Ledwo zrealizowałem materiał o nowych bestsellerach zdobywających rynek książki dla telewizji wPolsce.pl, a już okazało się, że wydawcy i autorzy muszą się mierzyć ze zmorą recesji, która dotknie wszystkich. Nawet jeśli medycyna pokona koronawirusa, piętno Covid-19 zostanie z nami na dłużej. Oprócz przemysłu, handlu i usług ucierpi również kultura.
Nie ma kina, teatru, koncertów. A co z książkami?
Najpierw sytuacja uderzyła w filmowców. Kina zostały zamknięte, a twórcy filmów, które miały trafić na duży ekran, przełożyli plany na bliżej nieokreśloną przyszłość lub zadowolili się miejscem w serwisach streamingowych jak player.pl czy Netflix. Tym sposobem pierwszy polski slasher „W lesie dziś nie zaśnie nikt” , który miał być prawdziwym kinowym hitem, w ogóle nie trafił na duże ekrany, a świetny thriller Jana Komasy „Sala samobójców. Hejter” zniknął po ledwie tygodniu wyświetlania. Liczbami nie tym razem nie mógł też się chwalić Patryk Vega, którego nowy film „Bad Boy”, napotkał na tę samą przeszkodę.
Zamknięte pozostają teatry. Etatowi aktorzy muszą zadowolić się skromną podstawą, za którą ciężko wyżyć. Osoby zatrudnione na umowach śmieciowych musiały poszukać sobie nowego zajęcia. Podobnie jest na rynku muzycznym. W dobie niknącej sprzedaży „żywych” płyt, większą rolę zaczęły odgrywać koncerty. Artyści, którzy kiedyś pozwalali sobie na występy w danym kraju raz na kilka dekad, w ostatnich latach musieli zaliczać w nim po kilka występów. W obecnej sytuacji zostali odcięci od źródła dochodu.
Wydawałoby się, że na tle całej sytuacji , suchą nogą przez kryzys przejdzie rynek książki. W końcu oddziały pocztowe, dyskonty i stacje benzynowe, do których w ostatnim czasie trafia literatura różnego sortu, nadal pozostają otwarte. Nie wstrzymano również sprzedaży wysyłkowej. Okazuje się jednak, że to za mało. Owszem, półki z książkami pozostały w supermarketach, ale szybko powędrowały w odległe zaułki. Okazało się, że dźwigają produkt odległej potrzeby.
Sonia Draga, prezes wydawnictwa nazwanego jej imieniem i nazwiskiem, zwraca uwagę w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, że w obecnej sytuacji „wydawnictwa tracą 70-80 proc. obrotów”.
Autorzy drżą o portfele
Efekt domina działa również tu. Zamknięte księgarnie i problemy z dystrybucją uderzają w wydawców i autorów.
Z pewnością obecna sytuacja odbije się na moim portfelu. Nie dość, że książka w Polsce już dawno nie znajdowała się na jakimś priorytetowym miejscu na liście zakupów, to aktualne problemy z zatrudnieniem i kondycją firm zepchną ją na jeszcze odleglejszą pozycję, o ile w ogóle nie wyeliminują jej z tejże listy
– przyznaje pisarz i podróżnik Jarosław Molenda.
Autor kilkudziesięciu książek szczególnie boleśnie odczuł obecną sytuację.
Akurat właśnie dzisiaj oficjalną premierę ma mój „Kaligula. Pięć twarzy cesarza”, a tu wszystkie duże księgarnie w centrach handlowych zamknięte…. Nie ma co się oszukiwać, sprzedaż on-line nie wypełni tej wyrwy. Do tego dochodzą odwołane spotkania autorskie, za które też wpadało dodatkowo parę złotych
– podkreśla Molenda.
Na problem zwraca również uwagę autorka kryminałów Vera Eikon.
Jest gorzej niż przy poprzednich premierach. Problem jest też z dystrybucją, bo księgarnie nie są otwarte i cienko przędą. Odwołano kilka targów książki
– mówi pisarka.
Również w jej przypadku termin premiery nowej książki zbiegł się z wprowadzeniem obostrzeń. Jako autorka zajmująca się self-publishingiem i dystrybucją przygotowała specjalne ułatwienia dla czytelników. Jednak w okresie pandemii i one okazują się niewystarczające.
Specjalnie na okazję pandemii zrobiłam wysyłki paczkomatem, ale wielu ludzi i tak nie chce ryzykować
– przyznaje.
Czas kwarantanny utrudnia pracę nad nowymi tytułami. Również tymi, które miały już zaplanowane premiery. W obliczu ostatnich wydarzeń, ich termin będzie musiał ulec zmianie.
To cios, bo akurat „stoję” z dwoma tytułami, nad którymi pracowałem, a nie mogę zapoznać się z aktami z IPN oraz z sądu w Poznaniu
– mówi Jarosław Molenda.
