Profesor John Lee, emerytowany patolog i doradca brytyjskiej NHS, będącej odpowiednikiem naszego Narodowego Funduszu Zdrowia wystąpił na łamach Spectatora, tygodnika o profilu konserwatywnym, z czymś w rodzaju summy przeciwnika środków wprowadzonych przez rząd celem walki z Covid-19. Przy czym nie mamy w jego wypadku do czynienia z nową wersją jakiejś popularnej ostatnio teorii spiskowej, ale z formułowanymi naukowym językiem wątpliwościami, czy zasady lock down i dystansowania się społecznego wprowadzone przez większość krajów europejskich to dobre rozwiązanie. Warto poznać te argumenty, również z tego względu, że jego tekst jest najchętniej dziś czytanym na stronie tygodnika, co może świadczyć o tym, że ludzie są już bardzo zmęczeni ograniczeniami.
Pierwotne prognozy mówiły, argumentuje Lee, że Covid-19 pochłonie nawet 500 tys. istnień ludzkich w Wielkiej Brytanii. Potem zostały one zredukowane do 250 tys., ale w istocie trzeba odnosić się aby poważnie dyskutować do rzeczywistych liczb. Zmarło, do tej pory 31,5 tys. osób. Nawet zgadzając się z opiniami, że dane oficjalne, zawłaszcza w pierwszej fazie pandemii nie oddawały wszystkich przypadków, to nie będzie zapewne wielkim błędem gdyby uznać, że do tej pory w Wielkiej Brytanii na Covid-19 zmarło ok. 40 tys. osób. A ile rocznie umiera na grypę i inne infekcje wirusowe – pyta profesor Lee, którego zdaniem dopiero porównanie tych dwóch wielkości pozwoli nam uzmysłowić sobie na ile Covid jest czymś wyjątkowym wymagającym szczególnych, w postaci powszechnego lock down, środków. Problem w tym, że nie prowadzi się dokładnych statystyk w zakresie śmiertelności powtarzającej się corocznie grypy. W najgorszym z tego punktu widzenia okresie dla Wielkiej Brytanii, jakim była zima 2014/15 zmarło na grypę i powikłania, jak się szacuje, 28 330 osób, a może nawet nieco więcej. Oczywiście każde życie jest wielką wartością a śmierć tragedią, ale porównanie tych dwóch wielkości, zdaniem profesora Lee, wskazuje, że Covid-19 nie jest aż tak, w porównaniu z grypą, śmiercionośną pandemią jak można byłoby sądzić na podstawie histerycznej reakcji mediów i rządu.
Reakcja rządu, na Covid, zdaniem profesora Lee wywołana została błędnymi założeniami w modelach budowanych na początku pandemii. Przyjęto wówczas, że 80 proc. populacji zostanie zainfekowane, podczas gdy bliższe prawdy, w jego opinii, byłoby 15 proc.. Równie arbitralnie założono, że tzw. wskaźnik R, obrazujący liczbę osób zainfekowanych przez jednego chorego, będzie rósł niesłychanie szybko, podczas gdy okazało się w krajach nie stosujących tak ostrych zasad lock-down, jak Szwecja, że dość szybko osiągnął on poziom poniżej 1, czyli tak samo jak w państwach, które wdrożyły restrykcje.
To skłania profesora Johna Lee do postawienia kolejnej tezy – nie wiemy czy lock down w ogóle działa. Kolportowane powszechnie informacje na temat skuteczności tej metody walki z pandemią wynikają z teoretycznych modeli a nie weryfikacji empirycznych danych, które w szeregu przypadków podważają zresztą wnioski wyciągnięte, pochopnie, przez epidemiologów.
