Przede wszystkim wielu homoseksualistów jest psychologami i psychiatrami – prawdopodobnie jest tu trzy razy więcej homoseksualistów niż w innych profesjach. Wielu z nich lobbowało i/lub uwiodło swoich kolegów w kwestii homoseksualizmu oraz badań nad tym zjawiskiem
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Paul Cameron, amerykański psycholog, zajmujący się badaniami nad homoseksualizmem, odnosząc się do powszechnego wśród psychologów i psychiatrów pozytywnego podejścia do homoseksualizmu, którego już nie traktują jako choroby.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: W Polsce jeden z wykładowców został zwolniony z uczelni medycznej, ponieważ wygłosił wykład o medycznych konsekwencjach aktów homoseksualnych. Jak to możliwe, że takie rzeczy w ogóle mają miejsce?
Dr Paul Cameron: To jest świetne pytanie w związku z podłożem filozoficznym, które leży u podstaw społeczeństw. Działania, które podejmujemy, muszą z konieczności być oparte na opiniach. Nie ma żadnego „oficjalnego scenariusza” na życie. Wszystkie podstawy mają swoje założenia, które są nie do udowodnienia, ale jeżeli działania mają zostać podjęte, te założenia muszą zostać przyjęte (i zazwyczaj czyni się to bezmyślnie).
Obecnie w Stanach Zjednoczonych chrześcijaństwo leży u podstaw dużej części polityki społecznej i indywidualnych działań, bierze na serio twierdzenie Mojżesza i św. Pawła, że homoseksualizm prowadzi „drogą śmierci”. Ale do chrześcijaństwa doszło coś, co możemy nazwać „scjentyzmem”. Pojęcie, zgodnie z którym cała prawda w jakiś sposób pochodzi od „naukowców” pracujących nad różnymi projektami i problemami. W scjentyzmie opinie naukowców w dużym stopniu stanowią większy atut niż chrześcijaństwo, kiedy dochodzi do zderzenia założeń czy wierzeń.
Część z tego przekłada się na sukces nauki do tego stopnia, że następstwem założenia jest to, iż „nowe sposoby są lepsze niż stare”. Uniwersytety i media w dużej mierze kupują i promują te poglądy. Ale tak jak nawet chrześcijaństwo jest rozdarte przez wiele różnych interpretacji/wyznań, tak jest i ze scjentyzmem. W istocie, generalnie wspaniały i zmieniający życie sukces scjentystów w naukach ścisłych (jak rolnictwo, biologia, chemia itd.), został w dużym stopniu usunięty przez bardzo skromny sukces (a w zasadzie ogromne porażki w wywiązywaniu się z obietnic) naukowców w dziedzinie psychologii, socjologii, seksuologii, psychoterapii, studiach czarnoskórych, studiach feministycznych. Przecież ci z tytułem doktora w jednej z wielu „miękkich nauk” są związani – przez posiadanie doktoratu używają tytułu naukowca i są wciągnięci w poczet uniwersytetów – z sukcesem swoich kolegów w zakresie nauk ścisłych.
Dodatkowo idea/filozofia „równości” jest bardzo popularna i była bardzo popularna w Stanach Zjednoczonych, a w rezultacie na całym świecie (w końcu USA to Rzym naszych czasów).
„Równość” stała się słowem wytrychem…
Równość stała się ważna, niemniej rozumuje się, że „każdy człowiek został stworzony równym” jako zdanie posiadające znaczenie, że „każdy człowiek jest równy”. Ta dziwaczna koncepcja doprowadziła do tego, że „fantazja mężczyzny jest równa fantazji innego mężczyzny jeżeli chodzi o seks”, że jest cała armada „pomocy” w celu osiągnięcia równości białych i czarnych (np. dyskryminacja pozytywna, złagodzone relacjonowanie porażek czarnych i/lub wymówki, włącznie z tymi dotyczącymi porażek w szkole, rozwagi itp.), mężczyzn i kobiet. Dochodzi do tego, że kobiety są stale pokazywane jako równe mężczyznom, nawet w wojsku (Dziennik „Washington Times” 16 grudnia 2019 roku dokumentuje liczne panie kongresmen, które domagają się, aby w Marines traktowano kobiety dokładnie tak samo jak mężczyzn mimo tego, że każdy test niezależnie od daty pokazuje, że bardzo niewiele kobiet osiąga standardy mężczyzn w noszeniu broni i plecaków, nawet na krótkie dystanse. Owe prawodawczynie przekonują, że „empiryczna rzeczywistość” jest zgodna z „równościową rzeczywistością”, a jeżeli tak się nie dzieje, to oznacza oczywiście, że nie włożono w to dość wysiłku. Analogicznie wiara w równość, zmieszana ze znaczącą dozą filozofii, zgodnie z którą „świat jest tym, w co wierzy człowiek”, doprowadziła do tego, że niektórzy pchają społeczeństwo do „czynienia” transseksualistów „dokładnie tak samo prawdziwymi” jak ci urodzeni jako kobiety i mężczyźni). To zostało rozszerzone na osoby LGBT (orędownikiem tego było w szczególności Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne [APA]).
