Jako ludzie przeżywamy czas żałoby nad światem, który znaliśmy. Ten świat już nie wróci. W mojej ocenie czas, który nadejdzie, będzie inny, wolniejszy, spokojniejszy. Żałoba ma to do siebie, że trzeba ją przeżyć, przejść poszczególne jej etapy
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Magdalena Fudała-Janc, lekarz psychiatra In Via Poradnia Specjalistyczna i prezes Fundacji „In Via w drodze do zdrowia”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: WSZYSTKO o koronawirusie
wPolityce.pl: Rozmawiamy o pandemii koronawirusa. Sporo się zmieniło w naszym świecie. Jaka refleksja rodzi się w Pani, gdy obserwuje tę przemianę?
Magdalena Fudała-Janc: Jako ludzie przeżywamy czas żałoby nad światem, który znaliśmy. Ten świat już nie wróci. W mojej ocenie czas, który nadejdzie, będzie inny, wolniejszy, spokojniejszy, lepszy. Żałoba ma to do siebie, że trzeba ją przeżyć, przejść poszczególne jej etapy.
To znaczy?
Pierwszy z nich to niedowierzanie – i ten etap mamy chyba już za sobą. Drugim etapem jest złość, rozdrażnienie, pretensje do świata za zaistniałą sytuację. Kolejnym etapem będzie lęk, potem epizod depresji, by w końcu nadszedł czas, by zaakceptować i odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Dobrze mieć świadomość i wiedzę, jakie etapy są przed nami. Pozwoli to trochę zrozumieć i może zracjonalizować, co się z nami dzieje.
Muszę też zapytać o panikę i lęki społeczne. A co jeśli strach przed zarażeniem się paraliżuje? Dowiaduję się na przykład, że sąsiad był niedawno we Włoszech, a ja widziałem się z nim i podałem mu rękę. A potem nerwy nie pozwalają mi zasnąć. Wyzwaniem dla naszej „odporności” może być też konieczna wizyta w sklepie czy podróż komunikacją miejską. Czyli da się przezwyciężać ten wewnętrzny strach?
To czego, ja się obawiam, to nie samego koronawirusa, co paniki, która może wybuchnąć. Dlatego tak ważne jest by zachować spokój. Wielu ekspertów wypowiada się na temat „jak się zachować w sytuacjach trudnych”, np. podanie ręki sąsiadowi, który wrócił z Włoch, czy mijanie na ulicy ludzi, którzy mogą być potencjalnymi nosicielami. Opowiadała mi pacjentka, że tak na wszelki wypadek jest już spakowana do szpitala – torba stoi w przedpokoju. Na szczęście porozmawiałyśmy na ten temat, stając w prawdzie przez patogenem. Jeśli stosujemy się do zaleceń, obserwujemy swój stan somatyczny, mamy możliwość skontaktowania się telefonicznie z lekarzem pierwszego kontaktu, sytuacja jest pod kontrolą. Najważniejsze, żeby sprawa koronawirusa nie stała się myślą natrętną, niepozwalającą zająć się czymś innym. Życie się toczy – zbliżają się Święta Wielkiej Nocy – idziemy dalej.
Jednak pandemia koronawirusa już zmieniła nasze życie w sposób drastyczny. Jednym z najbardziej uciążliwych przejawów nowych „warunków” jest kwarantanna (mam na myśli tę powszechną, społeczną), izolacja, czas ograniczonych kontaktów. Nadeszła wiosna, a my musimy siedzieć zamknięci w domach. To może budzić frustrację. Co Pani, jako psychiatra, mogłaby poradzić osobom, które mają już „dość”, a przecież trzeba wytrwać w tych obostrzeniach?
Dla człowieka XXI wieku siedzenie w domu przez trzy tygodnie, to już jest męka. W porównaniu z naszymi przodkami jesteśmy pokoleniem „przebodźcowanym”: wzrokowo, słuchowo, dotykowo, smakowo i węchowo. Nie znosimy nudy. W wolnym czasie potrafiliśmy pobudzać nasz ośrodek nagrody ciągłymi bodźcami, a to „wyjściem do kina”, „pójściem do restauracji”. Ciągle coś musiało się dziać. A teraz nic – nuda. Porządki zrobione, książki przeczytane, zdjęcia posegregowane i nadal mamy czas. Jak żyć – chciałoby się zapytać…
Jednak jestem o nas spokojna – jako gatunek ludzki nie byliśmy przystosowani do takiego pędu życia, zmian jakie sobie zafundowaliśmy w XXI wieku. Dla naszych przodków – to co się zmieniało, to głównie pory roku, tempo życia było zdecydowanie wolniejsze. Nasz materiał genetyczny zna to. Za chwilę się zaadoptujemy i nie jestem pewna, czy po tym wszystkim będziemy chcieli wrócić do tempa, w którym żyliśmy wcześniej.
