Nassim Taleb, amerykański ekonomista, przedsiębiorca i publicysta, który kilkanaście lat temu opublikował bestseller „Czarny Łabędź” i po raz pierwszy na światowy rynek idei wprowadził termin, który obecnie robi oszałamiającą karierę, przewidując dramatyczne skutki wybuchu pandemii, w wywiadzie dla rosyjskiego dziennika ekonomicznego RBC mówi, że jedną z dziedzin, które po Covid-19 nie wrócą już do swego poprzedniego kształtu będą uniwersytety.
Wydaje się dość oczywiste, że doświadczenia kilkutygodniowego lock down udowodniły wszystkim iż po to aby studiować nie są niezbędne ogromne budynki, campusy i sale wykładowe w których gromadzą się młodzi ludzie z całego świata. Platformy edukacyjne, czy interaktywne komunikatory stosowane głównie w kontaktach biznesowych spowodują, że część przynajmniej zajęć z powodzeniem może zostać przeniesiona on-line.
Oznaczać to może, że posiadana baza akademicka będzie po prostu jak na nowe potrzeby zbyt duża, jej utrzymanie przecież kosztuje a stosowane w wielu krajach świata dotacje nie wzrosną w realiach kryzysu ekonomicznego. Zamknięcie granic może też oznaczać zatamowanie napływu studentów z innych krajów, którzy opłacając swa edukację stanowią liczące się źródło dochodów wyższych uczelni. W czasach przed pandemią 28 proc. studentów cudzoziemców było w Australii, 21 proc. w Kanadzie, 12 proc. w Holandii, 11 proc. w Szwecji. Ale te uśrednione dane nie ukazują możliwych problemów jakie w związku z zamknięciami granic mogą mieć najbardziej renomowane uczelnie. I tak Londyńska Wyższa Szkoła Ekonomii, podobnie jak Uniwersytet w Manchesterze miały do tej pory 20 proc. studentów spoza Wielkiej Brytanii. Jeśli idzie o uczelnie amerykańskie ich uzależnienie od tej grupy studentów, jest mniejsze, bo wynosi mniej niż 6 proc., ale znów najlepsze z nich mają nawet 30 proc. studiujących wywodzących się głównie z państw Azji Pd. – Wschodniej, w tym bardzo dużą grupę z Chin. W tym ostatnim wypadku zaostrzające się relacje między Waszyngtonem, czy generalnie światem Zachodu a Pekinem mogą wpłynąć na ich liczbę, a trzeba pamiętać, że tylko w 2017 roku ponad 546 tys. studentów z Chin pobierało nauki w USA, Wielkiej Brytanii i Australii.
Uczelnie brytyjskie rocznie z opłat wnoszonych przez studentów zagranicznych zbierały 7 mld dolarów i dodatkowe 2 mld w postaci rozmaitych grantów fundowanych przez rządy. Związek Uczelnie Australii obliczył, że tylko w tym roku jego członkowie stracą około 4,6 mld dolarów australijskich z tytułu czesnego. To oznacza – powiedziała dziennikowi Financial Times – Catriona Jackson, szefowa tej organizacji, że w perspektywie najbliższych 6 miesięcy zagrożonych jest 21 tysięcy miejsc pracy, a w miesiącach następnych jeszcze większa liczba.
Badania przeprowadzone przez firmę ratingową QS już po wybuchu pandemii, w trakcie których ankietowanych było 11 tysięcy studiujących poza swą ojczyzną pokazują, że ponad połowa studentów, szczególnie z krajów rozwijających się myśli o zmianie swych planów i raczej chciałoby pozostać w rodzimych krajach. Nasilająca się konkurencja między uczelniami w necie może tylko ułatwić im te wybory i przyspieszyć podjęcie decyzji. Tym bardziej, że jak uważają specjaliści może rozpocząć się ostra walka konkurencyjna w których zaczną uczestniczyć najbardziej renomowane uniwersytety świata oferując swe platformy edukacyjne on-line, redukując wysokość czesnego lub organizując nauczanie hybrydowe w stylu – rok nauki za pośrednictwem platformy internetowej, rok w stacjonarnym kampusie.
Te niekorzystne trendy zostaną jeszcze pogłębione przez ogólny spadek, w wyniku kryzysu, dochodów do dyspozycji. I jeśli Chińczycy, jak uważają niektórzy eksperci, mogą nie chcieć przyjechać studiować do Europy, udając się w to miejsce do uczelni azjatyckich, które w ostatnich latach sporo zainwestowały w swój rozwój, to Hindusi mogą z powodów ekonomicznych nie być w stanie przyjechać. Niekorzystne trendy demograficzne we wszystkich europejskich państwach w których liczba młodych ludzi w wieku kiedy zaczyna się edukację uniwersytecką od dłuższego już czasu maleje, Polski z tego grona nie wyłączając, jeszcze dodatkowo komplikuje sytuację.
Spodziewany spadek PKB krajów dotkniętych kryzysem w wyniku Covid-19 musi przełożyć się na zmniejszenie dostępnych środków na finansowanie nauki i badań naukowych. Amerykańskie uczelnie publiczne, w większym stopniu uzależnione od dotacji ze środków federalnych niźli prywatne już mają negatywne ratingi kredytowe, bo większość renomowanych Agencji oceniając wpływ kryzysu na sektor edukacyjny znacząco je obniżyła. Spadną też najprawdopodobniej publiczne dotacje na badania naukowe, nie mówiąc już o grantach finansowanych przez biznes, który będzie miał obecnie inne problemy na głowie. Polskie uczelnie, korzystające przez lata boomu unijnych dotacji z udziałem oferowanych środków pomocowych rozwinęły w ostatnich latach ambitne programy inwestycyjne i dziś stają wobec problemu utrzymania nowoczesnej, ale zbyt dużej jak na nowe czasy bazy akademickiej. Gdyby korzystać z doświadczeń epidemii dżumy, która pustoszyła Europę w XIII wieku, to po jej wygaśnięciu zaobserwowano przesunięcie się zainteresowania studentów z dziedzin mniej związanych z problemami dnia codziennego, takimi jak teologia, ku obszarom bardziej praktycznym. Studia medyczne zaczęły przezywać wówczas swój renesans. Być może będzie tak i teraz, jednak z pewnością świat akademicki czekają trudne miesiące, jeśli nie lata.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/496979-kolejny-efekt-covid-19-schylek-uniwersytetow-jakie-znamy