Z jakimi konsekwencjami?
Amerykańskie Centra Kontroli Chorób regularnie donoszą o problemach, które mają osoby LGBT i tych, które powodują. Dokładnie tak samo regularnie donoszą, że coś trzeba zrobić, aby uczynić problemy psychiczne osób LGBT - używanie przez nie narkotyków, działalność przestępczą itp. - równymi problemom osób heteroseksualnych i sugerują, że heteroseksualiści są winni dyskryminacji osób LGBT.
Wiara w „równość” mężczyzn i kobiet, osób LGBT i osób heteroseksualnych etc. wynika z bardzo silnego (i oczywiście fałszywego), specyficznego przestrzegania równości (rzecz jasna fałszywej, jako że mężczyźni wyglądają i funkcjonują inaczej niż kobiety, osoby LGBT mają więcej wszelkiego rodzaju problemów niż osoby heteroseksualne, ale wierzy się w istnienie „równości” jako pewnego rodzaju „istoty człowieczeństwa” bardziej niż w aktualną empiryczną rzeczywistość, która musi być modyfikowana).
APA oraz inne organizacje zajmujące się zdrowiem psychicznym twierdzą również, że równość może i musi być rozszerzona, aby objąć wybór seksualnej aktywności, przy czym pozycjonują się jako „znający prawdę” o wszystkim, w gruncie rzeczy zajmując miejsce Boga i religii (przeciwko którym często występują).
Abraham Lincoln musiał zmierzyć się z wyjątkową wersją „równości”. Kiedy mówił „równość”, nie miał na myśli tego, że „wszyscy są równi w kolorze, rozmiarze, intelekcie, rozwoju moralnym, czy zdolnościach społecznych”. Oni definiowali z dopuszczalną odrębnością, w której obdarzali szacunkiem wszystkich mężczyzn, czyniąc ich równymi – równych w „pewnych niezbywalnych prawach, wśród których jest prawo do życia, wolności oraz szczęścia”. Tak mówili i to mieli na myśli. W tym dość ograniczonym sensie zgadzam się z Lincolnem, ale wielu amerykańskich myślicieli i polityków nie uznaje takich ograniczeń.
Współcześnie „równość” została zawłaszczona przez konkretną ideologię… lewicową…
Są w tym miksie także inne ważne filozofie/założenia, włącznie z tym, że „musimy coś zrobić”, „mężczyźni są z gruntu racjonalni”, czy „możemy coś kontrolować, nazywając to” i stosunkowo nowe promowane przez APA i ideologię zdrowia mentalnego, zgodnie z którą „jesteśmy tym, co twierdzimy/czujemy”, będącą daleko od tzw. fizycznej rzeczywistości.
Przekonuję, że jedyna prawdziwa „równość” ludzi to ich uczucia – każdy jest równy w tym, że te uczucia posiada, ale nic innego w człowieczeństwie nie jest równe (zatem „wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi” stoi w sprzeczności z empiryczną rzeczywistością). Płcie nie są równe, wzrost nie jest równy, wiedza nie jest równa, ludzie nie są w równym stopniu bystrzy, czy mądrzy, czy też rozsądni itp. Jednakże koncepcja równości (która nie ma w zasadzie żadnych podstaw w empirycznej rzeczywistości) była forsowana w mediach, wyższych uczelniach, kościołach i wielu innych do tego stopnia, że polegliśmy na próbach radzenia sobie z „aktualną rzeczywistością” z poziomu uczuć. A uczucia, jakkolwiek ważne dla każdego człowieka, nie powinny mieć (prawie) żadnego znaczenia dla tworzenia polityki (mówię „prawie”, ponieważ, jeżeli polityka może być taka, aby nie ranić czyichś uczuć, to dużo lepsza. Ale uczucia są w zasadzie bez znaczenia, kiedy przychodzi do tworzenia polityki – na przykład złodziej „czuje”, że twoje jest jego dokładnie tak samo jak ty czujesz, że twoje jest twoje).
Problem nie dotyczy jednak jedynie środowisk medycznych…
Widzę, że niemieccy biskupi zdają się również przyjmować kult LGBT i ideologię zdrowia mentalnego leżące u podstaw założeń – homoseksualizmu jako „normalnego” i równie wartościowego seksu co seks między kobietą a mężczyzną; a ponieważ – w ich ocenie - jest tak samo wartościowa jak heteroseksualność, homoseksualność nie powinna być dyskryminowana i nie powinny być podejmowane żadne próby zmiany homoseksualnych pragnień, ponieważ nie są one ani właściwe ani sprawiedliwe.
W postrzeganiu świata przez towarzystwa ochrony zdrowia psychicznego chrześcijaństwo zostało zarzucone.
