Po pierwsze, zapisy umieszczone w konkluzjach rzeczywiście gwarantują Polsce minimum bezpieczeństwa - w tym sensie, że ograniczają stosowanie zapisów mechanizmu warunkowości do ściśle określonym przypadków marnotrawienia bądź rozkradania pieniędzy. Najważniejsze pytanie brzmi, czy rzeczywiście zostaną wprowadzone do dokumentów Komisji Europejskiej, i czy będą stosowane jako rzeczywista wykładnia. Dziś nie mamy takiej gwarancji, a pamiętamy także o oszustwie z lipca. Być może jednak liderzy Unii - zwłaszcza kanclerz Merkel - nie zdecydują się na ruch, który w długiej perspektywie będzie potężnym ciosem w samą Unię Europejską. Być może. Z pewnością delegacje polska i węgierska zdawały sobie sprawę z ryzyka, ze znaków zapytania, ze stawki tej rozgrywki. A intencje władców Unii powinny być oczywiste dość szybko.
Po drugie, z pewnością zyskujemy czas. Może rok, może dwa, może trzy. Tyle ma potrwać wyczerpanie drogi prawnej przed Trybunałem Sprawiedliwości. Oczywiście, równie dobrze może to być pół roku. Dostajemy też jakieś argumenty polityczno-prawne, jakieś karty, które pozwolą na dalszą grę w szachy, na dalszą walkę. Chciałoby się więcej, ale tak to przecież wygląda od pięciu lat: oni nas gonią, my robimy zwody, uciekamy, czasem ustępujemy. Być może na więcej nie można liczyć. Być może to jest maksimum wolności, która można mieć w ramach Unii. Na pewno czekają nas kolejne boje.
Po trzecie, Unia jednak wkroczyła na ścieżkę budowy superpaństwa z superrządem, kierowanym z tylnego siedzenia przez Berlin. Zdemolowano porządek prawny Unii, wprowadzając narzędzie pozatraktatowe. Warszawa i Budapeszt przeciwko temu ostro oponowały. Ostatecznie w tym obszarze uległy. Może jesteśmy po prostu za słabi, by powstrzymać proces wspierany przez tak potężne siły. Na pewno ten grudniowy szczyt zapowiada nową, trudną epokę. Będziemy stawali przed jeszcze bardziej dramatycznymi decyzjami. Epoka wolności zdaje się dobiegać końca. Zresztą, nie tylko w obszarze relacji międzynarodowych.
Po czwarte, widać, że rządy wszystkich państw Unii desperacko potrzebują pieniędzy na rozkręcenie gospodarki po epidemii. Także dla rządów w Warszawie i Budapeszcie stawka była ogromna. Unia skutecznie zastosowała więc swój stary manewr, łącząc bieżące, obiektywne kłopoty, tendencję do zagarniania kolejnych kompetencji, pogardę dla jasnych zasad prawa i pieniądze. Mechanizm od dawna znany, ale wciąż skuteczny. W warunkach demokratycznych zwłaszcza biedniejsze państwa Europy są wobec niego po prostu bezbronne.
Po piąte, parę słów o haśle „weto albo śmierć”. Jest dziś ono mocno wyszydzane i atakowane, ale warto zauważyć, że presja w tym obszarze miała chyba znaczenie, skoro przyjęte wczoraj ustalenia różnią się znacząco od pierwotnych propozycji. Jaki będzie finał całej rozgrywki jeszcze nie wiemy, ale jednak jest szansa - przynajmniej szansa - na poprawę naszej sytuacji w stosunku do lipca. W szerszej perspektywie, można się tylko dziwić ludziom, którzy uważają, że najlepszą formą negocjowania jest biała flaga na dzień dobry. Czy w czasie rozmów w swoich partiach też tak postępują?
Po szóste, postawa opozycji, także części samorządów, też powinna zostać zapamiętana. Kibicowała siłom, które dążą do ograniczenia polskiej suwerenności, w nadziei, że pozwoli jej to odzyskać władzę - choćby miała to być władza na półkolonią. Zrobiła wszystko, co mogła, by osłabić stanowisko rządu. W sumie - najgorsze wzorce z naszej historii. Cena już dziś duża, a w przyszłości zapewne jeszcze straszniejsza.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/530521-szesc-uwag-po-unijnym-szczycie-biedniejsi-sa-bezbronni