Jednej rzeczy nie mogę zrozumieć. Albo inaczej, rozumiem. Nie mogę się jednak z nią pogodzić. Dlaczego tak opieszale działa państwo polskie w sytuacji, kiedy zostają naruszone jego fundamenty. Jego kościec moralny, jaką stanowi wiara katolicka. Wiadomo, nie do wszystkich ten imperatyw dziś przemawia. Jest wśród nas wielu nie wierzących. Każdy ma do tego prawo. Ale wierzący mają prawo oczekiwać minimum szacunku do rzeczy, które dla niech są ważne i cenne. Podobnie, jak my wierzący, nie mamy prawa naigrywać się z ateistów, agnostyków, czy ludzi innych wiar i wierzeń i ważnych dla nich atrybutów.
Istotniejsze w tej sprawie jest to, że nie tylko poniewierane są obiekty i godła wiary katolickiej. Wydrwiwane, ośmieszane i obrzydzane są najważniejsze symbole, które budują tożsamość naszego państwa i scalają naród w jedną wspólnotę. Związane z oddaniem własnej krwi przez ofiary, które w Powstaniu Warszawskim złożyły swoje życie na stosie obrony państwa polskiego przed barbarzyńskim, niemieckim najeźdźcą. Kiedy bezczeszczone są pomniki naszych przodków, którzy w heroicznej, straceńczej, jak się miało okazać walce, torowały następnym pokoleniom Polaków, w tym także nam, drogę do wolności i niezależności. Ofiarą własnego życia wyrąbywały szlak ku lepszej przyszłości. Byli wówczas ofiarami okrucieństwa i ludobójstwa państwa, które za cel postawiło sobie dokonać pełnej eksterminacji naszego narodu, a najzdrowszym Polakom i najsilniejszym Polkom narzucić pęta niewolników, służących swoim panom, pozostających na ich łasce i niełasce.
Żadnych wartości
Dziś poprzez akty wandalizmu, dokonane w imię rzekomej obrony seksualnej wolności, tamtejsze ofiary stają się dziś na powrót obiektami ataku osób, pozbawionych wrażliwości, wyobraźni i umiejętności społecznego współżycia. Osób, dla których nie ma żadnych świętości, nie ma żadnych wartości poza zaspokojeniem instynktów seksualnych w zaprojektowanym przez siebie świecie. Zbudowanym niezależnie od kosztów, włącznie do zniszczenia wszystkiego, co stoi na przeszkodzie do realizacji ich własnej wizji.
Odwrócenie porządku świata, postawienie go na głowie, polega na tym, że sprawców - w gruncie rzeczy przestępców – tych haniebnych czynów, sprzyjające im polityczne środowiska uważają za ofiary. W domyśle – „ofiary represyjnego państwa”. Świadczy o tym oficjalnie zgłoszona deklaracja przez część polityków lewicy o gotowości udzielenia bezpłatnie pomocy prawnej, na wypadek podjęcia działań przez policji i prokuraturę, zmierzających do pociągnięcia sprawców do odpowiedzialności karnej.
Przypominają się lata PRL, kiedy najbardziej odważni adwokaci takiej pomocy udzielali ówczesnej opozycji politycznej czy też robotnikom Radomia i Ursusa prześladowanym przez władze komunistycznego reżimu. Naśladowanie tamtego działania w dzisiejszych warunkach, jak zwykle bywa w takiej konwersji, ma nie tylko posmak groteski, ale zamienia się w swoją karykaturę. To jednak tylko uwaga na marginesie.
Najbardziej oburzające jest to, że policja nie kwapi się do wykonywania swojego obowiązku. Tak jakby po cichu sprzyjała sprawcom. Albo oczekiwała na zdecydowane zlecenie do działania ze strony biura bezpieczeństwa i porządku publicznego warszawskiego Ratusza. Obserwując dotychczasowe zachowanie Rafała Trzaskowskiego – w tym jego słynne: - „Muszę powiedzieć szczerze, pierwszy raz o tym słyszę”, wypowiedziane 48 godzin po tym, jak cała Warszawa i jej media o niczym innym nie mówiły – nie ma co oczekiwać, aby Ratusz dał policji sygnał do poważnego zajęcia się wykryciem sprawców karygodnych czynów.
Znam obecne możliwości policji i jestem bardziej niż pewien, że gdyby tylko w Komendzie Stołecznej Policji ktoś z kierownictwa mocniej pstryknął, to w ciągu kilku godzin wandale byliby wyłapani co do jednego.
Z tego jednak, co pamiętam, komendant stołeczny ma także swoich przełożonych. Co ci z kolei robią, że jutro minie tydzień, a grupa amatorskich „konspiratorów” – i to być może dziewcząt – śmieje się w nos policji.
Pytanie do policji
Nie chcę obrażać policjantów. Zajmowałem się jako dziennikarz blisko 20 lat policją i nieco ją poznałem. Muszę jednak zapytać – czy z podobnym skutkiem komenda stołeczna ścigała by jakiś szaleńców, którzy umieściliby na pomnikach torby czy siatki z ładunkami wybuchowymi?
Tęczowa flaga, to oczywiście nie bomba. Nie stwarza żadnego zagrożenia. Ale zasad jest ta sama. Jest to czyn zabroniony. Jeśli z jakichkolwiek powodów nie potraficie, nie chce się wam, nie pozwalają wam wyłapać w ciągu kilkunastu godzin amatorów, to jak chcecie poradzić sobie, gdyby była tak konieczność, z zawodowcami?
Nie chciałbym, aby sprawcy aktów wandalizmu trafili do aresztu. Nie domagam się dla nich surowej kary. Choćby dolegliwej grzywny. Chętnie oglądałbym ich np. sprzątających w ramach sądowej kary, jak przez tydzień zbierają papierki na Placu Krasińskich. Jak znamy obecne sądy, nawet na taki nie ma co liczyć. Być może trafią na jakąś panią sędzię z Mokotowa, która sama chętnie pomagała by im w nocnym „dekorowaniu” flagami LGTB warszawskich pomników. Dla całości sprawy, to po trosze rzecz drugorzędna.
Istotne jest to, aby ci, którzy się tego dopuścili, nie żyli w przeświadczeniu bezkarności. Ze świadomością, że w gruncie rzeczy niczego złego nie zrobili. Albo, co najgorsze stać by się mogło. Że są bohaterami, których nawet nie wykryto.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/511966-za-co-policja-bierze-pieniadze-zeby-kpili-z-niej-amatorzy