Mądry Polak po szkodzie. Czas szesnastowieczną maksymę poprawić. Mądry Polak nie dopuszcza dziś do szkody, do jakiej doszło we Włoszech, Francji, Anglii, Niemczech. Zyskujemy czas, aby przystanąć i przemyśleć wiele spraw.
Powszechną wiedzą jest, że czasy nadzwyczajne wyzwalają wynalazczość i pomysły innowacyjne. Od lat 90-tych nadmiernie szafuje się słowem innowacja, doklejając je do wszystkiego, co znane od lat, ale ja myślę o naprawdę nowym spojrzeniu. Piszę to w kontekście edukacji, a szczególnie w odniesieniu do funkcjonowania szkół, sposobu i metod nauczania, a także przygotowania nauczycieli do działań wymagających podejmowania samodzielnych decyzji. Nie tylko nauczycieli, uczniów również.
Obserwuję ogromną nerwowość i pytania, czy uda nam się wyjść z tej próby zwycięsko. Proszę poprzez komunikaty wewnętrzne dyrektorów – uspokójcie środowisko. Pomóżmy naszym podopiecznym zagospodarować czas tak, aby zyskali nową wiedzę. Nie frustrujmy dodatkowo. Nie przyczyniajmy się do rodzinnych niesnasek, bo między rodzeństwem, a czasem i rodzicami dochodzi do kłótni o dostęp do Internetu, komputera. Nie mamy doświadczeń w powszechnym prowadzeniu nauczania zdalnego, a także nauczania on-line. Uczmy się tego, to pierwszy zysk w tej przykrej sytuacji. Myślę, że nie jedyny.
Wymuszone zatrzymanie dobrze byłoby gdyby posłużyło głębszej analizie metod jakimi pracujemy, a może jeszcze szerzej, czyli refleksji nad tym, jaka powinna być dzisiejsza szkoła. Spróbujmy nazwać mankamenty i znaleźć remedium. To, o czym mogę mówić już dziś, to potężna skala zjawiska przerzucania odpowiedzialności za efekty nauczania ze szkół na rodziców. Uczniowie chodzą na lekcje, a potem masowo na korepetycje i to tam w kontakcie jeden na jeden, za pieniądze rodziców uczą się naprawdę, a może jedynie zyskują pewność, że umieją. Pewnie jest i tak i tak. Pytanie tylko o to, co takiego stało się, że powielamy szkołę zajęciami prywatnymi poza ustalonym tokiem lekcji szkolnych? Korepetycje prowadzą ci sami nauczyciele, którzy uczą w szkołach, więc o co chodzi? Uczą inaczej? Nie wierzę, że to tylko moda, bo i takie głosy słyszę. Proponuję zastanowić się w ramach chociażby Rad Pedagogicznych, jak uczyć, aby uczniowie nie szukali pomocy u kolegów z branży po opuszczeniu budynku naszej szkoły. W sytuacji kwarantanny uczniowie postawieni sam na sam z pracą zadaną, która często wymaga od nich samodzielności, jakże często nie są w stanie podołać nowemu dla nich wyzwaniu. Mówię tu o zjawisku masowym, bo korepetycje zawsze były i pewnie będą.
Jestem z pokolenia, gdzie chodzenie na korepetycje było tematem wstydliwym. Wtedy oczywistym było dla każdego ucznia, że musi uważać na lekcjach, bo to jedyne źródło wiedzy. Nikt nie zajmował rodziców problemem, że czegoś nie umie, że należy szukać u nich pomocy w odrabianiu zadań. O pomoc rodziców proszono w zupełnie wyjątkowych przypadkach. W szkołach w zależności od potrzeb funkcjonowały zajecie wyrównawcze dla tych, którzy mieli kłopoty. Pamiętam też swoją pracę jako nauczyciela, gdy umawiałam się na indywidualne spotkania z uczniami, którzy mieli problemy z opanowaniem materiału programowego. Sprawa zajęć dla zainteresowanych danymi lekcjami, to osobny temat. Czy dzisiaj nie moglibyśmy wrócić do tych dobrych i wypracowanych metod pracy z uczniem? Bardzo bym chciała i jestem pewna, że zjawisko korepetycji zmniejszyłoby się wprost proporcjonalnie do takiej pracy szkoły.
