Oczywiście, gdybym napisał, że zeszłoroczne spalenie się Notre Dame, dwóch papieży obecnych w Watykanie i rozpoczęcie się epidemii w zachodnim świecie w okresie Wielkiego Postu ma wspólny wymiar, to dostałbym „postępową pałką” w czaszkę. Symboli przecież nie wypada dziś czytać przez kontekst krzyża. Nie godzi się też by człowiek „na poziomie” patrzył na światowe kataklizmy z perspektywy religijnej.
Nauka i postęp cywilizacyjny wyrwały nas z kołtuństwa. Nauka przecież wszystko potrafi wytłumaczyć, nieprawdaż? Jesteśmy tak bardzo rozwinięci gospodarczo i cywilizacyjnie, że żadne gusła nas nie zatrzymają. Cóż, pandemia pokazała jak trwała jest globalna gospodarka oraz ile znaczą nauki instagramowych guru od „samospełnienia” . Mimo coraz głębszej pustki, eschatologiczne rozważania przedstawicieli trzech monoteistycznych religii są spychane z mainstreamowego dyskursu.
W nim pozostaje natomiast tylko jeden wymiar religijności. Tej najmodniejszej i wyjątkowo mocno czczonej przez ateistów i laicystów. Mam na myśli przekonanie, że Matka Ziemia wzięła właśnie na nas odwet za jej systematyczne niszczenie. Uważa tak m.in. jedna z ikon zaangażowanego kina politycznego i zdeklarowany lewicowiec Michael Moore. Zdobywca Złotej Palmy w Cannes i Oscara na swoim podcaście powiedział wprost, że czeka nas Zagłada. „Wirus dał nam w kolektywną twarz. (…) Natura mówi nam byśmy się cofnęli i zwolnili”. Następnie filmowiec dodał, że „Ziemia potrafi się mścić za krzywdy, ludzkość bowiem próbowała ją udusić.”
Spokojnie, nie wchodzę tutaj w debatę o zmianach klimatu. Również uważam, że mordujemy planetę i raduje mnie widok czystego jeziora koło domu, którego nie widziałem od kilkunastu lat. To niewiele pozytywów zamknięcia światowej gospodarki. Jestem chrześcijaninem i wierze w boską interwencje w nasze życie. Podzielam zdanie Moore’a, że dostajemy sygnał, że doszliśmy za daleko. Nie tylko w kwestii eksploatacji planety, ale również w uświęcaniu relatywizmu moralnego.
Jednak zwróćcie uwagę, że Moore i wielu bliskich mu celebrytów swoje tezy głoszą z pozycji zwolenników laicyzmu. Michael Moore to jeden z najbardziej lewicowych filmowców w USA, który fakt, że jest ochrzczonym katolikiem wykorzystuje tylko w krucjatach przeciwko kapitalizmowi. Chętnie powołuje się na kapłanów zestawiających kapitalizm z chciwością, ale już otwarcie gani hierarchów za nauki o aborcji czy małżeństwach jednopłciowych.
Teraz zaś mówi nam, że Matka Ziemia, niczym starotestamentowy Bóg, mści się na ludzkości. Ile razy słyszymy z ust celebrytów, ale też lewicowych działaczy oraz intelektualistów, że Natura i Matka Ziemia mszczą się za pomocą powodzi, pożarów czy trzęsień ziemi na ludzkości. Czy to oznacza, że Matka Ziemia ma jakiś rodzaj świadomości? Ma plan działania dla ludzkości? Czy jest to Pachamama ( notabene niezbyt mądrze włączana w katolicką orbitę przez ekumenizm), czy jest to może Matka Ziemia nie zaślubiona z bogiem słońca Inti?
Znów okazuje się, że Chesterton miał rację. Gdy człowiek przestaje wierzyć w Boga, zaczyna wierzyć w cokolwiek. Tym razem jednak to „cokolwiek” nie oznacza kolejnego wcielenia wróżbity Macieja i horoskopów. Tym razem oznacza to powrót do pogańskich wierzeń z czasów przedchrześcijańskich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/498975-matka-ziemia-sie-na-nas-msci-i-to-nie-jest-religijne