Ukazanie się w czasopiśmie naukowym „Social Science & Medicine” artykułu, którego autor usiłuje przekonać, że 95 proc. kobiet uważa, iż dokonując aborcji podjęły właściwą decyzję trudno postrzegać w inny sposób, jak tylko przygotowywanie gruntu pod ostateczne odcięcie matek po aborcji od pomocy psychiatrycznej i psychologicznej.
Nie jest to pierwsze tego typu „badanie”. W 2018 roku w „Psychology Today” ukazał się artykuł zawierający wyniki ankiety przeprowadzonej na próbie kobiet do 3 roku po dokonaniu aborcji. Wynikało z niego, że 95-99 proc. kobiet badanych w różnym okresie, ale do trzech lat po aborcji zadeklarowało, że decyzja o zabiciu dziecka była właściwa, a jedynie 1-5 proc. twierdziło, że potrzebuje pomocy, cierpiąc na społeczne napiętnowanie oraz żal.
Tymczasem już samo twierdzenie, że 95 proc. kobiet uważa, że decyzja o zabiciu własnego dziecka była właściwa nie wytrzymuje krytyki. Jak zauważyła Magdalena Korzekwa-Kaliszuk badano jedynie kobiety do pięciu lat po aborcji, natomiast wyrzuty sumienia mogą przyjść wiele lat później. Co więcej niektóre kobiety zagłuszają wyrzuty sumienia wypieraniem problemu i sprzecznymi z rzeczywistością deklaracjami, że „nic się nie stało”, a osób, które żałują zabicia dziecka zwyczajnie nie dopuszcza się do głosu.
W internecie można znaleźć mnóstwo świadectw „ku przestrodze”, ale na ich podstawie nikt nie przeprowadza badań. Nie są również cytowane przez naukowe periodyki, jakby te za cel postawiły sobie przekonanie społeczeństw o rzekomych dobrodziejstwach zabijania poczętych dzieci. Jest to o tyle zadziwiające, iż świadectwa tych ludzi są dosłownie porażające i tylko człowiek bez sumienia jest w stanie przejść nad nimi do porządku dziennego.
Po tym dniu nic między nami nie było już takie samo, chociaż nie wracałam do domu przez ponad rok. Po tej aborcji stałam się bardzo milcząca i wycofana. Przeżywałam żal z powodu utraty mojego dziecka i nie mogłam już nigdy spojrzeć na Stevena bez przypominania sobie tego, co zrobił naszemu synowi i mnie. Żyłam niczym w potwornym ogniu, który niemalże pochłonął całe moje życie, ale aborcja spowodowała, że czułam jakby część mnie umarła wraz z dzieckiem. Czułam się oszukana i zdradzona, a także wściekła na siebie za to, że wyraziłam zgodę na coś, co wiedziałam, że było złe. Czułam głęboki gniew i niemalże znienawidziłam lekarza, który dokonał aborcji. Wszyscy wokół mnie wydawali się iść przez życie, ale ja niosłam w sobie ranę, która nie chciała się zagoić
— wyznała Julia Holcomb, która jako młoda dziewczyna zaszła w ciążę ze Stevenem Tylerem, po czym dokonała aborcji.
Nie jest to jedyne takie świadectwo.
Tego dnia umarła część mnie. W jakiś sposób wiedziałam, że to był syn. Zaczęłam brać narkotyki, aby zagłuszyć ból. Zaczęłam mieć tendencje samobójcze. Na niczym mi już nie zależało. Ale w domu było dziecko, które mnie potrzebowało. Dla niej musiałam pozostać przy życiu. Nie mogłam pozwolić, aby ją dostał. Nie mogłam już ufać, że będzie ją kochał tak jak ja.
Zajęło mi 12 lat zanim przyjęłam Boże przebaczenie za to, co zrobiłam, a 21 lat – zanim w końcu wybaczyłam sama sobie. Zdaję sobie sprawę, że teraz dzieląc się moją historią, zamiast ukrywać mój wstyd, mogę ocalić życie. Nawet jeżeli to jest jedno życie, nadal warto dzielić się tą historią.
