Syndrom poaborcyjny nie jest „wymysłem religijnym”, ale wielkim cierpieniem, które dotyka wszystkie kobiety, które poddały się aborcji, niezależnie od ich wyznania.
Świadczy o tym również Bernadette Goulding, szefowa irlandzkiej organizacji Winnica Racheli. Matka trójki dzieci z miasta Cork organizuje i prowadzi w całej Europii seminaria, podczas których spotyka się z kobietami (ale i z mężczyznami), walczącymi z poczuciem winy, depresją, napadami paniki i innymi schorzeniami z powodu aborcji.
Sama Goulding jako nastolatka także poddała się aborcji, z powodu czego cierpiała na depresję. Teraz, pomaga innymi.
„Mowią do mnie: Jest pani Irlandką i katoliczką, stąd ma pani poczucie winy z powodu aborcji. Byłam w Libanie, Korei Południowej, na Węgrzech i w RPA. Spotkałam tam ludzi wierzących i ateistów, katolików, protestantów oraz wyznawców innych religii. Ich łzy zawsze wyglądały tak samo. To nie jest kwestia katolickości“, powiedziała mi Goulding w wywiadzie 4 lata temu.
„Zabijając te dzieci, zabija się także część matki. To nie ma związku wyłącznie z religią”, powiedzała.
Sama dokonała aborcji jako 19-latka. Po tym, wiele lat chorowała na depresję.
„Wciąż pamiętam twarz anestezjologa, który dawał mi lek nasenny, mówiąc: Kiedy się obudzisz, wszystko będzie w porządku. Ale kiedy się obudziłam, nic nie było w porządku. Krzyczałam. Myślę, że gdzieś w podświadomości zrozumiałam tragedię swojej decyzji. Miałam to w głowie, ale jeszcze nie w sercu”.
Nastąpił okres depresji i strachu, który oczuwała cały czas, nawet i kiedy wyszła powtórnie za mąż i urodziła dzieci.
„Praca, wieczorne wyjścia, zakupy. Wszystko mi przypominało to, co niedawno zrobiłam. Przestałam wychodzić z domu w dzień. Wpadłam w depresję. Miałam koszmary, a w nocy budziłam się z krzykiem. Jeden sen powtarzał się prawie co noc: przede mną piękne dziecko, a ja nie mogę go wziąć na ręce, bo cały czas mi się wyślizguje. Zaczęłam pić”.
Zmiana przyszła, kiedy o swoim ciemnym sekrecie opowiedziała najlepszej przyjaciółce. Kobieta przytułiła ją i razem zaczęły płakać.
„To był koniec mojej izolacji. Obok mnie stała osoba, która wiedziała, co zrobiłam, i dalej mnie akceptowała, kochała! Kiedy patrzyłam w jej oczy, widziałam Jezusa, miłość i współczucie. Wszystko się zmieniło”.
Jak mówi, po pewnym czasie uświadomiła sobie, że Bóg powołuje ją do pracy z matkami, które przeszły przez piekło aborcji.
„Wtedy sama rozpoczęłam intensywniejsze duchowe życie i zrozumiałam, że Bóg mi naprawdę wybaczył. Uwolnił mnie od winy za mój grzech. W Dzienniczku św. Faustyny Kowalskiej jest zdanie, że Jezus bardziej cierpi z powodu braku wiary w Jego miłosierdzie, niż z powodu samego grzechu. I to stało się moim przesłaniem dla tych wszystkich kobiet”.
Kiedy usłyszała o organizacji Winnica Racheli była pewna, że to miejsce, do którego wzywa ją Bóg. Organizacja ta przygotowuje seminaria dla kobiet i mężczyzn dotkniętych aborcją. Seminaria okazują się dokonałym miejscem do przerwania milczenia i otwartej rozmowy o tym, co ich męczy. Na spotkaniach łączy się elementy duchowe z psychologią, pomagając w ten sposób uczestnikom w podzieleniu się i uzewnętrznieniu swoich uczuć, aby mogli dalej żyć już w poczuciu wolności i przebaczenia.
„Na rekolekcje przyjeżdżają ludzie, którzy duchowo są w różnych miejscach. Łączy ich jedno: doświadczenie bólu. Te kobiety, które mają problem z mężczyznami, po raz pierwszy mają okazję usłyszeć, jak problem aborcji wygląda z męskiej perspektywy i jak wielki ma wpływ także na nich. Na tych spotkaniach naprawdę dzieją się cuda. To nasze zadanie w Winnicy Racheli: pozwolić Bogu, żeby robił swoje i Mu nie przeszkadzać”, powiedzała mi Goulding 4 lata temu o spotkaniach organizacji, która działa także w Polsce.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/525722-syndrom-poaborcyjny-nie-jest-zadnym-wymyslem-religijnym