Prezydent Andrzej Duda poinformował na Twitterze, że odbył rozmowę z jednym z polskich studentów, którzy wrócili dzisiaj do Polskich z Mińska, gdzie zostali zatrzymani.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Właśnie odbyłem długą rozmowę z Panem Kacprem Sienickim, który wrócił dziś z więzienia na Białorusi. Bardzo cenna i aktualna relacja o sytuacji na ulicach Mińska i nastrojach w białoruskim społeczeństwie. Sporo przeszedł. Dzielny i rzeczowy Gość
—powiadomił prezydent.
„Byliśmy poddawani torturom”
Przez kilkanaście godzin byliśmy poddawani torturom: ciągle nas bito i dręczono psychicznie. Okazywano nam też narodowe antypatie - powiedzieli w rozmowie z mediami na warszawskim lotnisku im. Chopina polscy studenci, którzy zostali zatrzymani przez białoruski OMON.
Mężczyźni wrócili w piątek do Polski po tym, jak wypuszczono ich z mińskiego aresztu dzięki interwencji polskiego MSZ oraz ambasady polskiej w Białorusi. Jak powiedzieli, są „poobijani”, ale cieszą się że „wrócili bezpiecznie do domu”.
Studenci opowiadali o tym, co im się zdarzyło podczas protestów. Według ich relacji, zostali porwani z ulicy przez OMON w centrum Mińska.
Niemal od razu zostałem pobity, niemal do nieprzytomności. Podobnie mój kolega. Wsadzono nas do więźniarki i zabrano na komisariat. A potem trzymano w piwnicy sali gimnastycznej. Tam zaczęły się katowania. Możemy to wprost nazwać torturami, które trwały ponad 15 godzin. Oprócz nas było tam około kilkuset osób, ciągle kogoś wprowadzano i wyprowadzano. Myślę, że na spokojnie przewinęło się przez to miejsce tysiąc osób
—wspominał student.
Obaj zwracali uwagę, że ich polskie pochodzenie było przedmiotem dodatkowych represji.
Często z funkcjonariuszy wychodziły ich osobiste antypatie związane z naszym pochodzeniem. Nasze wszelkie prośby były wyśmiewane. Chęć uzyskania pomocy konsula nie miała racji bytu, była wyśmiewana
—opowiadali.
Jak wspominali, od razu po przybyciu na komisariat zostali położeni twarzami do ziemi i grożono im, że zostaną im wybite „wszystkie zęby”.
Tak robiła pierwsza zmiana, z kolei druga zmiana funkcjonariuszy kazała nam stać kilka godzin twarzami do ściany. Trzecia zaś kazała nam klęczeć z czołem do ziemi. Mieliśmy ręce skute za plecami, trzymanie nas w takich pozach było formą tortur. Jak się prosiło o wodę, było się bitym pałkami, przy każdym przesłuchaniu i sporządzaniu protokołu też było się bitym
—mówili mediom na lotnisku.
Zapytano mnie, czy jestem Polakiem, podniesiono mnie, podcięto mi nogi, upadłem na twarz i bito mnie pałkami. Jak jakiś strażnik przechodził, mógł mnie uderzyć dodatkowo bez pytania
—powiedział jeden z nich.
Następnie po ponad dobie zostali przewiezieni do więzienia. Opowiadali, że do tego momentu nie spali i poddawano ich psychicznym torturom; nie wiedzieli, jakie mają prawa a ich prośby o cokolwiek wyśmiewano.
W więzieniu były już lepsze warunki. Dostawaliśmy trzy posiłki dziennie, była toaleta, była woda. W areszcie można było o tym tylko pomarzyć. Cele były jednak całkowicie przepełnione. Tam, gdzie było sześć łóżek, spały dwadzieścia cztery osoby. Ale okres w więzieniu był i tak najlepszy, panowała chociaż solidarność, wszyscy siedzieli z tym samym problemem
—wspominali.
Studenci zapytani o to, czy poddawano ich propagandowej indoktrynacji, odpowiedzieli twierdząco.
Udzielano nam lekcji na sali gimnastycznej i komisariacie. Pytano nas, kto jest prawdziwym prezydentem Białorusi i największym prezydentem świata, na oba pytania należało jednogłośnie odpowiedzieć, że Aleksandr Łukaszenka
—dodali.
Przez cały ten czas nie mieli żadnych informacji na temat tego, kiedy i czy będą się widzieli z polskim konsulem, chociaż docierały do niech plotki, że wyjdą wcześniej. W końcu zostali wypuszczeni po 72 godz., ponieważ wtedy kończył im się okres aresztu i policja nie mogła ich dłużej przetrzymywać.
Strażnicy więzienia sami nie wiedzieli, co się tam dzieje. W końcu powiedziano nam, że wychodzimy, wyczytano konkretne osoby. Jednym, podobnie jak nam, kończyły się 72-godzinne areszty, zaś innym wyroki 5-dobowe. Ciągle się coś nie zgadzało, odbywało się losowo, mylono nazwiska i osoby. W mojej celi była osoba niepełnosprawna umysłowo, która nie potrafiła przed sądem nic powiedzieć, więc zasądzili mu dziesięć dób
—opowiedział jeden z nich.
Na koniec mężczyźni podziękowali polskiej dyplomacji za pomoc oraz ich rodzinom i innym osobom zaangażowanym w ich uwolnienie.
Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem i wdzięczni za tę pomoc. Było ciężko - sama ambasada miała problem z dowiedzeniem się, co się z nami dzieje i co się stało. Jak opuściliśmy więzienie, dobrze się nami zajęli
—zaznaczyli.
kk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/513468-prezydent-rozmawial-z-polakiem-torturowanym-w-minsku