Kierowca, który spowodował czwartkowy wypadek przedstawił zaświadczenie o niekaralności i m.in. na tej podstawie został zatrudniony - zapewniła w piątek PAP rzeczniczka spółki Arriva, która należy do niemieckiego Deutsche Bahn. W ubiegłym roku władze stolicy - czyli Rafał Trzaskowski - podpisał z Arrivą umowę na 291 milionów złotych. Spółka należy do Deutsche Bahn. A ta z kolei jest w 100 proc. własnością niemieckiego państwa. Joanna Parzniewska dodała, że przewoźnicy nie mają dostępu do danych o wykroczeniach.
W piątek Prokuratura Okręgowa w Warszawie postawiła Tomaszowi U., który pod wpływem amfetaminy doprowadził do wypadku autobusu w Warszawie m.in. zarzut sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym, w wyniku której doszło do zgonu jednej z pasażerek, oraz ciężkich obrażeń u czterech innych osób. Jak się okazało, Tomasz U. był w przeszłości 13 razy karany za wykroczenia w ruchu drogowym.
Rzeczniczka spółki Arriva, w której zatrudniony był Tomasz U. odnosząc się do tych informacji zaznaczyła, że przedsiębiorstwo nie ma dostępu do tego typu danych o kierowcach.
Są to dane wrażliwe i takich danych o kierowcy policja na tę chwile zgodnie z obowiązującymi przepisami nie udostępnia
—powiedziała w rozmowie z PAP Parzniewska. Dodała, że w jej ocenie przewoźnik powinien mieć dostęp do tego typu informacji, zwłaszcza gdy kierowca prowadzi duży pojazd.
Zaznaczyła również, że przed rozpoczęciem pracy kierowca zobowiązany jest do dostarczenia zaświadczenia o niekaralności i na tej podstawie, w połączeniu z ważnymi badaniami lekarskimi i psychologicznymi jest zatrudniany.
To oświadczenie było. Gdyby nie to, kierowca nie zostałby zatrudniony
—podkreśliła.
Rzeczniczka zapewniła w rozmowie, że firma będzie pracować nad kwestią możliwości badań kierowców na obecność narkotyków. Jak dodała, obecnie kwestia ta nie jest uregulowana prawnie.
Jest niejasna, w związku z tym, że pracodawca musi mieć uzasadnione podejrzenia, żeby takie badanie przeprowadzić
—zaznaczyła. Dodała, że badanie - jeśli już do niego dojdzie - przeprowadzane jest w obecności policji.
Na pewno jesteśmy otwarci co do szukania takiego rozwiązania, które albo to prawo ureguluje, albo po prostu wypracowania rozwiązań, które w ramach obowiązującego prawa pozwolą nam częściej i wyrywkowo kontrolować kierowców
—powiedziała Parzniewska.
Jak przyznała rzeczniczka, inaczej jest z badaniem zwartości alkoholu, bo po pierwsze sprawę tę regulują inne przepisy, po drugie zaś przewoźnika w badaniach kierowców na zawartość alkoholu wspierają wbudowane w autobus systemy blokady alkoholowej alco-lock. Urządzenia takie - jak zapewniła - są już zainstalowane w większości wozów należących do Arrivy. Miał je również autobus prowadzony przez Tomasza U.
Jeżeli to urządzenie odnotuje zawartość alkoholu w organizmie kierowcy, to autobus nie ruszy
—mówi Parzniewska i zaznacza, że urządzenia będą montowane w kolejnych autobusach.
Parzniewska dodała, że Tomasz U. pracował w spółce od roku i przez ten czas nie spowodował żadnej kolizji.
Nie było żadnych nagan, uwag. Nie dawał nam żadnego powodu, czy podejrzenia, żebyśmy bardziej zwrócili uwagę na jego zachowanie
—zaznaczyła.
Dodała, że również w czwartek, kiedy przyszedł do dyspozytora, zadeklarował gotowość do pracy, odebrał dokumenty wozu i „zachowywał się zupełnie normalnie”.
Nie zgłaszał żadnych dolegliwości. Naprawdę nie było powodu, żeby móc przypuszczać, że taka sytuacja może mieć miejsce i że ta osoba jest pod wpływem jakichś środków. Tym bardziej, że swoją służbę rozpoczął w godzinach porannych i przez te kilka godzin - do momentu tego wypadku - nie było skarg i uwag, jeździł prawidłowo. Dla nas to po prostu jest szok
—powiedziała.
Wiceprezydent zapowiada kontrolę
Współpracujemy na terenie miasta i aglomeracji z pięcioma partnerami, poza naszą własną firmą, czyli Miejskimi Zakładami Autobusowymi, i taki model obowiązuje od bardzo wielu lat- stwierdził wiceprezydent Warszawy Robert Soszyński. Przeprowadzimy kontrolę w firmie, do której należał pojazd, który uległ wypadkowi.
Podczas konferencji prasowej dziennikarze pytali, jakie służby miejskie i co mogą kontrolować w zajezdni autobusów, czy podobne kontrole będą przeprowadzone w zakładach autobusowych należących do miasta, oraz dlaczego miasto podpisuje umowy z firmą zewnętrzną, a nie organizuje tak pracy swojej spółki transportowej, aby mogła ona realizować wszystkie zadania w Warszawie.
My współpracujemy na terenie miasta i aglomeracji z pięcioma partnerami, poza naszą własną firmą, czyli Miejskimi Zakładami Autobusowymi, i taki model obowiązuje od bardzo wielu lat
—powiedział wiceprezydent Soszyński. Przekonywał, że „to jest sprawdzone działanie w ten sposób, to znaczy zarówno od strony ekonomicznej, jak i faktycznej”.
I tutaj nie widzimy powodu, żeby od tego modelu odchodzić
—dodał.
Odpowiadając na pytanie o kontrolowanie zajezdni, poinformował, że „taką kontrolę, jaką przewidują nasze umowy i możliwość działania Zarządu Transportu Miejskiego w tym zakresie przeprowadzimy w firmie Arriva, bo do niej właśnie należał pojazd, który uległ wypadkowi”.
Natomiast współpraca z pozostałymi firmami, w tym z naszym własnym MZA, przebiega normalnie - tam, gdzie kontrole są niezbędne, tam je wysyłamy
—powiedział.
W czwartek w Warszawie doszło do wypadku autobusu miejskiego, który przebił barierki i spadł z wiaduktu na trasie S8. Bilans wypadku to jedna ofiara śmiertelna oraz 17 poszkodowanych, w tym cztery osoby ciężko ranne.
Arriva jest jednym z kilku autobusowych przewoźników miejskich w Warszawie. Obok Miejskich Zakładów Autobusowych to przewoźnicy prywatni - właśnie Arriva, Mobilis, PKS Grodzisk i ITS Michalczewski.
kk/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/506634-kto-wozi-warszawiakow-prawie-300-mln-dla-niemieckiej-spolki