Okładkę ostatniego „Tygodnika Powszechnego” zdobi twarz aktorki Doroty Segdy, znanej ze swoich proaborcyjnych poglądów. Na temat zakazu aborcji eugenicznej wypowiada ona następujące słowa:
„To, czego dopuścili się Trybunał Konstytucyjny pod rękę z Kościołem, jest wyrazem pogardy do kobiet i stanowi pogrzeb praw człowieka w Polsce”.
Być może zapomniała już czytany przez siebie fragment
Przypomnijmy, że w roku 1994 Dorota Segda zagrała tytułową rolę w filmie „Faustyna”. Kilka lat później dla jednej z katolickich rozgłośni radiowych czytała w odcinkach „Dzienniczek” Siostry Faustyny. Być może zapomniała już czytany przez siebie fragment, w którym zakonnica pod datą 16 września 1937 roku zapisała:
„Dziś tak gorąco pragnęłam odprawić godzinę świętą przed Najświętszym Sakramentem, jednak inna była wola Boża: o godzinie ósmej dostałam tak gwałtownych boleści, że musiałam się natychmiast położyć do łóżka; wiłam się w tych boleściach trzy godziny, to jest do jedenastej wieczorem. Żadne lekarstwo mi nie pomogło, co przyjęłam, to zrzuciłam; chwilami odbierały mi te boleści przytomność. Jezus dał mi poznać, że w ten sposób wzięłam udział w Jego konaniu w ogrodzie i że te cierpienia sam dopuścił dla zadośćuczynienia Bogu za dusze pomordowane w żywotach złych matek. Te cierpienia już trzy razy przechodziłam, zawsze zaczynają się o godzinie ósmej – [trwają] do jedenastej wieczorem. Żadne lekarstwo nie może mi zmniejszyć tych cierpień. Kiedy się zbliża godzina jedenasta, same ustępują, a ja w tej chwili zasypiam; na drugi dzień czuję się bardzo słaba. Kiedy mi pierwszy raz się to przydarzyło, było to w sanatorium. Lekarze nie mogli tego zbadać; ani zastrzyk, ani żadne lekarstwo nic mi nie pomogło i sama nie rozumiałam, co by to za cierpienia były. Mówiłam lekarzowi, że jeszcze nigdy w życiu podobnych cierpień nie miałam; on oświadczył, że nie wie, co to za cierpienie. Teraz rozumiem, co to za cierpienie, bo mi Pan dał poznać… Jednak kiedy pomyślę, że może kiedyś jeszcze będę w podobny sposób cierpieć, to dreszcz mnie przenika, ale nie wiem, czy jeszcze będę kiedy w podobny sposób cierpiała – to pozostawiam Bogu; co się Bogu podoba zesłać, to przyjmę wszystko z poddaniem i miłością. Obym tymi cierpieniami uratować mogła choćby jedną duszę od morderstwa.”
Dlaczego Siostra Faustyna zgodziła się brać na siebie dobrowolnie niewyobrażalne cierpienia? Otóż dlatego, że wiedziała, iż osoby, które dopuszczają się grzechu aborcji, są narażone na zatratę duszy w piekle. Dlatego przyjmowała na siebie cierpienie wstawiennicze w intencji ocalenia grzeszników od wiecznego potępienia. Wiedziała bowiem, jak wielka jest waga tego czynu, który sama nazwała wprost morderstwem.
Ostateczną stawką jest życie wieczne
„Dzienniczek” utrzymany jest w tonie bardzo osobistym. Zakonnica opisuje w nim swe myśli, uczucia, natchnienia czy poruszenia wewnętrzne w sposób niezwykle intymny. Tylko jeden raz porzuca ów ton, a jej wypowiedź nabiera charakteru oficjalnego oświadczenia:
„Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego musieli mi być posłuszni. To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło.”
Ostateczną stawką w obecnym starciu nie jest żaden „kompromis aborcyjny” czy „dobrostan kobiet”, ale życie wieczne. Politycy mogą używać takich argumentów, ale dla świadomego katolika nie powinno ulegać wątpliwości, że tak naprawdę walka toczy się o ludzkie dusze – o ich zbawienie lub potępienie. Każdy, kto staje po stronie osób domagających się prawa do aborcji, tak naprawdę opowiada się za rozwiązaniami narażającymi życie wieczne wielu ludzi.
Niestety, katolicy, w tym także duchowni, zbyt rzadko przypominają prawdę o tym zagrożeniu, najczęściej zasłaniając się Bożym Miłosierdziem. No cóż, nikt nie zrobił więcej dla rozpowszechnienia kultu Bożego Miłosierdzia niż właśnie św. Faustyna Kowalska, a jednak to ona napisała powyższe słowa o piekle. To właśnie z powodu realnej groźby zatracenia tylu dusz na wieki tak natarczywie brzmiały jej wezwania do nawrócenia i szukania ratunku w Bożym Miłosierdziu.
