W pierwszą rocznicę śmierci Pawła Adamowicza, na łamach „Gazety Wyborczej” ukazał się wywiad z rodzicami byłego prezydenta Gdańska - Teresą i Ryszardem. Adamowiczowie wspominają w nim swojego syna oraz wydarzenia, które miały miejsce podczas finałowego koncertu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Nawet w takiej sytuacji musi jątrzyć? Tusk: Prezydent Adamowicz był celem kampanii nienawiści ze strony aparatu władzy
Siedziałam jak teraz, w tym samym miejscu na kanapie. Czytałam gazetę i jednym okiem zerkałam na telewizor. (…) I wtedy kątem oka dostrzegłam w telewizji, że coś niedobrego dzieje się w Gdańsku na scenie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. (…) Jak zobaczyłam w telewizji, że coś złego tam się stało, zawołałam męża i tak już razem siedzieliśmy i oglądaliśmy ze ściśniętymi sercami, jak mu na scenie robią reanimację, jak karetka czeka, a potem odjeżdża na sygnale. Nikt nic więcej nie wiedział
— wspominała matka byłego prezydenta Gdańska, Teresa Adamowicz.
Ojciec Adamowicza, Ryszard, wspominał z kolei o tym, co działo się w szpitalu. Powiedział, że na miejscu był obecny proboszcz Bazyliki Mariackiej ks. Ireneusz Bradtke, który w czasie nocnej operacji udzielił Pawłowi Adamowiczowi ostatniego namaszczenia.
Przyszło dwóch lekarzy, jeden z nich operował Pawła. Poszliśmy razem. Paweł leżał w takiej dużej sali razem z innymi, tylko trochę z boku. Podszedłem i pocałowałem go w czoło. Było ciepłe, więc chyba jeszcze żył…
— przyznał pan Ryszard.
Pamiętam bose stopy syna wystające spod przykrycia. Nic dziwnego, to wielkie chłopisko było. Pogłaskałam go po głowie, po łysinie. Potem o tutaj, po policzku. Faktycznie, czułam ciepło. Modliliśmy się tam chwilę wspólnie z księdzem. Nie miałam odwagi spytać go, czy syn jeszcze żyje
— dodała pani Teresa.
Paweł Adamowicz został skremowany, a urna z prochami spoczęła w Bazylice Mariackiej. Rodzice przyznali, że bardzo często odwiedzają swojego syna „póki jeszcze dają radę”. Pan Ryszard dodał, że nie chcą rozważać, co mogło być bezpośrednim powodem tragedii, zwracając uwagę na „nagonkę w niektórych mediach”.
Nie chcemy rozważać, co mogło być bezpośrednim powodem tragedii. Paweł przeżywał bardzo trudny czas. Ta cała nagonka w niektórych mediach, nie dało się tego oglądać ani słuchać. Baliśmy się, że coś złego może się stać, ale czegoś tak strasznego nie przewidzieliśmy. Czy ta nagonka mogła kogoś zainspirować, wpłynąć na podatny umysł? Może i tak. Ale po co to dziś rozpatrywać? I tak nic to nam, rodzicom, nie da
— stwierdził, dodając, że „modli się teraz, żeby Bóg zesłał zabójcy nawrócenie”.
Państwo Adamowiczowie opowiedzieli również o tym, jakim synem był były prezydent Gdańska. Matka przyznała, że był chorowitym dzieckiem, ale mieli szczęście, że udało im się organizować dla niego odpowiednie lekarstwa.
Zaczęło się, gdy miał sześć lat, to był rok 1971. Co chwila wysoka gorączka i wysypka. Trafił do szpitala wojewódzkiego, gdzie rozpoznano rzadką chorobę: zespół Wisslera-Fanconiego – młodzieńcze reumatoidalne zapalenie stawów. (…) Pomogło szczęście. Mąż koleżanki, z którą studiowałam w Szczecinie, był marynarzem, pływał na niemieckich statkach. I on nam przywoził potrzebne leki. Zupełnie za darmo
— wspominała pani Teresa.
