Niedawna, niezwykle cenna konferencja „Zderzenie kulturowe w UE”, po raz kolejny skierowała moje myśli ku postaci Jana III Sobieskiego. Dlaczego? Oto cała historia…
Kiedy zbliżał się rok 2013, czyli 330 rocznica Odsieczy Wiedeńskiej, moja żona – śp. Mariola Wołochowicz (+2016) – z którą od 1992 wspólnie prowadziliśmy Fundację Misja Służby Rodzinie, zaczęła coraz bardziej interesować się postacią króla Jana III Sobieskiego. Oczywiście znali¬śmy zasadnicze fakty dotyczące jego osoby, ale wtedy Mariola stopniowo coraz głębiej analizo¬wała niektóre szczegóły jego życia. Wielokrotnie przeczytała „Listy do Marysieńki” pochodzące z tego okresu. Zafascynowało ją, że po zwycięstwie pod Wiedniem Sobieski wcale nie wrócił od razu do kraju, ale jeszcze poprowadził wyczerpującą i kosztowną kampanię węgierską, wyzwalając tam duże obszary spod panowania tureckiego. Na bazie tamtych poszukiwań powstała potem nasza książka „Być jak Sobieski – motywacja do zwycięskiego życia”.
Jan III Sobieski pod Wiedeń wyruszył z odsieczą jak najszybciej i dotarł na miejsce znacznie wcześniej niż się spodziewano. To w dużej mierze zdecydowało o wygranej w bitwie. Do Marysieńki napisał: „O nas cale ani Węgrowie, ani Turcy nie wiedzą, ani wierzyć chcą; co bardzo dobrze na naszą stronę” (List z 4.IX.1683).
Poszedł na odsiecz Wiedniowi nie tylko dlate¬go, by bronić własnego kraju, ale całej chrześcijańskiej Europy. W słynnej odezwie przed bitwą powiedział:
„Jesteśmy wprawdzie w obcym kraju, lecz nie walczymy dla obcej sprawy. Walczymy za nasz kraj i za chrześcijaństwo, nie dla cesarza lecz dla Boga”.
Podczas bitwy Sobieski i jego wojsko wykazali się wielkim męstwem, w bardzo trudnych warunkach atakując i zwyciężając znacznie większą armię wroga, mimo wielu niespodziewanych trudności ograniczeń, np.:
„Działania zmrużyć oka nie dały (…) konie najgorzej, które cale nie jedzą, jeno liście z drzew. Nie masz prowiantu dotąd obiecanego ni na konie, ni na ludzie; ludzie jednak nasi bardzo ochotni” (12.IX).
I przyszło wielkie zwycięstwo, które Jan III podsumował:
Venimus, vidimus, Deus vicit (Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył).
CZYTAJ WIĘCEJ: O tej dacie nie może zapominać żaden Europejczyk! 336 lat temu wojska króla Jana III Sobieskiego rozgromiły Turków pod Wiedniem
Wiedeń został uratowany w ostatniej chwili. Prosty lud to docenił, ale ku zaskoczeniu Cesarz i inni dostojnicy wcale nie okazali wdzięczności, nawet uczynili Sobieskiemu publiczny afront. Wydaje się, że do tej pory problem spojrzenia na te historyczne wydarzenia wciąż jest w Austrii aktualny: kontrast cesarza, który uciekł z Wiednia z Sobieskim, który tam przybył, jest bardzo silny.
Po Wiktorii Wiedeńskiej Sobieski zdecydował, że podąży dalej na Węgry, by odbić tereny będące od lat pod władzą turecką. Zarzucano mu, że marnuje wojsko, że nie warto, podburzano nastroje w Polsce. Do tego doszły problemy wewnętrzne naszego wojska: rozluźnienie dyscypliny, rozpusta, rabunki. W efekcie pod Parkanami zostali zaskoczeni atakiem Turków i skończyło się sromotną ucieczką, a sam król ledwo uszedł z życiem, o czym napisał:
„Sam zaś tylko samoósm za wojskiem uchodziłem, bo w tej mieszaninie jeden drugiego z konia spychał, jeden przez drugiego padał, jako się to stało nieborakowi p. wojewodzie pomorskiemu, który tamże został, i innych niemało” (8.X).
Jednak w tym krytycznym momencie król Jan robi uczciwy bilans przyczyn porażki i całej zaistniałej nowej sytuacji:
„Nie wątpimy, że nieprzyjacielowi przybyło hardości i że się podobno i wezyr przeprawić tu zechce; ale my, da P. Bóg, jutro, byle piechota nadeszła cesarska i armata, przecię ten Parkan i most atakować będziemy, przyjąwszy to za sprawiedliwą karę od P. Boga za rabunki kościołów, zdzierstwa, cudzołóstwa, za co najmniejszej żaden nie odniósł kary. Widziałem ja to wszystko jako we zwierciedle i groziłem nieraz odjazdem, że ja przy takim wojsku być nie mogę, nad którym wisi kara boża. A do tego, że się rozleżało: egzercycyj żadnych nie umieją, oficerowie głupcy, niedbalcy, niepilni, sami na nich narzekają i wołają żołdaci, osobliwie w dragonii, których siła marnie potracili, bo nawet i lontów zapalonych nie mieli” (8.X).
Sobieski nie załamuje się, nie upada na duchu, ale wdraża program naprawczy i szykuje się do kolejnej bitwy w tym samym miejscu. Dwa dni później odnosi wielkie zwycięstwo, o czym pisze do żony:
„O jako to dobry P. Bóg, moja jedynie kochana Marysieńku! Za małą konfuzję dał większe zwycięstwo niżeli pod Wiedniem” (10.X).
