Właściwie już się przyzwyczailiśmy, że w Polsce ciągle ktoś przeciwko czemuś protestuje. Przyzwyczailiśmy się także do tych samych twarzy na większości protestów. Bez względu na to czy chodzi o dziki, korniki, sądy czy prawa osób homoseksualnych.
Jednak w ostatnim czasie jeden protest zwrócił moją szczególną uwagę i uważam, że ci protestujący muszą być wysłuchani. Chodzi mi o rodziców, a głównie matki, które zebrały się przed Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Matki wcześniaków walczyły w ten sposób o prawo do odwiedzin swoich dzieci. Niestety wizyty na oddziałach neonatologii zostały mocno ograniczone przez trwającą pandemię. Kobiety skarżą się, że nie widzą dzieci nawet tygodniami, a na ich apele i pisma o zmianę procedur nikt nie reaguje. Domagają się od dyrekcji zmiany przepisów. Jednak problem nie dotyczy tylko Łodzi, a także innych placówek. Szpitale ograniczają także porody rodzinne.
Prawie pękło mi serce, gdy przeczytałam relację matki, która w ciągu siedmiu miesięcy, widziała swoje przedwcześnie urodzone dziecko tylko dwa razy. Dziecko zmarło. Chyba nawet nie umiem sobie wyobrazić jej bólu. Jego nic już nie utuli. Nie móc trzymać na rękach chorego dziecka, nie móc go pocieszyć, napełnić swoją miłością, kochać zanim odejdzie, to niewyobrażalne cierpienie. Dla obu stron.
Dokładnie pamiętam, gdy na świat przyszła moja najmłodsza córka, Anielka. Była chora i pierwszy miesiąc życia musiała spędzić w szpitalu, z tego pierwszy tydzień była na oddziale intensywnej terapii. Na tym oddziale rodzicom nie wolno było przebywać w nocy, mogliśmy być z córką tylko w dzień (i to na zmianę). Pielęgniarki mówiły: „proszę korzystać”, „proszę się wyspać”, „proszę odpocząć”, a ja nie byłam w stanie myśleć o niczym innym, tylko o tym, że moje dziecko jest gdzieś tam na szpitalnej sali beze mnie. Nie może się przytulić, usłyszeć bicia mojego serca czy mojego głosu. Łzy nie przestawały płynąć. Taki to był odpoczynek. Choć po tygodniu przeniesiono nas na odział dzienny i mogłyśmy być razem już bez ograniczeń, to do dziś (a córka ma już prawie 5 lat) tulę ją z całych sił, żeby wynagrodzić tamten tydzień. Tylko i aż tydzień! A w wielu miejscach Polski rodzice są rozłączeni z chorymi dziećmi całymi tygodniami.
Trzeba skończyć wreszcie z tym bezdusznym absurdem. Tym bardziej, że okazuje się, że cierpienie dzieci i rodziców idzie na marne. Na oddziale neonatologii w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki wykryto właśnie koronawirusa u jednej z lekarek. 3 innych lekarzy trafiło na kwarantannę. I to nie rodzice wnieśli patogen na oddział.
Choć ministerstwo zdrowia nie popiera restrykcyjnych zakazów, to jednak nie robi nic, by zmienić sytuację. Resort musi umożliwić obecność rodzica w przypadku hospitalizacji dziecka. Musi też zając się organizacją opieki na oddziałach położniczych. Gdy już mamy nowy rząd, gdy sytuacja polityczna zaczyna się uspokajać, ktoś musi skończyć z tą bezdusznością. Nie uwierzę, że dla kogoś chore i bezbronne dzieci, zapomniane matki znaczą mniej niż norki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/520538-ktos-musi-wreszcie-skonczyc-z-ta-bezdusznoscia