozmowy z Wojciechem Andrusiewiczem:
Reasumując: badań nie ma, ale ministerstwo zdrowia nie kiwnie nawet palcem, by takowe przeprowadzić. Choć może to zrobić.
Dlaczego tego nie robi? Nie wiem. Ale wiem, że im dłużej będzie w tej sprawie kręcić, tym głośniejsze będą spiskowe teorie mówiące np. o tym, że to lek bez ograniczeń patentowych, a więc produkować może go każdy i to tanio, więc jego popularność nie jest w interesie koncernów farmaceutycznych.
Czy amantadyna jest „lekiem na całe zło”, z którym mierzymy się od kilku miesięcy? Nie wiem. Ale wiem, że dopóki minister zdrowia nie skorzysta z narzędzi, które ma i tego nie zbada, nie będzie mógł z czystym sumieniem powiedzieć: zrobiłem wszystko, co było możliwe, by ochronić zdrowie i życie Polaków.
AKTUALIZACJA:
Już po opublikowaniu tego komentarza, dostrzegłem, że minister zdrowia ogłosił, iż poprosił Agencję Badań Medycznych o przeprowadzenie badań klinicznych dotyczących skuteczności amantadyny w leczeniu COVID-19. A więc jednak resort zdrowia może coś w tej sprawie zrobić, wbrew temu, co wynikało ze słów rzecznika. Pytania nasuwają się dwa:
1) Dlaczego dopiero teraz, a nie np. w marcu, gdy lekarze próbowali zainteresować tematem ministerstwo?
2) Dlaczego na dwie godziny przed ogłoszeniem decyzji ministra jego rzecznik publicznie zarzeka się, że nic z tą sprawą zrobić się nie da, bo ministerstwo nie jest od badań klinicznych?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/530966-amantadyna-czyli-duzy-problem-resortu-zdrowia