„Nierozsądne jest, aby kobieta wychowująca dzieci została w domu” – oświadczyła znacząca polityk KO Katarzyna Lubnauer. Wypowiedź tę czytać trzeba w kontekście bezpośrednio z nią sąsiadującego stwierdzenia: „Ideą Koalicji Obywatelskiej jest przywrócić szacunek do pracy”. Wniosek z tego prosty: kobieta wychowująca dzieci nie pracuje, a w każdym razie trudno porównywać jej zajęcie z prawdziwą pracą.
Lubnauer nie może powiedzieć tego wprost, gdyż byłoby to polityczne samobójstwo w tak tradycyjnym jak Polska kraju. Już i tak nawet działacze lewicy ogłaszają, że opatrzona zastrzeżeniami wypowiedź wspierającego Małgorzatę Kidawę-Błońską polityka KO to strzał w kolano. Jej deklaracja jednak to nic więcej niż odwołanie do naczelnej zasady feminizmu: kobiety mają obowiązek rywalizować z mężczyznami w po męsku urządzonym świecie. Mają robić takie jak oni kariery zawodowe, tak samo konkurować o pozycję i władzę. Temu służyć ma inżynieria społeczna propagowana przez polityków takich jak Lubnauer. Jeśli kobiety oddają się tradycyjnie związanym z ich płcią zajęciom: rodzeniu, trosce o dzieci i ich wychowaniu – przez feministki są piętnowane i pogardzane.
Współczesny feminizm to ideologia, która ma wprawdzie rozmaite odmiany, ale opiera się na wspólnym fundamencie. Jest to założenie, że różnice między płciami są sprawą drugorzędną i nie powinny mieć wpływu na życie społeczne. Paradoks polega na tym, że ideologia ta deklaruje się jako materialistyczna, a jednocześnie nie wyciąga wniosków z najbardziej elementarnego biologicznego faktu, jakim jest zróżnicowanie płciowe, które pojawia się już we wczesnym etapie życia płodowego. Byłoby czymś zdumiewającym, gdyby tak istotna odmienność nie przekładała się na różnice psychiczne. Powinni rozumieć to zwłaszcza ci, którzy deklarują, że człowiek to wyłącznie fizyczność, a wszelkie zjawiska psychiczne są refleksem fizjologii.
Różnice wynikające z płci oznaczają statystyczne prawidłowości – zawsze występowali zniewieściali mężczyźni i męskie kobiety – taki jest jednak charakter naszej wiedzy zwłaszcza w odniesieniu do ludzkich spraw. Nie oznacza to, że można się bez niej obejść. Różnice nie dowodzą wyższości jednej płci w stosunku do drugiej, ale poszerzają spektrum doświadczanego przez nas świata, wskazują bogactwo międzyludzkich relacji, których nie sposób sprowadzić wyłącznie do męskiej zasady władzy i dominacji. Odmienność powoduje w sposób oczywisty zróżnicowanie ról w rodzinie.
Ten tradycyjny podział często wykorzystywany był do podporządkowania kobiety mężczyźnie. Nie oznacza to jednak, że w celu równości należy go odrzucić. Nadużywano w historii wszystkich idei i zasad. Czy jednak wyobrażamy sobie pozbawionego ich człowieka?
Ludzie są różni w różnych aspektach, a niedomogi w jednych dziedzinach kompensują przewagami winnych. Obsesja równości powoduje spłaszczenie perspektywy i dążenie do ujednolicenia wszystkiego. Najbardziej widać to w odniesieniu do żeńsko-męskich relacji. Z zasady są one komplementarne, a obie płcie powinny się uzupełniać. Feminizm dąży do tego, aby odmienności te zniwelować, a więc radykalnie zubożyć nasz świat i nadać mu wymyśloną, arbitralną formę.
Podstawowy problem z tą ideologią polega na tym, że wyrasta ona z resentymentu w klasycznym już nietzscheańskim sensie. Resentyment taki oznacza niezdolność do sprostania ideałowi, prowadzi do zanegowania go i odwrócenia znaczeń. Kobiety, które odmawiają podjęcia swojej – zgódźmy się, że niełatwej – roli, przekreślają jej wartość i deprecjonują te, które to robią. W świecie, który łudzi mirażem natychmiastowego spełnienia, poświęcenie się rodzinie i dzieciom jest trudne do pojęcia. Z pewnością nie ułatwia kariery zawodowej ani politycznej. Czy ma to jednak oznaczać jego mniejsze dobro?
Współcześnie wiele kobiet usiłuje łączyć uczestnictwo w konkurencji społecznej z troską o dzieci. Wielki podziw wzbudzają te, którym się to udaje. Czy jednak mamy narzucać ten model wszystkim? Czy z tego powodu mamy deprecjonować te, które pracują 24 godziny na dobę, aby dbać o szczęście rodziny i właściwie wychowywać dzieci?
Feminizm to eksperyment, którego celem jest przemodelowanie społeczeństwa i – jak wszystkie tego typu przedsięwzięcia – zaczyna się (i kończy) niszczeniem jego tradycyjnych form. Zdrowy rozsądek i empiria uczą nas, że etap destrukcji do pewnego stopnia może się powieść. A atak na rodzinę to także uderzenie w kobiecość.
Felieton ukazał się w 11/2020 numerze tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/491300-feministki-przeciw-kobietom