Paweł wsiąkał w politykę od małego. Ja byłam bardzo polityczna. Wszystko mnie interesowało, w sierpniu 1980 r. całe dnie spędzałam pod bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej, słuchałam wszystkich przemówień. Ale przede wszystkim wciągał Pawła starszy brat. Piotrek przed Sierpniem poznał Aleksandra Halla, po strajku pracował w Komisji Krajowej „Solidarności”, znał Wałęsę. To Pawłowi na pewno imponowało
— dodała.
Z kolei ojciec mówił o pierwszym aresztowaniu Adamowicza.
Ale to chodziło o głupstwo, o orzełka w koronie przypiętego do klapy marynarki. (…) Udało mi się go wydostać m.in. dzięki papierom o wątłym zdrowiu. Z powrotem zamówiłem taksówkę. Gdy przyszło do płacenia, taksówkarz powiedział: „Proszę pana, tu chodzi o ważne sprawy”, i odmówił przyjęcia pieniędzy. Ludzie się wtedy solidaryzowali
— powiedział pan Ryszard.
Ojciec Pawła Adamowicza opowiedział także o tym, jak jego rodzina trafiła z Wilna do Gdańska. Powiedział, że jego ojciec pracował jako stolarz kolejowy i pomagał przy zabezpieczaniu mebli wyjeżdżającym do Polski profesorom Uniwersytetu Stefana Batorego.
Zaprzyjaźnił się z kilkoma profesorami z wydziału medycznego. Ich przenoszono akurat do Gdańska, w przeciwieństwie do kadry innych wydziałów, którą kierowano do Torunia. Tato utrzymywał z nimi kontakt, nasłuchał się dużo dobrego o Gdańsku, więc w końcu postanowił zabrać tu swoją rodzinę. To był rok 1946, miałem 18 lat
— mówił Adamowicz, opowiadając także historię o tym, jak za 2 kilogramy słoniny udało im się dostać mieszkanie w mieście. Wszystko dzięki rozmowie z rodziną, która miała z tego mieszkania wkrótce wyjechać do Niemiec.
Okazało się, że oni czekają na przesiedlenie do Niemiec, mają wyjechać za dwa dni. Powiedziałem, że mamy 2 kilogramy słoniny, i zapytałem, czy w zamian za nią wezmą nas do tego mieszkania, które i tak opuszczają. No i się zgodzili. Mieszkali na ulicy Orzeszkowej. (…) Przez dwie noce spaliśmy tam w trzy rodziny. W końcu Niemcy wyjechali, ale wciąż zostały dwie rodziny. Tata pracował jako stolarz na powstającej Akademii Medycznej. Zaproponowano nam mieszkanie na ówczesnej ulicy Lipowej, teraz Tuwima. Potem było kolejne mieszkanie, znów na Orzeszkowej, na drugim piętrze. Tam mieszkaliśmy już nawet z żoną, rok po ślubie
— opowiadał pan Ryszard.
Pytani o czas po śmierci syna, oboje stwierdzili, że wszystko mogło wyglądać inaczej, bo przed ostatnimi wyborami prosili swojego syna, żeby już nie kandydował.
Mówiliśmy mu, że teraz powinien więcej czasu poświęcić córkom. „Zobacz, jak się do ciebie kleją, jak bardzo potrzebują. Może powinieneś je więcej tulić” – tak go motywowaliśmy. (…) Albo mówiłam, że niech już zostanie w polityce, ale chociaż zajmie się czymś innym. Przecież proponowano mu start w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale o tym to już w ogóle nie chciał słyszeć. „Mnie interesuje tylko Gdańsk” – mówił
— powiedzieli Teresa i Ryszard Adamowiczowie w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
wkt/”Gazeta Wyborcza”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/481835-rodzice-adamowicza-w-gwta-nagonka-w-niektorych-mediach