To była znana rodzina w Szczyrku, znana także w świecie narciarskim i snowboardowym – mówili w czwartek rano szczyrkowianie o ofiarach środowego wybuchu gazu w domu jednorodzinnym w tej miejscowości.
CZYTAJ WIĘCEJ: Tragiczne wieści ze Szczyrku. Odnaleziono ósmą ofiarę wybuchu gazu. Zginęło czworo dzieci i czworo dorosłych
Do wybuchu doszło w środę wieczorem. W eksplozji zginęło osiem osób - czworo dorosłych i czworo dzieci.
W czwartek około południa burmistrz Szczyrku Antoni Byrdy poinformował dziennikarzy o apelu lokalnego samorządu, aby w związku z tragedią mieszkańcy uszanowali ją poprzez powstrzymanie się od imprez rozrywkowych - do godz. 24. w niedzielę. Mieszkańcy i turyści mówili jednak w tym czasie dziennikarzom, że niezależnie od formalnego ogłoszenia, w mieście jest już żałoba.
Jak powiedziała PAP Sabina Bugaj, pracująca w miejskim ośrodku kultury, promocji i informacji, rodzina, która zginęła w tragedii, była znana w Szczyrku i w świecie narciarskim, snowboardowym.
Byli bardzo znani, lubiani. To była rodzina z tradycjami narciarskimi, sportowymi. Mieli rodzinny stok narciarski „Kaimówka”, na którym, jak mam 40 lat, to przynajmniej 35 lat jeździłam. Mieli rodzinny interes, jedną z pierwszych wypożyczalni sprzętu narciarskiego sportowego, serwis sprzętu. Byli trenerami narciarstwa, snowboardu
— wyjaśniała Bugaj.
Jak akcentowała, byli to lubiani, otwarci, poważani ludzie.
Mieszkali wielopokoleniowo, ci młodsi, z dziećmi, dziadkowie – my tak żyjemy w Szczyrku. Zawsze budowało się tu duże domy – tyle, ile dzieci, tyle praktycznie pięter, żeby mieszkać razem. Jeszcze wiele takich domów wielopokoleniowych tutaj jest – to był jeden z przykładów, gdzie jeszcze naprawdę wszyscy mieszkali, bo różnie już teraz bywa
— obrazowała.
Oni tu wszyscy mieszkali, to bardzo gęsta zabudowa – taka uliczka. Żyli bardzo blisko razem. A my się tu wszyscy znamy – mamy 5,6 tys. mieszkańców. Wszyscy spotykamy się w kościele, albo w ośrodku zdrowia, na zakupach, na ulicy. Widujemy się praktycznie na co dzień – to mała społeczność, zatem dotyka to wszystkich
— podkreśliła Bugaj.
Dodała, że w czwartek mieszkańcy Szczyrku odbierają liczne telefony – od znajomych czy zaprzyjaźnionych turystów.
Ludzie dzwonią z Polski, dokładnie znają tę rodzinę, jej nazwisko: Kaim
— wskazała.
Jak dodała, część dzieci z rodziny chodziła do szczyreckiej szkoły podstawowej nr 1, część do szkoły nr 2. „Dzisiaj jest taki dzień, kiedy tych dzieci w szkole nie ma. Wiem, że dzieci i młodzież są objęte dziś opieką psychologiczną, wiele z nich, idąc dziś do szkoły, mijało to miejsce. Oglądają telewizję, w domach o tym się mówi. Nie było takiej tragedii w Szczyrku – nie było na tak dużą skalę, aby tak duża rodzina zginęła” - oceniła.
To jedna z największych tragedii, jakie spotkały nas do tej pory - taką małą społeczność. Szczyrk jest znany, wydawałoby się, że to kurort, a to wioska: 5,6 tys. mieszkańców i mamy raz tyle miejsc noclegowych. Więc tej skali tragedia dotyka wszystkich. Pominąwszy proceduralną kwestię, żałobę: wszyscy mamy tę żałobę, po prostu. A ludzie chcą w niej pomagać, przyjechać, coś zrobić
— zaznaczyła Bugaj.
W pobliże miejsca katastrofy przyszła w czwartek rano pani Wanda, która od blisko dwóch tygodni wypoczywa o pobliskim ośrodku rehabilitacyjnym.
Chciałam po prostu łzę uronić
— mówiła dziennikarzom.
Straszny dzisiaj u nas był smutek na stołówce i w pokojach. Wszyscy tylko o tym mówią. Każdy miał nadzieję, że kogoś żywego wyciągną. Po prostu przeżywamy śmierć tych ludzi
— zadeklarowała.
Ofiary tragedii znał m.in. szczyrkowianin, pan Antoni.
Bardzo dobrze się znamy, choć ja jestem starszy. Na nartach razem jeździliśmy, oni prowadzili warsztat, w którym ostrzyli i smarowali narty
— powiedział PAP.
Dzwonił też do mnie pan z Warszawy, który przyjeżdżał na narty, i pyta, gdzie to się stało, co się stało. Mówię mu: tam, gdzie ostrzyłeś te narty, u tego Józka. To znany człowiek
— dodał pan Antoni.
Jak powiedział, w środę wieczorem usłyszał potężną eksplozję.
Myślałem, że piec mi wybuchł. Poleciałem na dół do kotłowni i patrzę – wszystko w porządku. Za chwilę już straż, alarm
— opowiadał.
Polska Spółka Gazownictwa (PSG) poinformowała PAP w nocy ze środy na czwartek, że „najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy w Szczyrku w środę wieczorem było uszkodzenie gazociągu średniego ciśnienia podczas robót wykonywanych przez firmę AQUA System”.
Do wybuchu doszło w domu jednorodzinnym oddalonym o niespełna sto metrów od głównej szczyrkowskiej ulicy: Salmopolskiej. Mieszkająca w nim rodzina miała tuż obok, u podstawy zbocza Skrzycznego, własny stok i prowadziła niewielki ośrodek narciarski – z dwoma wyciągami, wypożyczalnią sprzętu i szkółką narciarską.
W czwartek rano przy głównej ulicy Szczyrku między wozami straży pożarnej i innych służb stała naczepa firmy AQUA System – z dodatkowym napisem „Przewierty sterowane”.
wkt/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/476261-mieszkancy-szczyrku-to-byla-znana-lubiana-rodzina