— napisała cytowana przez portal LifeSiteNews Monica L. (pseudonim), która pragnie pozostać anonimowa.
To była najbardziej bolesna rzecz, jakiej doświadczyłam. Do dnia dzisiejszego czuję, jak wyjmują ze mnie moje dziecko. Nadal czuję też ból mojego dziecka. Ale nie mogłam poradzić sobie sama z dzieckiem. Nie miałam żadnej pomocy. Dzisiaj żałuję tej decyzji o wiele bardziej niż wówczas. Wybrałam łatwe wyjście. Jestem w punkcie, gdzie mogę teraz sprostać finansowym wyzwaniom związanym z dzieckiem, któremu nie dałam szansy. Byłam słaba i poddałam moje dziecko. Zawsze będę tego żałować
— napisała cytowana przez portal LifeSiteNews Olivia K. (pseudonim), która również pragnie pozostać anonimowa.
Otwarcie o swojej aborcji mówią jedynie te kobiety, którym udało się przepracować żal po utracie dziecka, poczucie winy z powodu dokonanej aborcji oraz mające na tyle odwagi, aby przestrzec inne przed popełnieniem życiowego błędu, jakim jest zabicie dziecka. Pozostałe albo wypierają problem, co w żaden sposób nie niweluje objawów psychicznych, albo cierpią w milczeniu, wstydząc się przyznać do tego, co zrobiły.
W zasadzie wszystkie kobiety po aborcji, z którymi rozmawiałam, cierpiały na syndrom poaborcyjny mimo że nie zawsze się do tego przyznawały.
Żałuję, że dokonałam aborcji. Gdybym wiedziała, nigdy bym tego nie zrobiła, ale wtedy wydawało mi się, że podejmuję słuszną decyzję - dziecko urodziłoby się chore i się męczyło, a ja nie miałam sił, żeby się nim opiekować
— powiedziała mi kiedyś jedna z matek, twierdząc, iż mimo wszystko nie ma syndromu poaborcyjnego. Problem w tym, że kobieta ta miała chyba wszystkie możliwe objawy poaborcyjnego PTSD: cierpiała na depresję, miała próby samobójcze, w domu robiła ciągłe awantury, wyżywała się na mężu, a najmniejszy drobiazg urastał do rangi życiowego dramatu – aborcję jako przyczynę rzecz jasna wyparła, nie uzyskała też fachowej pomocy psychiatrycznej i psychologicznej, ponieważ lekarze tych specjalizacji nie są w żaden sposób przygotowani do diagnozowania kobiet borykających się z (nieuznawanym przez wielu medyków) syndromem poaborcyjnym, który wyparły.
Zresztą trudno by było inaczej, skoro wpływowe na całym świecie Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne (APA) od kilkudziesięciu lat optuje za pełnym dostępem do tzw. usług zdrowia reprodukcyjnego, w tym również aborcji. Wiąże się to z brakiem rzetelnych badań nad konsekwencjami aborcji oraz wielopłaszczyznową proaborcyjną propagandą, której nauka nie jest siłą rzeczy w stanie dać odporu.
Najwięcej wiarygodnych informacji pochodzi od terapeutów i rekolekcjonistów pracujących z kobietami nad pokonaniem psychicznych i duchowych (w materialistycznym współczesnym świecie o tym się w ogóle nie wspomina) skutków dokonanej aborcji. Bezcenne są doświadczenia osób posługujących w Winnicy Racheli – działającej w wielu krajach organizacji pomagającej kobietom z poaborcyjnym PTSD.
Na rekolekcjach Winnicy Racheli jest dużo łez. Płaczą kobiety, płaczą też mężczyźni. Nasz zespół również nie może powstrzymać łez. Kobiety zazwyczaj płaczą po cichu, jest to kontynuacja łez rozciągniętych w czasie, bo przez lata opłakiwały swoje dzieci, mężczyźni szlochają często po raz pierwszy na rekolekcjach, wypływa łkanie tłumione przez lata……
— mówią.
Syndrom poaborcyjny dotyka również mężczyzn, ojców, których dzieci zostały zamordowane w procederze aborcji, i oni także nie znajdują często pomocy u psychologa czy lekarza psychiatry. Również oni potrzebują czasu, aby pogodzić się z tym, co się stało i rozpocząć swoje życie niejako na nowo.