Prawdopodobnie te publikacje zostaną przesunięte na przyszły rok, a co za tym idzie - wpływy w ramach honorarium też się opóźnią. A żyć trzeba…
– dodaje.
Czy państwo wesprze pisarzy?
Autor bestsellerowych powieści sensacyjno-kryminalnych Mariusz Zielke zgadza się z kolegami po fachu. Pisarz zwraca jednak uwagę, że problem leży głębiej.
Podejrzewam, że sytuacja wielu autorów będzie dramatyczna. Trzeba pamiętać, że i tak niewiele osób jest w stanie utrzymać się wyłącznie z pisania książek. Rynek był i tak fatalny, źle zorganizowany, uzależniony od dystrybucji i bardzo słaby wydawniczo. Podejrzewam, że czeka nas potężny wstrząs i bardzo duża niepewność, wiele firm straci płynność, jeszcze trudniej będzie wydać książkę i na niej zarobić
— mówi były dziennikarz śledczy.
Zdaniem autora takich książek jak „Wyrok” czy „Sędzia” na sytuacji najmocniej ucierpią pisarze.
Autorzy, zawsze ostatni w płatnościach i często zwyczajnie oszukiwani przez wydawców, oczywiście będą znów najbardziej poszkodowani. Ale ja zawsze uważam, że narzekaniem nie zmienia się świata, trzeba robić po swojemu, odpowiadać na kryzysy pomysłami, a nie płaczem
— podkreśla Zielke.
Pisarz wysuwa konkretny pomysł, który - jego zdaniem - mogliby zrealizować rządzący.
Zawsze tak postępowałem i uważam, że rząd ma teraz ogromną szansę na dokonanie czegoś bardzo potrzebnego i dobrego: wymuszenia na rynku komercyjnym pewnych koniecznych zmian i wsparcia autorów, szczególnie publikujących niekomercyjne książki, bo oni byli w najgorszej sytuacji i przez to często szli na kompromisy, po tym jak nie mogli zarobić na dobrych książkach, zaczęli pisać słabsze, ale dostosowane do oczekiwań rynku. Moim zdaniem ministerstwo powinno uruchomić projekt, który można byłoby potem utrzymać, takiego narodowego wydawcy, który niejako kupowałby prawa do książek w zamian za formę „pensji” dla autora. Dawno temu to postulowałem. Autorzy, którzy piszą niekomercyjnie, mogliby sprzedawać swoją pracę państwu, a to udostępniałoby książki w swoim programie za darmo albo po kosztach czytelnikom
— tłumaczy Mariusz Zielke.
Autor bestsellerowych powieści przyznaje jednocześnie, że propozycja nie jest wolna od niedoskonałości.
Oczywiście taki pomysł też ma wiele słabości i pułapek, dlatego pewnie dotąd nie powstał, ale teraz jest czas, że można byłoby go zorganizować i kto wie, czy to nie będzie ratunek dla rynku i dla polskiej, wartościowej książki
— zaznacza.
Książka o… pandemii
Niektórzy autorzy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i – jakkolwiek to nie zabrzmi – skorzystać z zaistniałej sytuacji. Choć trudno mówić o bogaceniu się na pandemii w momencie, gdy zabrano im możliwość zarabiania na warsztatach literackich czy spotkaniach z czytelnikami.
Autor wielu thrillerów, powieści sensacyjnych i kryminalnych Krzysztof Koziołek postawił na książkę o… pandemii. „Chiński wirus” ukazał się w odcinkach na stronie pisarza na Facebooku. Sam nie obawia się ewentualnych oskarżeń o to, że chce zarabiać na pandemii.
Jak zarobię na tej książce pierwszy milion, to wtedy będziemy mogli rozmawiać
– mówi z przekąsem.
Długo wahałem się, czy zajmować się tym w trudnym czasie. Skoczyłem na głęboką wodę. Oczywiście opinię mogą być różne, ale czytając komentarze ludzi, którzy czytają tę powieść, odpowiadam - nie wycofałbym się z tego
– podkreśla.
Autor zwraca jednocześnie uwagę, że odcinki książki są dostępne w sieci za darmo, ale jej przyszłości wydawniczej sam nie jest w stanie wskazać.
To musiałby powiedzieć jakiś wróżbita
– żartuje pisarz.
W dobie pandemii wypowiedź Koziołka można potraktować jako czarny humor. Koronawirus jest wdzięcznym tematem na każdy gatunek literacki czy filmowy. Może jednak okazać się, że każdy przykład kreatywności twórców będzie terminował w szufladach. Gospodarka musi zaczerpnąć powietrza. A zanim to nastąpi, świat kultury czeka okres otępienia. Trzeba to przeczekać. „Nie chcę się narażać. W mieście zaraza” - jak śpiewał w (niezamierzonym?) profetycznym uniesieniu Kazik Staszewski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/495023-pandemia-strat-po-koronawirusie-czy-dobije-czytelnictwo