„Nic się nie stało” Sylwestra Latkowskiego tylko z pozoru jest filmem, który odgrzewa znaną od lat w Gdańsku sprawę brutalnego przestępcy, alfonsa i naganiacza Krystiana W. ps. Krystek.
Pisała o nim w 2016 r. Gazeta Wyborcza, wspominały gdańskie media. Raz na jakiś czas przeglądając ogólnopolskie serwisy internetowe można było przeczytać wzmianki o kłopotach związanych z aresztowaniem bandyty, o tym, że proces trwa i wszystko zmierza do szczęśliwego końca tzn. sprawiedliwego wyroku.
W świadomości przeciętnego odbiorcy medialnych informacji „Krystek” jawił się jako postać odrażająca, który swój stręczycielski proceder rozwijał bawiąc się w znanym sopockim klubie o dystyngowanej nazwie „Zatoka sztuki” tuż przy plaży. Historia jaka mogła zdarzyć się w każdym polskim mieście, gdzie gangsterzy zawiadują sex biznesem zmuszając do prostytucji nastoletnie dziewczyny. Jednak nie dajmy się zwieść pozorom. Historia Krystiana W. przy głębszym poznaniu ukazuje drugie i trzecie dno.
Okazuje się bowiem, że w tej sprawie mamy do czynienia z organizacją całego przemysłu wykorzystywania w bezwzględny sposób dziesiątek nastolatek, z których część nie miała skończonych nawet 15 lat.
Porażająca nieudolność gdańskiego wymiaru sprawiedliwości, umożliwiająca w praktyce bezkarność organizacji przestępczej działającej wokół „Zatoki sztuki”, krycie procederu przez tajemnicze siły i gromada celebrytów z pierwszych stron gazet, którzy przez lata korzystali z rozrywek nadmorskiego klubu daje wiele do myślenia. Okazuje się, że niebawem kończący odsiadywanie 3-letniego wyroku więzienia (sic!) „Krystek” jest w zasadzie tylko pionkiem w całej grze, zwykłym naganiaczem, który z robienia krzywdy dzieciom zrobił sobie sposób na zarabianie sporych pieniędzy, a cała reszta, czerpiąca milionowe profity z pedofilskiego procederu pozostaje nadal bezkarna.
Film zaczyna się od pokazania tragedii jednej z matek ofiar – 14-latki Anaid, która najprawdopodobniej zgwałcona przez Krystiana W. popełniła samobójstwo, rzucając się w Sopocie pod koła pociągu. To właśnie jej upór i jej rodziny doprowadził do odkrycia tajemnic lokalu „Zatoka sztuki” i w konsekwencji do powstania filmu Latkowskiego, obnażającego odrażający proceder działalności grupy przestępczej pod kierownictwem właściciela Marcina T. ps. „Turek” (mocodawcy „Krystka”), który wraz z innymi blisko powiązanymi osobami prowadził kilka sopockich dyskotek („Dream Club”, lokal ze striptizem „Show”, dyskotekę „Makahiki” oraz „Libation”) w tym „perłę w koronie” - „Zatokę sztuki”.
Wyszła na jaw, co w tym filmie najbardziej poraża, postawa gdańskiej prokuratury, a także sądów, które nie chciały prowadzić sprawy zbrodni tej grupy przestępczej. Okazało się, że Marcin T. „Turek”, wskazywany jako główny macher całego procederu, został oskarżony o pięć przestępstw seksualnych popełnionych na dzieciach, a nie dostał nawet zakazu opuszczania kraju.
