Zwyczajna niemiecka wioska. Szyldy zachęcają: „Marktplatz”, „Optiker”, „Fleischerei”, „Blumen”, „Apotheke”. Jest też nazwany w języku uniwersalnym: „Erotic Shop”. I dziesiątki tablic z napisem „Friseur Salon” – czyli zakład fryzjerski. Nieopodal napis „Gasthaus” i poniżej polska wersja: „Karczma”. Jesteśmy więc raczej we wschodnich Niemczech – wciąż widać, że komunizm zostawił swoje piętno, obejścia nie są czyste, a i chodniki tak równe, jakie pamiętam z bawarskich czy dolnosaksońskich miejscowości.
Ale tak naprawdę jesteśmy jeszcze dalej na wschód, niż mogło się wydawać. Choć w sferach handlowo-usługowych mówi tu się (i pisze) wyłącznie po niemiecku, to językiem urzędowym jest polski. Osinów Dolny, leżący niespełna 100 km na południe od Szczecina. Za przyczyną balcerowiczowskich reformom mógł dawano sczeznąć, jak wiele postpegeerowskich miejscowości na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Ale wykorzystał swoją szansę.
Dzięki przejściu granicznemu z Niemcami już w latach 90. zaczął pełnić funkcję dyskontu dla zbiedniałych byłych enerdowców – sprzedając najpierw jagody i grzyby, potem baterie, biżuterię, ubrania, papierosy i krasnale ogrodowe – wszystko, co po wprowadzeniu deutschmarki do dawnego NRD, w Polsce stało się tańsze. Było wiele takich polskich wiosek, ale właśnie tę w1996 r. opisał „Die Zeit” w reportażu „Schaschlik in Osinów”.
Prawdziwą rewolucją okazała się jednak specjalizacja. Osinów Dolny to dziś „wioska fryzjerów”. Na niespełna 200 mieszkańców przynajmniej 120 pracuje w kilkudziesięciu salonach fryzjerskich. Przez cały tydzień, często od 7 do 22, oferują ceny o połowę niższe niż konkurencja parę kilometrów dalej, w Niemczech.
O istnieniu „wioski fryzjerów” dowiedziałem się przy okazji epidemii koronawirusa. Dostała mocno po kieszeni nawet nie dlatego, że „zamrożono” usługi, ale dlatego, że zamknięto granice.
W dużych miastach branża kosmetyczna mogła zejść do podziemia. Ponoć po ulicach stolicy krążyli dilerzy półgłosem zachęcający: „bony, dolary, kokaina, heroina, manicure, pedicure” i wyznaczający paskarskie ceny za trwałą ondulację. Od dziś mogą wyjść z konspiracji i wrócić do salonów.
Osinów nadal płacze, bo czeka na otwarcie granic. Rozumiem, współczuję. Ale marzę, że przyjdą czasy, kiedy to polskim modnisiom będzie się opłacało jeździć do pobliskiego Hohenwutzen na podstrzyżenie grzywki.
Felieton ukazał się w tygodniku „Sieci” nr 21/2020
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/501558-ondulacja-spod-lady
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.