Ma Pani na myśli pewne przetasowanie wartości?
Psychiatria zbierała żniwo tego, co sobie sami zgotowaliśmy. Głównie w naszych gabinetach widzimy/widzieliśmy zestresowanych młodych ludzi, których tempo i wymagania przerastały. Po tym wszystkim będziemy bardziej zdrowsi, spokojniejsi. Tak, nasze wartości się przetasują. Zrozumiemy, co jest ważne – a co zupełnie bez znaczenia. Już słyszę od pacjentów, że w końcu mogą być ze swoimi dziećmi – to mówią mamy małych dzieci. U nastolatków w końcu widać kto jest rodzicem, a kto dzieckiem. To, że nie możemy spotkać się z naszymi dziadkami, spowoduje że ich docenimy. Jak śpiewała Anna Jantar – „Nic nie może przecież wiecznie trwać”. Czy jak pisał ksiądz Twardowski - “śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą” . W końcu się zatrzymaliśmy, tęsknimy, docenimy to co mamy, to do czego byliśmy przyzwyczajeni.
Powróciłbym więc do pytania, które zadała Pani nieco w żartobliwej formie. Czyli, „jak żyć” w czasie tych dni „kwarantanny”?
Jak wytrzymać tu i teraz? Na przykład pacjenci sami mi opowiadają, jak sobie radzą. Ważne jest, by narzucić sobie pewną dyscyplinę i plan dnia. Daleka jestem od tego, by ustawiać sobie jakieś wysokie poprzeczki – chodzi o wejście w rytm. Mieć poczucie decyzyjności i sprawczości. Plan dnia i dyscyplina - to chyba najważniejsze.
Zajmuje się Pani pomocą ludziom z problemami psychicznymi. Wiemy przecież, że jest wśród nas np. coraz więcej osób chorych na depresję. Ten czas epidemii jest dla nich z pewnością tym bardziej trudny?
Ma pan rację. Dużo się mówi o pomocy ludziom na pierwszym froncie, na SOR-ach, intensywnej terapii, oddziałach internistycznych. Mam poczucie, że chyba zapominamy o sferze psychicznej. To, co się teraz obserwuje, to zjawisko lęku – jeszcze nie paniki, ale lęku o najbliższych, o przyszłość i sferę materialną. Tłumaczę pacjentom, że wszyscy jedziemy na jednym wozie. To tak jakby z ósmego piętra winda spadła na trzecie. Wszyscy jesteśmy na tym niższym piętrze, ale jakoś nie mam lęku o Polaków.
Naprawdę?
Mam poczucie, patrząc na ostatnie 300 lat, że jesteśmy szczególnie uodpornieni na ekstremalne sytuacje. Nasza kreatywność, pomysłowość, wrażliwość i empatia spowodują, że damy sobie radę. Proszę zobaczyć w jak krótkim czasie potrafiliśmy się zorganizować, jak działamy, pomagamy seniorom, najsłabszym. Oprócz tego, że jestem psychiatrą, jestem również instruktorką harcerską – działam w Pogotowiu Harcerek, przed pracą rozwożę zupę seniorom. Pacjenci opowiadają mi jak skrzykują się w mediach społecznościowych – dzielą się pomocą. Podobno umawiają się już po kwarantannie na grilla. Wolontariat i drobna pomoc dają nam poczucie tej sprawczości. Czujemy się lepiej, że jesteśmy komuś potrzebni. Z całego serca zachęcałabym do tej aktywności. Na tyle ile możemy dać, podzielić się sobą. Musimy To przetrwać. Zdajemy teraz kolejny raz egzamin z naszego człowieczeństwa, dojrzewamy – i dobrze. Znowu zaczynamy zauważać innego człowieka. To jest bardzo optymistyczne i zdrowe. Myślę, że po tym wszystkim, jak już okrzepniemy – psychiatria nie będzie już tak potrzebna, jak to było w erze przed koronawirusem.
Rozmawiał Adam Kacprzak
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/495051-nasz-wywiad-psychiatra-zaloba-nad-swiatem-ktory-znalismy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.