Mam przekonanie, że problem społeczny ogromnej sfery korepetycji tkwi także w objętości przekazywanego materiału. Obserwuję bardzo niepokojące zjawisko. Podstawy programowe rozsądnie ułożone, a treści podręczników już nie. Jako nauczycielka historii jestem ogromnie zainteresowana właściwym przekazem treści historycznych uczniom. Jakże się cieszyłam z zapowiedzi zmiany proporcji w nauczaniu historii. Wyeksponowanie historii najnowszej, która przecież ma zasadniczy wpływ na kształtowanie się tożsamości narodowej młodego Polaka, jest dla mnie sprawą najwyższej wagi, wręcz rangi państwowej. Przegląd podręczników niestety nie pozostawia złudzeń. Autorzy nie zrozumieli intencji twórców podstaw programowych. Lekko popoprawiali swoje stare podręczniki i uczniowie nadal bardzo wiele czasu spędzają nad historią starożytną, a o Żołnierzach Wyklętych, czy Powstaniu Warszawskim dowiadują się w zdawkowych krótkich informacjach. Problemem nie jest podstawa programowa, ale treści podręcznika. Abstrahuję od tego, że to nie podręcznik a podstawy programowe obowiązują, bo przecież uczniowie uczą się z książek. Proponuję wszystkim nauczycielom, aby dziś gdy rok szkolny ma mniej dni niż planowany, zastanowili się, jak „okroić” materiał podręcznikowy bez szkody dla realizacji podstaw programowych. Jestem pewna, że gdy skoncentrujemy się na ciekawym przekazie, poruszymy emocje np. dobrze dobranym filmem, słuchowiskiem, to efekt edukacyjny, a często też wychowawczy będzie dużo lepszy niż uzyskany poprzez bombardowanie masą niepotrzebnych nikomu detali. Musimy też szukać takich metod nauczania, które będą skupiały się również na nauce samodzielnego myślenia, umiejętności wyciągania wniosków, zaradności. Może więc, przymusowa izolacja spowodowana krążącym wirusem mogłaby obudzić refleksje nad tym, co w szkole najważniejsze.
Może to ten właśnie czas, kiedy zaczniemy gremialnie myśleć o młodym człowieku – o uczniu, szukając odpowiedzi na najważniejsze w edukacji, w wychowaniu pytania. Kogo chcemy wychować, w jaką wiedzę wyposażyć i za pomocą jakich metod uczynić tę naukę efektywną? Kiedy obecny dyskurs publiczny przestawimy na właściwe tory i patrząc na dziecko będziemy oceniać nauczyciela? Każde dziecko zasługuje na troskę i opiekę oraz najwyższą dbałość swojego nauczyciela. Jeśli tak, to pracujmy w taki sposób, aby osiągnął szczyty swoich możliwości. Porzućmy szablonowość. 40-godzinny tydzień pracy, daje naprawdę możliwości pracy indywidualnej. Zahamujmy ten niszczący wyścig szczurów. Pozwólmy nauczycielom spokojnie pracować bez presji osiągania błyskotliwych efektów. Dobrym nauczycielem jest tylko ten, który w poczuciu odpowiedzialności za swojego wychowanka dostosowuje do niego metody i zakres materiału, a nie ten co z szablonowymi scenariuszami zajęć, sprawdzianów przygotowanymi przez konkretne wydawnictwo, wchodzi do klasy, gdzie przecież każdy uczeń jest indywidualnością.
Oburza mnie zawsze traktowanie uczniów jak zbioru osób, którzy mają jednakowo się zachowywać, w tym samym rytmie się uczyć i świetnie pisać sprawdziany. Stawianie takich samych wymagań wszystkim jest nieporozumieniem. Już dziś ucząc zdalnie, proszę nauczycieli, żeby brali pod uwagę, że dla jednych uczniów zadanie jest proste a u innych budzi koszmarną frustrację. Nauczyciel musi trafić do każdego. I jeszcze jedno, proszę nauczycieli, żeby nie sadzali na długie godziny dzieci przed ekranem. Namawiam do sięgania po piękne słuchowiska radiowe, słuchanie audiobooków o których potem można przeprowadzić ciekawą rozmowę, analizę Zapewniam Państwa ten czas nie będzie stracony.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/492125-trudne-czasy-szansa-na-nowe-spojrzenie-o-efektywnej-nauce