Kilka tygodni temu na fali wydarzeń uruchomionych przez ruch Black Lives Matter rozpoczęła się kampania #StopHateForProfit. Przyłączył się do niej szereg gigantów światowego biznesu, ogłaszając bojkot portali społecznościowych, w tym Facebooka, Instagrama, Twittera, Snapchata, Youtube i LinkedIn. Na czoło protestujących przeciw „mowie nienawiści” wysunęły się takie koncerny, jak Coca-Cola, Unilever, Microsoft, Starbucks, Disney, Honda, HP, Diageo, Henkel, Pepsi czy Levi’s, a za nimi wiele innych, które wycofały (na czas określony lub nieokreślony) swoje reklamy z platform społecznościowych.
W imię czego postanowiły zrezygnować z reklam?
Rodzi się pytanie: dlaczego globalne mega-koncerny zdecydowały się przyłączyć do akcji, na której mogłyby ucierpieć finansowo? W imię czego postanowiły zrezygnować z reklam, a więc wyrzec się spodziewanych zysków? Co dla właścicieli i menadżerów owych firm, bezwzględnych rekinów współczesnego kapitalizmu, stało się ważniejsze od zarabiania pieniędzy i pomnażania majątku? Jakie wartości okazały się dla nich istotniejsze od zysku?
Ciekawej odpowiedzi na te pytania udzielił na węgierskim portalu Valasz.online prawnik i były polityk András Schiffer, ukazując drugie dno decyzji światowych gigantów. Zanim przejdziemy do przedstawienia jego tez, warto pokrótce przedstawić sylwetkę autora.
Schiffer - węgierski komentator lewicowy
49-letni András Schiffer wywodzi się z rodziny o tradycjach lewicowych. Działał w młodzieżówce z późniejszymi postkomunistycznymi premierami: Ferencem Gyurcsánym i Gordonem Bajnaiem. Tworzył też ruch Młodych Socjalistów. Był również założycielem i przewodniczącym partii Polityka Może Być Inna (LMP), która w pewnym momencie stała się nadzieją lewicowej opozycji na odebranie władzy Fideszowi. Dał się poznać wielokrotnie jako krytyk prawicowych rządów. W 2018 roku porzucił działalność polityczną i wrócił do zawodu prawnika, komentując jednak od czasu do czasu bieżące wydarzenia polityczne.
W swym tekście Schiffer zauważa, że pouczające jest przysłuchanie się wyjaśnieniom biznesowych gigantów, które ogłosiły reklamowy bojkot mediów społecznościowych. Ich argumentacja nie ogranicza się bowiem do sprzeciwu wobec otwartego podżegania do nienawiści rasowej. Na początku lipca w oficjalnym oświadczeniu oskarżyły Facebooka, iż nie robi wystarczająco dużo, by stłumić rasistowską propagandę, mowę nienawiści czy dezinformację, która ma wpływ na wybory prezydenckie w USA.
Systemowe ograniczanie wolności słowa
W związku z tym ostatnim punktem pojawia się pytanie: czy Coca-Cola, Unilever lub Microsoft są w stanie ocenić, co jest dezinformacją mającą wpływ na wybory prezydenckie w USA? Poza tym dlaczego jest to dla nich takie ważne? Dlaczego wielkie koncerny stawiają przed sobą zadania, które należą do instytucji państwowych, a nawet służb specjalnych państw? Jak chcą swój cel osiągnąć?
Węgierski prawnik nie ma wątpliwości, że chcą to zrobić przez systemowe ograniczanie wolności słowa. Schiffer pisze:
”Giganci zaangażowani w kampanię #StopHateForProfit przypuścili frontalny atak na jeden z filarów amerykańskiej demokracji, czyli wolność słowa. Pierwsza Poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych wprowadziła w 1791 roku prawną instytucję wolności słowa i prasy do systemu konstytucyjnego Stanów Zjednoczonych”.
Zdaniem Schiffera, atak globalnych koncernów na wolność słowa jest niebezpieczny, ponieważ media społecznościowe są mniej odporne na naciski wielkiego biznesu niż była tradycyjna prasa. Są one bowiem w większym stopniu uzależnione od reklamodawców. Gazety są kupowane przez czytelników, którzy płacą konkretne pieniądze, trafiające później do redakcji. To nie tylko przynosi zysk, lecz także wyznacza zasięgi czytelnicze, a więc przyciąga reklamodawców.