Konferencja Episkopatu Niemiec wydała oświadczenie, w którym deklaruje, że homoseksualność jest tak samo „normalna” jak heteroseksualność, podkreślając, że akt homoseksualny nie może być już dłużej traktowany jako grzech śmiertelny. Zgodzono się, że preferencje seksualne ludzi są wyrażane w okresie dojrzewania i zakładają heteroseksualną lub homoseksualną orientację. Biskupi wykładają, że skoro orientacja seksualna człowieka jest niezmienna „w myśleniu Kościoła, to oznacza, że jakakolwiek forma dyskryminacji homoseksualistów musi być odrzucona, co od dawna było wymagane przez magisterium i zostało również jednoznacznie podkreślane przez papieża Franciszka w posynodalnym liście Amoris Laetita”.
Tylko w Niemczech nauczanie to stworzy dziesiątki, a może setki tysięcy nowych osób o orientacji LGBT rocznie. Będzie miało również wpływ na inne kraje Unii Europejskiej i na cały świat.
Jak jest w Stanach Zjednoczonych pod tym względem?
Media i świat nauki przejęły „rady i porady” Ruchu Zdrowia Mentalnego (oraz naukowców z nim związanych) okraszone odrobiną „praw obywatelskich” i domagały się, aby wszystkie nasze instytucje funkcjonowały zgodnie z uczuciami większości tych, których uczucia były niegdyś odrzucane (np. homoseksualistów i transseksualistów w szczególności, ale nie molestujących dzieci, przynajmniej na razie).
To, co zadziało się w przypadku niemieckich biskupów, pojawia się w pewnym stopniu również w głównych odłamach kościołów protestanckich oraz wielu ewangelickich.
A czy naukowcy mają wolność prowadzenia badań i nauczania?
Już nie, za rzadkimi wyjątkami. W zasadzie w żadnym z pism nie można już publikować artykułów uderzających w LGBT, a w zasadzie każdy pracownik wyższej uczelni, który opowiada się przeciwko ideologii LGBT został odsunięty od nauczania.
Jakie będą konsekwencje niemówienia o skutkach homoseksualnych aktów i ich wpływie na zdrowie?
Homoseksualizm to znakomita metoda rozprzestrzeniania chorób. Seks analny w szczególności jest całkiem skutecznym sposobem na roznoszenie zarazków, a homoseksualiści podróżują więcej, niż większość ludzi i również uprawiają podczas tych podróży seks. Zatem epidemie „już czekają” na właściwego geja, którego można będzie złapać i infekować dalej.
Dlaczego ruch homoseksualny stał się tak silny?
Przede wszystkim dlatego, że ma błogosławieństwo Ruchu Zdrowia Mentalnego oraz jego naukowców. Jak wskazałem, artykuł Hookera był nieco „fałszywą nauką”, ale został wyczyszczony, a błędy - ukryte przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne oraz Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne.
A co z homoseksualistami, którzy chcą zostać wyleczeni z homoseksualizmu? Czy mają szansę?
Tak, mają szansę, ale homoseksualne skłonności jest BARDZO TRUDNO kontrolować. Tymczasem „terapia” polega w końcu na tym, że rozmawia się z daną osobą. Zaledwie niewielu osobom o homoseksualnych inklinacjach udaje się wyjść z tego i porzucić homoseksualny styl życia, związać się z kobietą, wziąć ślub, mieć dzieci i zerwać w zasadzie wszystkie związki ze swoim dawnymi homoseksualnymi gustami. Naprawdę bardzo niewielu. Wielu, którzy próbowali, w końcu powróciło do homoseksualizmu (wzięło rozwód itp.).
Dlaczego psychologowie i psychiatrzy mają tak pozytywny stosunek do homoseksualizmu i nie traktują go jako choroby?
Przede wszystkim wielu homoseksualistów jest psychologami i psychiatrami – prawdopodobnie jest tu trzy razy więcej homoseksualistów niż w innych profesjach. Wielu z nich lobbowało i/lub uwiodło swoich kolegów w kwestii homoseksualizmu oraz badań nad tym zjawiskiem.
Po drugie wielu zwolenników Ruchu Zdrowia Mentalnego wierzy, a przynajmniej działa jakby wierzyło, że „rzeczywistość jest taka, jaką stworzysz”. To znaczy, że „myślenie o czymś może oznaczać, że to się stanie” w wielu kwestiach. Oczywiście jest nieco prawdy w tym, kiedy przychodzi do pewności siebie – ludzie, którzy działają jakby byli pewni często wygrywają z innymi w swojej sprawie, a często sami wmawiają sobie, że są pewni siebie (jak założyciel We Work). Większa część „terapii” zajmuje głównie trenowanie klientów, aby „lepiej sobie radzili” w projekcji siebie lub myśleniu o sobie w sposób różny od tego, w jaki myślą. Tak się dzieje w szczególności w przypadku tych klientów, którzy „wierzą”, że są płci przeciwnej uwięzieni w niewłaściwym ciele. Ale wielu oszustów i szarlatanów wykorzystuje tę technikę do pozyskiwania poparcia (lub pieniędzy, seksu, czy sławy itp.) i empiryczna rzeczywistość generalnie dogania ludzi nieważne jak silne mają oni przekonanie, że coś jest fałszem.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/478348-dr-cameron-o-powodach-nacisku-psychologow-na-promocje-lgbt