Na facebookowym profilu Winnicy Racheli znaleźć można poruszający list jednego z takich ojców:
Witaj, Małgosiu. Na wstępie chciałbym Ci powiedzieć, że bardzo Cię kocham i tęsknię za Tobą… Brakuje mi Ciebie i myślę o Tobie prawie każdego dnia. Chciałbym Cię także przeprosić bardzo za to, co się stało… za to, że nie miałem na tyle odwagi, byś mogła być tu teraz ze mną, bym mógł Cię przytulić i spojrzeć Ci w oczy – mojej Księżniczce małej… Tu na tym świecie już nie będzie mi dane Ciebie spotkać, ale wierzę, że spotkam Cię tam, tylko boję się trochę, czy nie będziesz zła na mnie, w końcu Cię zawiodłem… Wiedz też, że kochałem bardzo Twoją mamę, byłaś owocem naszej miłości. Czułem, że byłaś dla mnie drogocennym darem, lecz bardzo się bałem, i strach niestety wygrał. Bardzo żałuję swoich czynów i tego, że nie ma Cię przy mnie, bo bardzo Cię potrzebuję, Twojego ciepła. Ten czas jest dla mnie trudny, ale nie tylko dla mnie, bo dla naszych rodzin (mojej i Twojej mamy) również. Chciałbym Ci podziękować za to, że byłaś, bo otworzyłaś moje serce na miłość, na miłość do dzieci, do Boga. Mimo tego, że byłaś tak krótko, to wniosłaś wiele ciepła do mojego życia, sprawiłaś, że życie stało się dla mnie cenniejsze. Pewne jest to, że żadna siła nie zniszczy już mojej miłości do Ciebie, będziesz w moim sercu już na zawsze, do końca moich dni. Wiem, że teraz muszę się skupić na swoim życiu tu i teraz, by już nie było więcej cierpienia… Dlatego też proszę Cię, pomódl się za tatę i rodzinę, a także za mamę i jej rodzinę – wiem, że mama też Cię kocha, i tęskni, i żałuje… Nie mogę się doczekać, kiedy Cię spotkam, lecz mimo że chciałbym Cię już zobaczyć, to wiem, że to niemożliwe, bo jestem potrzebny Twojemu rodzeństwu. Wiem, że czuwasz nade mną, że nie pozwoliłaś mi odejść, mimo że bardzo Cię wtedy prosiłem. Ale dziękuję, że nie pozwoliłaś mi odejść, bo mimo że cierpię każdego dnia, to dziękuję Bogu i Tobie za to, że jestem tu… Tymi słowami kończę ten list, lecz dalej będę myślał o Tobie i mówił do Ciebie, bo w końcu jesteś moją Księżniczką, moim własnym Aniołem. Kocham Cię, Małgosiu.
— Twój tata
Badań statystycznych odnośnie do grupy ojców cierpiących z powodu aborcji ich dziecka w zasadzie w ogóle się nie prowadzi. Czy to przypadek, że zarówno do matek, jak i ojców żałujących decyzji o aborcji ankieterzy zwyczajnie nie trafiają? Tych ludzi nie pyta się o ich żal, o ich ból i łzy. Ich świadectwa bowiem popsułyby fałszywy obraz aborcji jako „wyzwolenia” od „ciężaru”.
A co z żyjącymi dziećmi matek, które dokonały aborcji? Czy ktokolwiek przeprowadził kiedykolwiek rzetelne badania nad wpływem aborcji na żyjące rodzeństwo zabijanego dziecka? A przecież to rodzeństwo również cierpi, zastanawiając się dlaczego to brata czy siostrę rodzice zdecydowali się zabić, a nie właśnie ich.
Opublikowane w „Social Science & Medicine” badania, wbrew intencjom prowadzących je „naukowców”, dowodzą jednego – że psychologia powoli przestaje być nauką w służbie człowiekowi, a staje się narzędziem w służbie ideologii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/482727-chca-pozbawic-kobiety-po-aborcji-psychologicznej-pomocy