Inaczej sprawa wygląda w internecie, gdzie czytelnik nie wykłada swojej gotówki. O poczytności, a więc atrakcyjności reklamowej decydują algorytmy, tworzone w swoistej szarej strefie, nad którą nie ma kontroli. Jest to wewnętrzna sprawa cyfrowych koncernów. Tymczasem – jak zauważa Schiffer – owe algorytmy, tworzone poza sferą transparentności „odfiltrowują, preferują, a nawet dyskryminują pewne poglądy polityczne w sposób niekontrolowany i nieoczywisty”. To jednak one tworzą ramy dla funkcjonowania dominującego systemu medialnego współczesnych społeczeństw.
Wielcy giganci biznesowi poprzez nacisk reklamowy na media społecznościowe próbują wpłynąć na tworzenie owych algorytmów, a tym samym wymusić wprowadzenie nowych zasad funkcjonowania rynku medialnego. Nagle więc cały obszar działalności publicznej, który powinien być solą społeczeństw demokratycznych, ponieważ dotyczy podstawowych praw obywatelskich, takich jak wolność słowa i możliwość swobodnego komunikowania się, staje się przedmiotem umowy prawa handlowego pomiędzy dwoma prywatnymi firmami. Poza wiedzą i kontrolą rządów, parlamentów i społeczeństw powstają zręby systemu medialnego, wpływającego na życie polityczne całych krajów.
Władze państwowe są najczęściej bezradne wobec tych praktyk, ponieważ koncerny – opierając się na międzynarodowych porozumieniach dotyczących wolnego handlu – wymykają się spod krajowych jurysdykcji, m.in. w sprawach prawnych czy podatkowych. Biznesowi giganci funkcjonują poza krajowymi politykami publicznymi, stawiając pod znakiem zapytania suwerenność narodową. Dlatego też jako zagrożenie postrzegają dla siebie wszelkie próby wzmocnienia państw narodowych.
András Schiffer zauważa, że globalne koncerny kierują się przede wszystkim zasadą maksymalizacji zysku. W związku z tym na przeszkodzie stoi im nie tylko państwo narodowe, lecz także wolny rynek opinii. Swoboda słowa, umożliwiająca wyrażanie siebie, jest bowiem warunkiem wstępnym tworzenia tożsamości wspólnotowej. Korporacje tworzą natomiast korzystne dla nich tożsamości konsumenckie, którymi łatwiej jest sterować.
Poza tym chcą uniknąć rozgłosu związanego z nieprzejrzystą stroną swego funkcjonowania, jak np. uchylanie się od opodatkowania czy przenoszenie produkcji do krajów Trzeciego Świata. Niektórzy z owych gigantów, jak np. Nike, zatrudniają bowiem w swoich fabrykach w ubogich krajach nawet dzieci, które pracują za głodowe pensje w warunkach urągających ludzkiej godności i szkodliwych dla środowiska naturalnego. Dzieje się to kosztem robotników zwalnianych z pracy w państwach Zachodu i zasilających szeregi bezrobotnych. Wiele z wielkich koncernów ma swoje fabryki w Chinach, godząc się na łamanie tam praw człowieka czy nawet cenzurując własne treści w zamian za dostęp do tamtejszego rynku lub taniej siły roboczej.
Tak więc wielkie korporacje nie kierują się wcale żadnymi pobudkami humanitarnymi, lecz chęcią zysku za wszelką cenę. Właśnie dlatego zaangażowały się w bojkot mediów społecznościowych, będący zamachem na wolność słowa i próbą skolonizowania politycznej opinii publicznej.
Kampania wymierzona w Donalda Trumpa
W pierwszej kolejności kampania jest wymierzona w Donalda Trumpa. Globalni giganci nie chcą dopuścić do jego reelekcji, ponieważ uważają go za swego najgroźniejszego wroga. Dlaczego? Dlatego że prezydent USA chce przywrócić sprawczość państwa narodowego, zerwać z umowami o wolnym handlu oraz przenieść produkcję z Chin i innych krajów z powrotem do kraju. W ten sposób – jako globalny lider – może wyznaczać trendy dla innych państw na świecie.
Zdaniem Schiffera w kampanii #StopHateForProfit nie chodzi więc wcale o walkę z rasizmem, lecz walkę z wolnością słowa. Celem krótkoterminowym jest natomiast uniemożliwienie reelekcji Trumpa, motywowane chęcią zysku.
Ciekawe, czy któregoś z lewicowych komentatorów w Polsce stać byłoby na podobną analizę?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/517235-dlaczego-koncerny-prowadza-kampanie-przeciw-wolnosci-slowa