Czy zasiadając do wigilijnej kolacji zastanawialiśmy się kiedykolwiek, co by było, gdyby Pan Jezus narodził się właśnie teraz? Czy w blasku choinkowych świateł i okolicznościowych świec potrafiliśmy dostrzec płomień swojej własnej wiary? Czy w ten czas radości znajdujemy chwilę na odrobinę refleksji? Czy potrafimy dostrzec to, co jest naprawdę ważne?
Pytania te nie są bezzasadne, w szczególności jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, iż są tacy, którzy nigdy nie zasiądą do wigilijnej wieczerzy, nigdy nie będzie im dane otworzyć bożonarodzeniowego podarunku, ani obdarować ukochanej osoby, bo… się nie narodzą, Tylko dlatego, że wykryto u nich defekt genetyczny… albo że matka „miała prawo”. Zakrawa na paradoks, że we współczesnym świecie, który tak chętnie – jak chyba nigdy w dziejach – odwołuje się do praw człowieka, łamane są prawa tych najbardziej bezbronnych. Zakrawa na ironię, że w świecie, w którym tak często szafuje się hasłem „jakości życia”, tak łatwo jest to życie odebrać…
Gdyby Jezus miałby dziś przyjść na świat, to narodziłby się we wspólnocie Arki, co więcej, narodziłby się jako dziecko z Zespołem Downa
— powiedział Fabrice Hadjadj, francuski konwertyta, filozof i pisarz, niegdyś należący do nieistniejącej już Papieskiej Rady ds. Świeckich. Przypomniał, że Jezus jest dzieckiem ocalałym z zagłady. A zagłada, masowa i natychmiastowa eliminacja to los, jaki spotyka dziś dzieci, u których lekarze odkryją obecność nadliczbowego chromosomu.
Słowa te wypowiedział w kontekście spotkania z osobami z zespołem Downa. W jego ocenie rozmowa z nimi zupełnie zmienia perspektywę, przypominając doświadczenie Trzech Króli, którzy po oddaniu hołdu Jezusowi musieli zrezygnować z dotychczasowych planów i pójść inną drogą. Hadjadj podkreślał przy tym dziecięcą prostotę tych ludzi, przez co są bliscy Królestwa Niebieskiego.
Pamiętam jak powiedziałem to samo w kazaniu w mojej pierwszej parafii 20 lat temu, w której był dom pomocy społecznej właśnie z osobami z niepełnosprawnością intelektualną. Ktoś wtedy zwrócił mi uwagę że przesadziłem
— wyznał znany obrońca życia ks. Tomasz Kancelarczyk. Czy jednak naprawdę przesadził?
Rzeczywiście między rzezią niewiniątek, jaka miała miejsce za czasów Jezusa Chrystusa, a współczesną widać paralele. Każda z nich bowiem ma jeden cel – nie dopuścić do realizacji Bożego planu wobec każdego jednego człowieka (również tego z niepełnosprawnością), planu – jak podkreślała wielokrotnie Marguerite Peeters – związanego z synostwem Bożym każdego człowieka i jego powołaniem do świętości.
Kiedy kilka lat temu w jednym z artykułów napisałam, że aborcja jest po to, aby na świat nie przychodzili święci, zalała mnie fala hejtu. Tymczasem im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej się w tym przekonaniu utwierdzam, w szczególności jeżeli spoglądam na metafizyczny wymiar toczącej się walki między cywilizacją życia a cywilizacją śmierci. Komuś bardzo zależy, aby na świat nie przychodzili ci, którzy mogliby swoim przykładem, posługą, życiem prowadzić innych do zbawienia. Ta walka przybiera na sile i żadne przedświąteczne promocje w galeriach handlowych nie są w stanie tego zagłuszyć.
Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, jaki świat zastałby Jezus Chrystus, gdyby zstąpił na ziemię, właśnie teraz? Jakich zastał by nas? Czy jesteśmy w stanie spróbować spojrzeć na nas samych Jego oczami? Po której stronie się opowiadamy? I czy znamy konsekwencje?
Łamiąc się opłatkiem z najbliższymi pomyślmy o tych, którzy tego szczególnego dnia mogli by być z nami, gdyby… pozwolono im się narodzić. Wówczas łatwiej zrozumiemy, że aborcja nie dotyka tylko bezbronnego dziecka, ale i każdego z nas, którym nie dane będzie zbudować tej jednej jedynej relacji. Co więcej dotyka całe społeczeństwo, ograbiając je ze z tej jednej konkretnej i wyjątkowej osoby.
Każdy człowiek, każde dziecko jest dokładnie takim samym darem jak nowo narodzony Jezus Chrystus. Obyśmy mieli w sercach radość z narodzin każdego z nich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/478408-oni-nigdy-nie-zasiada-do-wigilijnej-wieczerzy