Gdy w 2015 roku wybuchła seks afera ciskał gromami w stronę dziennikarzy, ofiar i śledczych. Wyzywał, kłamał, wyznaczył nawet nagrodę za haki na szukających prawdy. Jakby wolno mu było wszystko. I rzeczywiście. Założycielowi klubów wartych dziesiątki milionów sąd pozwolił wyjść za bardzo skromną jak na jego możliwości kaucją 30 tys. zł. Sylwester Latkowski dotarł do kolejnych sygnałów o możliwych powiązaniach tej sprawy z prokuratorami i sędziami. Według jego ustaleń prokuratura nie chciała dać zgody na podsłuchy i celowo opóźniała nawet zatrzymanie „Krystka” , dzięki czemu kontaktował się on z ofiarami, a szereg innych skandalicznych zaniedbań wpłynął na zmniejszenie liczby oraz wagi zarzutów postawionych Marcinowi T. Latkowski i współpracujący z nim dziennikarze dotarli do osoby, która bardzo dobrze znała kulisy funkcjonowania biznesów „Turka” twierdziła, że działo się tak, bo pewni trójmiejscy prokuratorzy zostali nagrani w trakcie zbliżeń seksualnych z dziećmi.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Pałający się takimi „biznesami” ludzie robią wszystko by zapewnić „dobrą” zabawę gościom. Najlepiej prominentnym i wpływowym. W „Zatoce sztuki” imprezowała czołówka warszawskich celebrytów. Możemy się tylko domyślać, ale jest do domysł graniczący z pewnością, że skoro wizytówką lokalu były nastoletnie dziewczyny, to większość najpikantniejszych zdarzeń została przez organizatorów sfilmowana.
Kiedy prezydent Sopotu Jacek Karnowski jednoznacznie i bez ogródek nazwał działalność „Zatoki sztuki” „ku…dołem” i wypowiedział umowę najmu, nagle w obronie klubu stanęły takie tuzy polskiego świata filmu, teatru i rozrywki jak m.in. Borys Szyc, muzyk „Nergal” Darski, nawiasem mówiąc stały bywalec innego lokalu blisko powiązanego z szajką - „Libation”, Jerzy Kryszak, „Misiek” Koterski, Radosław Majdan czy Kuba Wojewódzki. Każdy z nich swoim zdjęciem firmował podpis pod plakatem „Tak dla Zatoki sztuki”. W efekcie mimo zabiegów prez. Karnowskiego prowadzący lokal odwołali się od jego decyzji do sądu i sprawa jest w toku.
W swoistym post scriptum Sylwester Latkowski zwrócił się za pośrednictwem mediów do Borysa Szyca i Kuby Wojewódzkiego o ujawnienie prawdy o działalności tej „pedofilskiej nory”. W odpowiedzi usłyszeliśmy tylko groźby założenia pozwów sądowych za zniesławienie.
Film „Nic się nie stało” choć nie odpowiada na wiele pytań (Latkowski zrobił ile mógł) wywołał burzę i spełnił swoje zadanie. W jej efekcie prok. gen. Zbigniew Ziobro powołał pod osobistym nadzorem specjalna grupę śledczą mająca wyjaśnić tę sprawę. Dzięki staraniom matki Anaid skrzywdzone dziewczyny są gotowe zeznawać. Jednak gdańska prokuratura do tej pory nie przesłuchiwała ich w innych sprawach poza tą, dotyczącą bezpośredni przestępczej działalności „Krystka”.
Członkowie sopockiej szajki pedofilskiej są zagrożeni karami wieloletniego więzienia. O ile oczywiście zabiorą się za nich śledczy (prokuratorzy) spoza Trójmiasta. To warunek sine qua non przeprowadzenia sprawnie operacji. Celem jej powinno być zdobycie materiałów filmowych, które służą teraz jako haki chroniące Marcina T. „Turka” i jego ludzi.
Kiedyś przypadkiem w jednym z luksusowych butików na pl. Trzech Krzyży w Warszawie natknąłem się na Kubę Wojewódzkiego. Brylował wśród nadskakujących mu sprzedawców. W pewnym momencie powiedział takie zdanie: „Nie ma po co jeździć za granicę. Nie zdajecie sobie sprawy, ale najlepsze imprezy są w Sopocie”. W kontekście filmu oraz późniejszej wypowiedzi Sylwestra Latkowskiego słowa Wojewódzkiego nabierają nowego, niestety już złowieszczego sensu.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/501238-film-latkowskiego-uruchamia-lawine-zdarzen