Black Friday, czyli dzień piątkowych wyprzedaży zamienił się już w cały tydzień – Black Week. Miliony – pewnie już miliardy – na całym urynkowionym świecie cieszą się z obniżonych cen. Wiele osób kupuje rzeczy, których w innym przypadku by nie nabyły. Kupują także to, czego tak naprawdę nie potrzebują. Wymieniają sprzęty jeszcze dobrze działające na inne – udoskonalone. Nowiutkie. „Stare” będę zalegały po kątach lub wylądują na śmietnikach.
Błogosławione wyprzedaże
Pewno już na całym niemal globie mamy system gospodarczy, który bardzo przypomina rower. Dopóki jedzie, nie wywraca się. Ale gdy tylko za bardzo zwolni, zaraz grozi mu wywrotka.
Miliardy ludzi na świecie żyją postępem: przekonaniem, że w przyszłości, najlepiej już jutro, będzie lepiej. Wyborcy oczekują od polityków, by najpierw obiecywali, a potem owo lepiej zapewniali. Politycy oczekują od ekonomistów i ludzi biznesu rad, jak rządzić, by zapewniać stały wzrost gospodarki.
Ważnym, może w dzisiejszej epoce już decydującym, czynnikiem tego wzrostu jest konsumpcja. Kiedy konsumpcja rośnie, napędzany jest wzrost gospodarczy, co umożliwia podnoszenie płac, dzięki czemu może rosnąć… konsumpcja. Upraszczamy? Jasne. Ale tylko trochę.
A jak powodować, by więcej kupowali ludzie, którzy mają już prawie wszystko, co niezbędne jest do życia (z dóbr materialnych)?
Przekonać, że nowy, udoskonalony produkt, to jest ten właściwy produkt, który naprawdę jest potrzebny. Albo przynajmniej zasiać przekonanie, że taki produkt po prostu wypada mieć. I oferować raty, kredyty, wreszcie obniżki, obniżki, by niemal wszystko wydawało się być się w zasięgu ręki.
Karty, karty
Karty kredytowe oraz płatności online (zakupy internetowe) przyszły tu kapitalizmowi z nieocenioną pomocą.
Już sporo lat temu badania naukowe pokazały, że posługując się kartami, wydajemy znacznie więcej, niż wtedy, gdy płacimy gotówką. Okazało się, że rozstawanie się z „żywym” pieniądzem często wywołuje prawdziwy fizyczny ból, którego już nie odczuwamy, nie widząc, jak w cudze ręce przekazywane są nasze ciężko zarobione pieniądze.
Radosna konsumpcja
Cóż jest złego, spytałby ktoś, w świecie radosnej konsumpcji? Pomińmy już to, że nadal na naszej planecie nie brak społeczności, które każdego dnia z trudem zmagają się zadaniem konsumpcji podstawowej, niezbędnej do przeżycia całej rodziny w jako takim zdrowiu.
Zastanówmy się, jak ma się świat dzisiejszej hiperkonsumpcji do tak głośno deklarowanej troski o środowisko naturalne?
Czyż nie powinno być jasne, że kupowanie więcej dóbr niż faktycznie jest to nam niezbędne, w opakowaniach znacznie większych niż wynikałoby to z wymogów bezpiecznego transportu, stanowi nader poważne obciążenie dla środowiska naturalnego? Że rodzi ogromny – zbędny – ślad węglowy?
Ale jak często słyszycie, że eko aktywiści eksponują ten właśnie motyw? Jakoś nigdy nie spotkaliśmy się z kampanią ekologów na przykład skierowaną przeciwko popularyzacji płatności bezgotówkowych…
Pułapka kapitalizmu?
Obecny system, wygląda tak: bez ciągłego wzrostu kapitalistyczna gospodarka nie potrafi dać podstaw do bezpiecznego ładu społecznego. Jednocześnie, ów wzrost, oparty na coraz większej konsumpcji niszczy nie tylko planetę, ale także więzi międzyludzkie.
Techno-gadżety już powszechnie stały się nie tylko wyróżnikami statusu społecznego, ale coraz bardziej rozrywają społeczne relacje. Patrzenie w ekran smartfona – gdzie hulają m.in. cyfrowe technologie uzależniające – dla bardzo wielu osób okazuje się być znacznie bardziej atrakcyjne od patrzenia w oczy drugiej osoby i słuchania tego, co chciałaby ona powiedzieć. Umiejętność rozmowy zanika. Wraz z nią empatia.
Zaś konsumpcjonizm występuje w roli zbawienia dla nadwerężonego ładu społecznego. Czy tego oczekiwali od cywilizacji naukowo-technicznej twórcy idei Oświecenia?
Znajdziemy drogę wyjścia z tej pułapki, czy też zadławi ona i ludzkość i naszą planetę?
Katarzyna i Andrzej Zybertowiczowie
Felieton ukazał się w tygodniku „Sieci” nr 48/2019.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/476638-very-bleak-week-czyli-bardzo-ponury-tydzien