Po to aby ratować ludzkie życia, trzeba zdaniem Johna Lee, niezwłocznie odejść od ograniczeń. Oczywiście nie chodzi o osoby zainfekowane Covid-19, ale wszystkich innych chorych, którzy dziś mają utrudniony dostęp do służby zdrowia. Mogą nie dostać odpowiednio szybko niezbędnej w ich przypadku pomocy, mogą zostać z opóźnieniem zdiagnozowani. To też są ludzkie istnienia, które możemy stracić. Lee odwołuje się też do wskaźnika QALY, który stara się ująć w syntetycznej formie ile lat życia w pełni sił, czyli takiego kiedy cieszymy się życiem, pozostało każdemu z nas. Suma indywidualnych wskaźników pozwala osądzić, czy stan zdrowia całego społeczeństwa w wyniku podjętych działań uległ poprawie czy nie. Niestety, w skali społecznej musimy, jak argumentuje, uciekać się do takiej, nieprzyjemnej buchalterii. Ile lat w pełni sił pozostaje osobom, które chronimy w czasie pandemii, zważywszy na to, że średnia wieku tych którzy zmarli w jej wyniku w Wielkiej Brytanii wynosi 80 lat i najczęściej są to osoby cierpiące już na inne choroby? To jedna strona tego równania. A druga to pytanie ile tych „dobrych lat” straci pozostała część społeczeństwa, które przechodzi w 90 % Covid-19 w formie lekkiej czy wręcz bezobjawowej. Stres wywołany galopującym kryzysem i niepewnością jutra, depresje, alkoholizm, a może nawet samobójstwa – to też są skutki, pytanie tylko czy czasem nie w większym stopniu lekarstwa, którym staramy się liczyć pandemię, niźli Covid-19. Zdaniem profesora Lee społeczny rachunek zysków i strat będących wynikiem polityki lock down, winien zostać uzupełniony o to, czego dzisiaj nie widzimy a niewykluczone, że będziemy borykać się z tym przez najbliższe miesiące, jeśli nie lata.
Polityka ograniczeń i dystansowania się społecznego nie może być przecież wieczna. I kiedyś, jak zauważa prof. Lee, będzie musiała zostać złagodzona. Co wówczas? Otworzymy Puszkę Pandory?
Co więcej, John Lee, jest zdania, że wprowadzone ograniczenia i restrykcje dotykają najbardziej tych, których mają chronić, czyli osoby starsze i chore. Codziennie jesteśmy, argumentuje, epatowani tragicznymi liczbami obrazującymi ile osób zmarło w wyniku pandemii, ale niewiele się mówi i pisze o tych, którzy wyzdrowieli czy wręcz przebyli ją w sposób niezauważony. Nawet jeśliby przyjąć, że w wyniku Covid-19 umrze w Wielkiej Brytanii 50 tys. osób, to trzeba pamiętać, że ludzi powyżej 65 roku życie jest tam 10,8 mln. A wszyscy zostali objęci ograniczeniami, często pozbawieni możliwości kontaktu z rodzinami, osamotnieni, w gruncie rzeczy wypchnięci na margines społeczny.
Coronavirus, w opinii prof. Lee, jest w gruncie rzeczy, poza pojedynczymi przypadkami niegroźny dla ludzi poniżej 50 roku życia. Ale to oni dziś ponoszą największe koszty ograniczeń. Zamknięte firmy, bezrobocie, często zrujnowany dorobek kilku poprzednich lat i niepewna przyszłość. Tym bardziej wydających się niecelowymi, i to kolejny argument przytaczany przez profesora Lee, że szpitale w Wielkiej Brytanii nie są przeciążone. Podstawowy argument zwolenników „wypłaszczenia krzywej” i wprowadzenia lock down, bo w przeciwnym wypadku powtórzy się to co obserwowaliśmy w Lombardii, nie ma w realiach brytyjskich sensu, z tego powodu, że nic takiego się nie stało. W szpitalach są nadal wolne łózka i jest ich na tyle dużo, iż nie ma powodu mówić, że istnieje ryzyko przeciążenia systemu. Służba zdrowia po pierwszych tygodniach niepewności dość dobrze adaptowała się do nowych wyzwań.
I wreszcie, jak zauważa Lee, wirus ewoluuje. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jego „siła” zmaleje i infekcja Covid-19, poza odosobnionymi przypadkami w ogóle będzie bezobjawowa czy nie będzie się różniła od zwykłego przeziębienia. Lock down tylko, w jego opinii, opóźnia ten proces. I wreszcie ostatni argument. Rząd powinien traktować ludzi jak istoty myślące i poważne, które wiedzą co jest dla nich dobre, co zaś złe wiąże się z ryzykiem. Też z tego powodu, w jego opinii, trzeba odejść od narzuconych z góry, paternalistycznych w swej istocie, zakazów i nakazów, tak jakby społeczeństwo składało się z nieznośnych dzieci.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/499556-manifest-covido-sceptyka