Historia Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego pokazuje, że w kraju, w którym brakuje ideowych fachowców od kultury wysokiej, takich właśnie niszczy system. Portal wPolityce.pl ustalił, że Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu umorzyła wobec niego śledztwo, ale wcześniej Najwyższa Izba Kontroli kuriozalnie zarzuciła mu liczne nieprawidłowości, a zdominowany przez opozycję Urząd Marszałkowski pozbawił go stanowiska.
Historię szokującej nagonki na Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego opisaliśmy we wrześniu. Ujawniliśmy, że za jego odwołaniem ze stanowiska dyrektora opery we Wrocławiu mógł stać swoisty układ wrocławski. Wybitny dyrygent, legendarny współtwórca Opery i Opery i Filharmonii Podlaskiej został usunięty ze stanowiska po tym, jak kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli doszukali się rzekomych nieprawidłowości finansowych. W nagłaśnianiu „afery”, która właśnie skończyła się umorzeniem w prokuraturze, brały udział wrocławskie media, z lokalną „Gazetą Wyborczą” na czele. Początkowo bronił go wicepremier i minister kultury Piotr Gliński. Potem jednak resort „umył ręce”, a marszałek województwa usunął Nałęcz-Niesiołowskiego z zajmowanego stanowiska.
Kuriozalna kontrola NIK
Portal wPolityce.pl jako pierwszy opisał historię budzącej ogromne kontrowersje kontroli Najwyższej Izby Kontroli. Zwróciliśmy uwagę na nielogiczność i niemal całkowitą bezzasadność wniosków pokontrolnych NIK. Trudna materia związana z funkcjonowaniem opery nie skłoniła Izby, by w tej sprawie powołać biegłych. Efekt? Wnioski pokontrolne okazały się kompromitujące dla NIK. Jej przedstawiciele zarzucali Nałęcz-Niesiołowskiemu, że ten sam dyryguje w trakcie koncertów i pobiera za to pieniądze. Kontrolerów nie interesował fakt, że dyrektor i jednocześnie dyrygent posiadał niezbędną zgodę na dyrygowanie orkiestrą. Nie obchodziło ich, że jest to formuła tańsza, a inne opery w Polsce albo nie zatrudniają dyrygentów na „etat”, albo płacą za to krocie.
O braku wiedzy kontrolerów NIK w zakresie funkcjonowania opery niech świadczy też ich autorska „analiza” co może być umową o dzieło, a co nie. Warto zacytować tutaj fragment wystąpienia pokontrolnego NIK:
Mimo ich nazwania umowami „o dzieło”, ich przedmiot został ujęty zbyt ogólnie i był niedostatecznie zindywidualizowany – określał wyłącznie czynności powierzone artyście, zaś dzieło nie było pracą twórczą, kreatywną aranżacją utworów. Dyrygowanie nie oznaczało powstania odrębnego bytu. Bytem takim jest utwór, który ma swojego autora (kompozytora) – tymczasem zadaniem wykonawcy jako dyrygenta było dyrygowanie (możliwe staranne) w oparciu o napisane nuty
– czytamy w wystąpieniu pokontrolnym NIK.
Już powyższy fragment jest najlepszym dowodem na ograniczoną wiedzę kontrolerów i brak zrozumienia dla skomplikowanych kwestii związanych z operą. Generalnie większość zarzutów pokontrolnych miała błahą wagę, a potknięcia, czy błędy opery ciężko zaliczyć do takich, które wykazywałyby marnotrawstwo.
Działka warta krocie
Dyrektor Nałęcz-Niesiołowski usprawnił funkcjonowanie opery, pod jego rządami stała się ona rentowna. Paradoksalnie, to właśnie te zmiany stały się przyczynami jego problemów z Najwyższą Izbą Kontroli. Czy tylko to spowodowało, że utracił on stanowisko? Wiele wskazuje, że rzeczywistym powodem była warta krocie działka przylegająca do terenu opery. Marcin Nałęcz-Niesiołowski postanowił, w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego rozbudować operę właśnie na działce, która jest łakomym kąskiem dla deweloperów i wrocławskiego biznesu. Ziemia warta jest 35 milionów złotych. Wprawdzie nie wolno tej działki zabudować apartamentami, ale biurowiec postawić na niej teoretycznie można. Parcela jest obecnie wykorzystywana jako parking. Czas nagli, gdyż niewykorzystanie działki pod rozbudowę Opery Wrocławskiej skończy się przekazaniem jej władzom samorządowym do roku 2022.
Finał w prokuraturze
Doniesienie Najwyższej Izby Kontroli do prokuratury wczoraj znalazło swój finał. Śledczy, po drobiazgowym śledztwie, nie dopatrzyli się w działaniach Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego żadnego przestępstwa.
Postanowieniem z dnia 30 listopada 2020 roku, prowadzone pod sygn. akt PO I Ds. 89.2018 śledztwo, zostało umorzone na podstawie m. in. art. 17 § 1 pkt 2 kpk. Powyższa decyzja, na obecnym etapie nie jest prawomocna
– poinformował nasz portal, Radosław Żarkowski, Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Co na to Najwyższa Izba Kontroli?
Najwyższa Izba Kontroli nie komentuje i nie odnosi się do działań Prokuratury. NIK po kontroli w Operze Wrocławskiej, przeprowadzonej w ramach wykonania budżetu w 2017 r., skierowała 11 wniosków i uwag do kontrolowanej jednostki. Wystąpienie pokontrolne wraz z wnioskami jest dostępne na stronie NIK. Wnioski i oceny NIK zawarte w wystąpieniach pokontrolnych (dostępnych na naszych stronach internetowych) zawsze dotyczą konkretnego czasu i w odniesieniu do tego danego okresu NIK nadal je podtrzymuje. Wobec kontrolerów przeprowadzających kontrole w Operze Wrocławskiej nie było prowadzone żadne postępowanie wewnętrzne dotyczące ich pracy przy tej kontroli
– czytamy w odpowiedzi Izby na nasze pytania.