„Pani Nasza pokazała nam morze ognia”
Oczywiście, znam te wszystkie zarzuty, że każdy, kto ośmiela się mówić o piekle, uprawia „tanią pedagogikę strachu”. W takim razie tanią pedagogikę musiał uprawiać sam Chrystus, skoro tak często wspominał o niebezpieczeństwie wiecznego zatracenia duszy, nie mówiąc już o całej rzeszy Ojców i Doktorów Kościoła, świętych oraz mistyków. Nawet Matka Boża w Fatimie pokazała trójce małych pastuszków piekło. Tak opisała to Siostra Łucja:
„Pani Nasza pokazała nam morze ognia, które wydawało się znajdować w głębi ziemi; widzieliśmy zanurzone w tym morzu demony i dusze niczym przezroczyste, płonące węgle, czarne lub brunatne, mające ludzką postać, pływające w pożarze, unoszone przez płomienie, które z nich wydobywały się wraz z kłębami dymu, padając na wszystkie strony jak iskry w czasie wielkich pożarów, pozbawione ciężaru i równowagi, wśród bolesnego wycia i jęków rozpaczy, tak że byliśmy przerażeni i drżeliśmy ze strachu. Demony miały straszne i obrzydliwe kształty wstrętnych, nieznanych zwierząt, lecz i one były przejrzyste i czarne. Ten widok trwał tylko chwilę. Dzięki niech będą naszej dobrej Matce Najświętszej, która nas przedtem uspokoiła obietnicą, że nas zabierze do nieba (w pierwszym widzeniu). Bo gdyby tak nie było, sądzę, że bylibyśmy umarli z lęku i przerażenia.”
Czy Matka Boża uprawiała pedagogikę strachu? Czy chciała tylko postraszyć dzieci? Pewnie dziś odebrano by jej za to prawa rodzicielskie i skazano na karę grzywny. A może chciała ostrzec ludzi przed realnym niebezpieczeństwem? Hiacynta wspominała, że widziała, jak do piekła trafiały całe rzesze grzeszników. Ona sama, choć w czasie objawień miała zaledwie siedem lat, zgodziła się świadomie i dobrowolnie przyjąć na siebie cierpienie wstawiennicze w intencji nieszczęśników, których dusze były zagrożone wiecznym potępieniem. Trudno bez ściśniętego gardła czytać opis cierpień tej małej dziewczynki, które znosiła bez słowa skargi przez pozostałe trzy lata swego życia. Miała większą świadomość metafizycznej i egzystencjalnej powagi sytuacji niż niejeden dorosły. Wiedziała bowiem, jaka jest stawka tego starcia.
Prawo kształtuje świadomość i obyczaje
Oczywiście, w tym kontekście pojawia się argument, że ważniejsza jest świadomość niż prawo, czyli że katolicy powinni bardziej koncentrować się na tym, by wpływać na dusze ludzi niż na kształt prawa. Problem polega jednak na tym, że – jak zauważał już Arystoteles – prawo kształtuje świadomość i obyczaje. W powszechnym odbiorze to, co zakazane, jest złe, zaś to, co dozwolone, jest dobre. Tak właśnie stało się z legalizacją aborcji w większości krajów zachodnich. Na początku została ona usankcjonowana jako „mniejsze zło”, które dopuszczono jako ostateczność, a dziś traktowana jest jako jedno z podstawowych „praw człowieka”. Na tym przykładzie widać siłę prawa jako jednego z czynników najsilniej wpływających na świadomość społeczną. Oddziaływanie na kształt prawa jest więc zarazem oddziaływaniem na świadomość.
To, że tak duża jest liczba zwolenników aborcji w Polsce, to nie tylko pochodna dominującej kultury, lecz również prawa istniejącego w większości krajów Unii Europejskiej, w których proceder ten jest całkowicie legalny. Po części, zwłaszcza wśród katolików, wynika ona również z zaniechań duchownych, którzy, żeby nie urazić wiernych, przestali mówić o konsekwencjach grzechu śmiertelnego dla życia wiecznego. W ten sposób problem pozbawiania życia dzieci nienarodzonych przestał być postrzegany w perspektywie ostatecznych przeznaczeń człowieka.
W tym kontekście lewicowe aktywistki trzymające transparenty z napisem „Piekło kobiet” wyglądają jak pracownice działu autopromocji, zajmujące się reklamą swojej oferty. Szkoda tylko, że mają w tym wsparcie publicystów z „katolickiego pisma społeczno-kulturalnego”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/525173-transparenty-z-pieklo-kobiet-wygladaja-jak-autopromocja