Przy czym Jan III Sobieski miał szerszą wizję, niż tylko konkretna bitwa czy wojna:
„…bo to jest ten czas, którego wieki czekały, i jeżeli go opuścimy, P. Bogu odpowiadać za to będziemy” (20.X). A jednocześnie musi nawet żonę ostrzegać przed knowaniami opozycji w kraju: „Dla Boga, moja kochana Marysieńku, strzeż się Wć tych ludzi, którzy to Wci niewinnie głowę turbują” (21.X).
Kolejnym etapem kampanii było oblężenie Strygonium, które zakończyło się wielkim zwycięstwem i wyzwoleniem miasta po długich latach niewoli. Jak pisze Sobieski:
„Kaplica zaś na zamku wszystka marmurowa, z której poganie meczet sobie byli zrobili, a myśmy tam w dzień tychże św. Apostołów mszę św. i Te Deum laudamus pierwszy raz po stu czterdziestu lat zaśpiewali” (30.X).
Dodajmy jeszcze, że kiedy w końcu Jan III Sobieski powrócił do kraju, to czekały go tam nadal poważne problemy…
CZYTAJ WIĘCEJ: Dziwny polski bunt - nie wobec władzy, a przeciwko opozycji. Jak przespano dobrą passę na reformę państwa po odsieczy wiedeńskiej
Dzisiaj w Polsce jesteśmy w czasie, który w pewnej mierze można porównać do wydarzeń roku 1683. Zderzenie kulturowe w UE dotyka Polski i powiększa nasze problemy wewnętrzne. Zwycięskie wybory parlamentarne Zjednoczonej Prawicy i prezydenckie Andrzeja Dudy w roku 2015 to jakby odpowiednik bitwy pod Wiedniem – pokonanie przeciwnika, zdobycie władzy. Potem zaczęła się „kampania węgierska”: odzyskiwanie terenu przede wszystkim koncentrowało się na sprawach gospodarki, szczególnie podatku VAT, programach społecznych jak 500+ czy 13 emerytura. Rozpoczęto też przywracanie normalności w wielu innych obszarach, odnosząc pewne sukcesy, czasem jednak działano zbyt bojaźliwie albo podejmując nie do końca prawidłowy kierunek.
Teraz, po kolejnych zwycięstwach wyborczych lat 2019-2020, Wiedeń został utrzymany, natomiast przed Polską stoi ciąg dalszy odzyskiwania tego, co zostało zagrabione albo zbudowane według fałszywych modeli. Przede wszystkim chodzi tu o szeroko pojętą kulturę, gdzie tendencje liberalne zagnieździły się bardzo mocno.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Równolegle niemniej ważnym obszarem jest wyzwolenie rodziny z istniejącego lub potencjalnego wpływu obcych ideologii. Zaczynając od prawa państwowego, gdzie wciąż nie wypowiedziano fatalnej Konwencji Stambulskiej – poprzez działania samorządowe, gdzie w wielu miejscach wprowadza się Kartę LGBT+ oraz szkoły, do których próbują się dostawać programy seksualizacji dzieci w duchu niezwykle szkodliwych Standardów WHO.
Terenem do odzyskania są także programy szkolne, które po 1989 roku w dużej części przekształcano w zupełnie niewłaściwych kierunkach, w duchu „politycznej poprawności” oraz eliminując kształtowanie twórczego podejścia na rzecz sprawności wypełniania testów. Niedawno mianowany minister, prof. Przemysław Czarnek, ma tu dużo do zrobienia i już to rozpoczął.
CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ NEWS. Mocne wejście prof. Czarnka do MEN! Odwołał dyrektor odpowiedzialną za podstawę programową i podręczniki
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 22.X.2020 jest zaś przełomem ku odzyskiwaniu prawa do życia dla nienarodzonych dzieci, podejrzanych o niepełnosprawność. Można to porównać do wyzwolenia Strygonium po wielu latach niewoli. I chociaż zwolennicy aborcji natychmiast zaczęli brutalnie atakować, by odbić miasto, to nie powinniśmy się tego bać, ale odważnie je obronić – i to nie tylko prawnie, ale też prowadząc kampanię uświadamiającą fundamentalne prawo człowieka do życia. A już zupełnym absurdem byłoby wystraszenie się i wycofanie ze Strygonium.
To wszystko nie jest proste, opór drugiej strony może być (i jest) bardzo silny. Może się zdarzyć, jak pod Parkanami, że wojsko się „rozleże” a wróg zaatakuje nagle i wygra jakąś bitwę (np. niedawne głosowanie w Sejmie przez brak frekwencji ZP). Wtedy trzeba wyciągnąć wnioski, zebrać się i tę konkretną sprawę podjąć na nowo. Nie rezygnujmy ani nie popadajmy w zwątpienie! Nie bójmy się gróźb przeciwnika!
Niech motywacją dla każdego z nas, komu bliskie są wartości tradycyjne, będą słowa Jana III z czasu kampanii węgierskiej, aby walczyć do skutku:
„ustąpić zaś teraz nieprzyjacielowi na piądź, to on postąpi za nami na wiosnę na łokieć” (21.X.1683).
Bądźmy jak Sobieski! Mógł Sobieski, możemy i my!
dr Piotr Wołochowicz, Dyrektor Fundacji Misja Służby Rodzinie, autor (wraz z żoną, śp. Mariolą Wołochowicz) kilkunastu książek o małżeństwie i rodzinie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/523683-wolochowicz-idzmy-sladami-sobieskiego