Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz nie może się pogodzić, że w tym roku to państwo polskie - a nie samorząd - zorganizuje uroczystości na Westerplatte, związane z rocznicą niemieckiej agresji na Polskę.
Jej list w tej sprawie do premiera jest ciekawą lekturą. Po pierwsze, nie pada w nim ani razu słowo „Niemcy” lub „niemiecki”. Z okazji rocznicy tak silnie związanej z napaścią zachodniego sąsiada, prezydent Gdańska nie potrafi zdobyć się na określenie najeźdźcy. Nie ma go. Właściwie nie ma też polskich ofiar II wojny światowej. Jest tylko luźne nawiązanie do polskiej krwi, mające jednak służyć promocji politycznie poprawnego przesłania, oraz „cywilne ofiary wojny” - ulubiona narracja Niemców, chcących zdjąć z siebie odpowiedzialność za okrucieństwa nie znane wcześniej w dziejach świata:
(…) należy unikać wikłania w aktualne spory polityczne symboli świętych dla wszystkich Polaków. Takim miejscem i takim symbolem jest Westerplatte. „Nigdy więcej wojny” – ten wymowny cytat usytuowany na uświęconej polską krwią ziemi nie stracił na swojej aktualności i skłania nas do prowadzenia konstruktywnej i pokojowej debaty.
I jeszcze:
Żywię nadzieję, że wspólnie, bez niepotrzebnych sporów i ponad podziałami, uczcimy tego dnia pamięć bohaterskich obrońców Westerplatte oraz milionów cywilnych ofiar tej strasznej wojny.
Już samo to poprawnościowe zakłamywanie historii jest właściwie argumentem rozstrzygającym. Ktoś, kto boi się nazywać tak straszliwe okresy narodowego cierpienia po imieniu, kto udaje, że nie było sprawców, że to wszystko się po prostu „nam zdarzyło”, zapewne również z naszej winy - nie powinien Westerplatte nawet dotykać. Nie zasługuje na to.
W rozumieniu prezydent Dulkiewicz najważniejsza jest zapewne deklaracja zawarta w pierwszym akapicie listu:
Gdańsk to miejsce dialogu, konsensusu, poszukiwania kompromisu i zgody narodowej. Chcemy być godnymi spadkobiercami tych, którzy właśnie w Gdańsku w roku 1980 wspólnie wykuwali założenia dla Porozumień Sierpniowych.
Pięknie. To może warto pójść do sali BHP na terenie stoczni, obejrzeć Bramę, rzucić okiem na archiwalne zdjęcia i filmy? I zobaczyć tam biało-czerwone flagi. I usłyszeć wielkie umiłowanie Ojczyzny. I chęć budowy wspaniałej Polski. Polski, nie zlepka żyjących oddzielnie „małych ojczyzn”!
Jeśli Gdańsk chce wrócić na Westerplatte, jeśli chce znów być godnym organizowania tak ważnych narodowych uroczystości, jeśli chce zdjąć z siebie odium podejrzenia, że „z Polską mu nie po drodze”, niech zacznie nie od końca, ale od podstaw: od poważnego pielęgnowania tradycji narodowych, od - ujmując rzecz skrótowo - skupienia na polskich obrońcach Poczty, a nie na nazistowskim dziedzictwie „Wolnego Miasta”. Niech zastanowi się, dlaczego tak ciągnie go do niemieckiego dziedzictwa, a tak obojętnie przechodzi wobec polskich znaków i śladów. Bo dziś Gdańsk na takie sugestie reaguje agresją i irytacją, uważając, że to puste zarzuty.
Nie, to nie są puste zarzuty: ktoś kto w zeszłym roku planował na 1 Września „radosny korowód” niczego z polskiego losu nie rozumie. I powtarzam: tym samym nie zasługuje na zaszczyt organizowania uroczystości rocznicowych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/510949-symboliczne-w-liscie-dulkiewicz-nie-pada-slowo-niemcy