Kto przeprosi Nałęcz-Niesiołowskiego?
Sprawa Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego pokazuje, że w praworządnym kraju wciąż można zniszczyć uczciwego człowieka. Co z tego, że prokuratura (nieprawomocnie) umorzyła śledztwo ws. rzekomych nieprawidłowości w operze? Skrzywdzony został człowiek, którego pozbawiono stanowiska. Wybitny fachowiec i ekspert, który mógł rozbudować operę we Wrocławiu i sprawić, że będzie ona jeszcze bardziej rentowna. To niejedyne pytanie, które rodzi się analizując sprawę Nałęcz-Niesiołowskiego. Czy Najwyższa Izba Kontroli jest instytucją działającą ponad prawem? A może ktoś napuścił tę poważną instytucję, by dopiąć swego? Jaki był udział w całej sprawie tzw. „układu wrocławskiego”? Czy Urząd Marszałkowski we Wrocławiu wie, że wokół wartej krocie działki toczy się biznesowa gra? Ostatnie pytanie warto skierować do ministerstwa kultury: czy Polskę stać na pozbywanie się tak wybitnych i uczciwych artystów, którzy z powodzeniem pełnili również funkcje menadżerskie? Dlaczego resort, poza drobną interwencją, nie stanął w obronie Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego?
Rozmowa z Marcinem Nałęcz-Niesiołowskim
wPolityce.pl: Prokuratura umorzyła śledztwo ws. pana osoby i osobliwych wyników kontroli NIK, z okresu, w którym pełnił pan funkcję dyrektora Opery Wrocławskiej. Jaka była pana pierwsza reakcja na informacje o decyzji śledczych?
Marcin Nałęcz-Niesiołowski: Z jednej strony byłem pewien, że nie popełniłem żadnego przestępstwa, ani takiego uchybienia, które mogłoby być w taki sposób rozpatrywane. Z drugiej strony, tak po ludzku, poczułem ogromną ulgę. Narodziła się też we mnie myśl: kto i w jaki sposób mógłby mnie przeprosić.
Kolejne pytanie, które nasuwa się samo, wiąże się z faktem, że wielokrotnie tłumaczył pan Najwyższej Izbie Kontroli swoje stanowisko, a część wniosków pokontrolnych ocierało się o absurd. Czy w tej całej sprawie nie ma drugiego dna? Czy ktoś nie próbował się pana pozbyć w kontekście inwestycji, które pan firmował i przygotowywał w Operze.
Sygnalizowałem, że atmosfera wokół mojej osoby zagęściła się, gdy wspólnie z moimi współpracownikami chcieliśmy rozpocząć, w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, inwestycję rozbudowy opery na działce, która znajduje się tuż przy operze i która wciąż jest własnością Opery. Od tego momentu poczuliśmy, że sytuacja zaczęła się zmieniać. Do tej pory mogliśmy pracować przy tym projekcie w miarę normalnie, pomimo, że byłem dyrektorem, który otrzymał poparcie ministra kultury i dziedzictwa narodowego. W momencie, gdy mieliśmy ostatecznie przejąć tę działkę…
…działkę, która warta jest sporo i jest łakomym kąskiem dla prywatnych inwestorów.
Tak, dopiero wtedy otrzymałem informację, że „trzeba zrobić wszystko, by się mnie pozbyć”.
Czy pana następcy na kluczowych stanowiskach w Operze Wrocławskie, podjęli kontynuację i trud rozbudowy tej instytucji na cennej działce przylegającej do Opery?
Z moich nieoficjalnych informacji wynika, że ta sprawa została całkowicie zarzucona. Inwestycja „umarła razem ze mną”.
Wydano na pana swoisty wyrok i nikt nie chciał wysłuchać pana tłumaczeń. Wyrok także medialny. Czy zamierza pan podjąć w związku z tą sprawą jakieś kroki prawne?
Najpierw chcę się zapoznać z decyzją prokuratury oraz jej uzasadnieniem. Decyzja prokuratury musi się też uprawomocnić. Chciałbym spotkać się ze swoim pełnomocnikiem i rozważyć kroki prawne, nie względem instytucji, ale konkretnych osób.
O kogo konkretnie chodzi? O kontrolerów NIK, którzy przygotowali kuriozalny raport?
Także, ale chodzi też o moich przełożonych, którzy podejmowali decyzję, pomimo, że posiadali pełną wiedzę, także o naszych odpowiedziach, które zostały skierowane do NIK. Dyrektor placówki ma tylko jednego przełożonego w Urzędzie Marszałkowskim. Chciałbym usłyszeć od tej osoby słowo „przepraszam”. Obawiam się jednak, że są to tylko moje pobożne życzenia.
A może warto w tej sprawie złożyć zawiadomienie o możliwości przestępstwa? Historia tej działki przy Operze budzi bardzo wiele kontrowersji i wątpliwości. Może warto, by zbadać czy za tym wszystkim nie stoi przestępstwo.
Wszelkie decyzję będę podejmował po rozmowie z moim pełnomocnikiem.
Rozmawiał Wojciech Biedroń
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/528898-kleska-ukladu-wroclawskiego-wazna-decyzja-prokuratury