Dobrze, że polskie władze błyskawicznie zareagowały na skandaliczną manipulację Netfliksa, który przypisał niemieckie obozy zagłady Polsce we współczesnych granicach.
Kuriozalna mapa wynikała albo z kompromitującej niewiedzy, w co trudno uwierzyć, ale czego nie można wykluczyć, albo była efektem cichego przyzwolenia na tego typu antypolskie wybryki. Przyzwolenia, które w środowiskach medialnych i artystycznych jest realnym zjawiskiem. Bo zbyt dużo tego spada na nas. Z jednej strony ciągle słyszymy, że nie jesteśmy pępkiem świata, z drugiej, jeśli można zrobić „błąd” stawiający nas w złym świetle, to zadziwiająco często taki właśnie „błąd” ma miejsce.
Reakcja władz Polski - w tym także i premiera Morawieckiego, który napisał list do szefa Netflixa - jest ważna, ponieważ tego typu presja nie tylko oznacza niezgodę na ten konkretny przypadek, ale także jest elementem wychowawczym, pedagogicznym. Zachodnie media piszą sporo o tej sprawie, a tym samym krok po kroku upowszechnia się świadomość, że pisząc o Polsce i Polakach w kontekście historycznym trzeba być uważnym i starannym, bo to nie przejdzie bez echa.
To jednak nie wystarczy. Jeśli za polskim sprzeciwem nie będą szły określone konsekwencje, nieprzyjemne, potencjalnie kosztowne, to tego typu tanie prowokacje nie tylko nie znikną, ale wręcz będzie ich więcej. Zaczną bowiem być używane do nakręcania publicity poszczególnych produkcji, staną się dźwignią reklamową. Charakterystyczna jest w tym kontekście odpowiedź rzecznika firmy Netflix, który oświadczył w rozmowie z dziennikiem „The Washington Post”:
Jesteśmy świadomi zaniepokojenia związanego z serialem „Iwan Groźny z Treblinki” i pilnie przyglądamy się sprawie.
Biorąc pod uwagę skalę manipulacji, to zdecydowanie za mało. Czemu tu się przyglądać? Tu trzeba po pierwsze przeprosić, po drugie szybko zmienić grafikę, a po trzecie, zadośćuczynić.
Państwo polskie ma narzędzia, które mogą zmienić wiele w tego typu sprawach. Mówimy przecież o firmie, która ma w Polsce - kraju coraz zamożniejszym, i całkiem ludnym - swoje filie, która prowadzi tu poważne interesy. Może nie kluczowe dla jej trwania, ale ważne: nasz rynek już się liczy, a będzie się liczył coraz bardziej. Jednocześnie państwo polskie to wielu regulatorów, którzy zajmują się sferą medialną. To nie jest sfera wyłączona spod wpływu władz publicznych. Wręcz przeciwnie, tak naprawdę to sfera wyjątkowo wrażliwa.
To są sprawy, o których żadne państwo nie mówi głośno. No najwyżej jakiś urzędnik średniego szczebla na jakimś raucie zasugeruje komuś, że pewne przewlekłości, pewne niezbędne procesy analityczne, bez których nie można podjąć ważnych decyzji, trwają być może nieprzypadkowo długo. Ale i to bez stawiania kropki nad i. To są sprawy, które się po prostu robi. W przeciwnym wypadku państwo wciąż jest teoretyczne. Państwo nieteoretyczne - o którym marzył Bartłomiej Sienkiewicz - wie, jak sprawić, by globalne firmy medialne operujące na naszym rynku pilnowały się same.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/472467-celem-musi-byc-sytuacja-w-ktorej-netflix-pilnuje-sie-sam