Od 2011 roku w wielu miastach europejskich prowadzony jest program monitorowania ścieków pod kątem obecności w nich leków oraz narkotyków. Spożycie medykamentów i środków odurzających stale rośnie, a duża część zawartych w nich substancji, która nie metabolizuje się w organizmie, jest wydalana na zewnątrz. Dzięki przeprowadzanym pomiarom naukowcy są w stanie określić ilość danego leku lub narkotyku wydalanego przez populację w ciągu danego dnia. Prawidłowością niemal we wszystkich monitorowanych miastach jest wyższe stężenie narkotyków w weekendy, przy czym mieszkańcy Europy Wschodniej preferują raczej marihuanę i metamfetaminę, zaś Europy Zachodniej kokainę (choć są także wyjątki, jak np. Amsterdam).
Znacznie poważniejszym problemem niż narkotyki jest jednak obecność w ściekach ludzkich hormonów, a zwłaszcza estrogenów i progestagenów, spożywanych przez kobiety w preparatach antykoncepcyjnych i wydalanych następnie z organizmu. O ile po narkotyki sięga niewielka część populacji i to raczej sporadycznie, o tyle z antykoncepcji hormonalnej korzysta olbrzymia liczba kobiet w Europie i to bardzo często.
Oczyszczalnie ścieków nie są przygotowane do neutralizowania tego typu substancji. Brytyjscy naukowcy obliczyli, że usunięcie z wody samego tylko estradiolu (jednego z estrogenów) kosztowałoby 30 miliardów funtów. Estradiol jest natomiast spożywany w pigułkach antykoncepcyjnych przez 2,5 miliona kobiet w Wielkiej Brytanii.
Hormony przedostają się więc w wielkich ilościach do zbiorników wodnych. W marcu 2016 roku specjalistyczne czasopismo „Scientific Reports” opublikowało wyniki badań naukowych, z których wynika, iż żeńskie hormony stosowane w środkach antykoncepcyjnych mają negatywny wpływ na ryby – zmniejszają ich płodność oraz doprowadzają do feminizacji osobników męskich. Dlatego w niektórych rzekach europejskich dalsze istnienie pewnych gatunków ryb słodkowodnych stoi pod znakiem zapytania. Z jakiegoś dziwnego powodu organizacje ekologiczne nie podnoszą jednak w tej sprawie alarmu.
Wiadomo, że substancje wydalane z ludzkich organizmów i nie zneutralizowane w oczyszczalniach ścieków później przedostają się do rzek, a stamtąd często do ujęć wody pitnej. Systemy monitorowania wodociągów zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych potwierdzają stale rosnącą ilość w wodzie z kranu takich farmaceutyków, jak np. antydepresanty (inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny), antybiotyki, środki przeciwbólowe (paracetamol, kodeina), przeciwzapalne (naproksen), przeciwzakrzepowe itd.
Ich obecność nie budzi jednak takiego zaniepokojenia ekspertów jak obecność w wodzie pitnej hormonów. Dlatego że nawet stosunkowo małe stężenie estrogenów czy progestagenów (w porównaniu z wymienionymi wyżej lekami) może mieć szkodliwe skutki dla organizmu, zaburzając w nim równowagę hormonalną i prowadząc do różnych schorzeń endokrynologicznych.
O niebezpieczeństwach związanych z obecnością hormonów w wodzie pitnej zdają sobie sprawę władze Unii Europejskiej. Już w 2013 roku działająca w ramach Wspólnego Centrum Badawczego Komisji Europejskiej grupa doradcza ekspertów ds. substancji zaburzających funkcjonowanie układu hormonalnego opublikowała raport, w którym wyraziła zaniepokojenie negatywnym wpływem na ludzkie zdrowie i środowisko naturalne owych substancji obecnych w wodzie pitnej.
Unijni urzędnicy od dawna mają więc świadomość niebezpieczeństw związanych z „endocrine disruptors”, a jednak nic z tym nie robią. Używają przy tym ogólnego określenia „substancje zaburzające funkcjonowanie układu hormonalnego”, unikając nazywania rzeczy po imieniu, że tak naprawdę chodzi o hormony obecne w środkach antykoncepcyjnych. Obawiają się bowiem narazić dwóm wpływowym grupom nacisku: przemysłowi farmaceutycznemu oraz środowiskom lewicowo-liberalnym, dla których antykoncepcja jest „wartością nienegocjowalną”.
Ten mariaż wielkiego biznesu i polityki sprawia, że szanse za rzeczywiste uporanie się z zagrożeniem są raczej niewielkie. Czeka nas więc zapewne coraz więcej przypadków tzw. chorób cywilizacyjnych o podłożu endokrynologicznym. Przy czym leczone będą skutki owych chorób, a nie przyczyny. To zaś oznacza, że osoba cierpiąca z powodu nadmiaru jakiegoś hormonu w wodzie pitnej nie zostanie wyleczona, lecz stanie się na trwałe uzależniona od leków neutralizujących skutki choroby. W ten sposób przemysł farmaceutyczny będzie zarabiał na schorzeniach, które sam wywołał. Perpetuum mobile.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/505672-hormony-w-wodzie-pitnej-nowe-zagrozenie-dla-zdrowia