Ogromna część najwspanialszych dokumentów kultury czy to pisanych, czy zawartych w plastyce, architekturze, muzyce próbuje oddać wykraczające poza ludzką perspektywę piękno, które odwołuje się do Boskiego porządku, czegoś, z czym mamy nadzieję obcować w życiu wiecznym.
Na początku cytat: „Szkoda mi ludzi, którzy nie potrafią znaleźć sensu i celu w życiu. Nie wydaje się mi jednak, aby życie bez końca, życie wieczne rozwiązywało ten problem: raczej pogorszyłoby sprawę. Schopenhauer uważał, że nuda plasuje się na drugim miejscu za bólem wśród rzeczy najbardziej niepożądanych. Wydaje się mi nader dziwne, że ludzie, którzy ledwo wytrzymują godzinę śpiewania, modlenia się i chwalenia Pana w kościele w niedzielę, sądzą, iż będą szczęśliwi, robiąc coś przez całą wieczność. Najwyraźniej brakuje im wyobraźni”.
Trzeba bardzo żałować kogoś tak pozbawionego nie tylko wyobraźni, lecz i elementarnego wyczucia jak autor tego tekstu. I na tym należałoby zamknąć omawianie tego curiosum, gdyby nie fakt, że jego autorem jest Simon Blackburn, uznany brytyjski filozof, autor licznych pozycji w tej dziedzinie, profesor najbardziej prestiżowych uczelni. Jeśli podobne głupstwa wypisywałby głośny fizyk czy biolog, można by ze smutkiem machnąć ręką, gdyby miał to być socjolog czy historyk, należałoby zastanowić się, jak jest on wstanie uczciwie uprawiać swoją profesję, ale filozof, którego dziedziną, jak nazwa wskazuje, jest miłość mądrości… Przecież przytoczony fragment dyskwalifikuje go jako człowieka myślącego.
Nie chodzi o religijną wiarę. Filozof może być agnostykiem, bo nieumotywowana niczym (nie sposób jej poważnie uzasadnić) pewność, z jaką ateista przekreśla istnienie transcendencji, budzi wątpliwości, co do jego intelektualnych kwalifikacji. Jednak wypowiadanie się o podstawowych kwestiach, w tym wypadku wiary, bez zadania sobie jakiegokolwiek trudu, aby dowiedzieć się, o co w nich chodzi, jest przekreśleniem elementarnej zasady racjonalnego przedsięwzięcia.
Blackburn rozprawia się z mentalnością wiernych, nie mając o niej zielonego pojęcia. „Życie wieczne w przyszłym świecie” traktuje jako rozciągniętą w nieskończoność modlitwę, która jest dla niego nieprawdopodobnie nudna. Nuda to kara nie nagroda, a spotęgowana przez wieczność winna budzić grozę. Zewnętrzna ocena modlitwy przez niewierzącego, który nie próbuje zrozumieć, o co w niej chodzi, przypomina kogoś, kto słuchając obcego sobie języka, uznaje, że posługujący się nim bawią się, wydając bezsensowne dźwięki, albo analfabetę śmiejącego się z ludzi zajmujących się nieznaczącymi znakami, którymi są dla niego litery. Obserwator taki uznałby, że ślęczenie nad absurdalnymi gryzmołami czy wsłuchiwanie się w próżne dźwięki jest szczytem nudy. Co pomyślelibyśmy o nim?
Blackburn rozstrzyga, że wiara jest ucieczką biedaków, którzy nie potrafią znaleźć sensu życia. Cywilizację ludzką zbudowali ludzie religijni. Angielski profesor zawdzięcza im swoje istnienie we wszystkich jego kulturowych przejawach. Kto kogo powinien żałować? To jednak tylko pierwszy poziom interpretacji, który dyskwalifikuje angielskiego filozofa.
„Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowiecze nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy go miłują.” – głosi św. Paweł w I liście do Koryntian. „Doszliśmy w tej rozmowie do rozpoznania, że żadna rozkosz cielesna, choćby największa i najpromienniejszym światłem doczesnym rozjarzona, nie zasługuje nawet na wspomnienie, a cóż dopiero na porównanie z błogością życia wiecznego” – pisze w św. Augustyn w„Wyznaniach”, o swojej rozmowie z matką w Ostii, która przerodziła się we wspólną medytację. Ogromna część najwspanialszych dokumentów kultury czy to pisanych, czy zawartych w plastyce, architekturze, muzyce próbuje oddać wykraczające poza ludzką perspektywę piękno, które odwołuje się do Boskiego porządku, czegoś, z czym mamy nadzieję obcować wżyciu wiecznym.
Przyszłe życie, tak jak boskość w jej transcendentnym wymiarze, jest dla człowieka tajemnicą, tak jak zresztą całość świata, w którym egzystujemy, co jest oczywiste dla każdego nieodurzonego wypływającą z nadmiernych ambicji pychą. Wystarczy zastanowić się nad poznawczymi limitami człowieka, nad uwarunkowaniem go przez kulturowe i biologiczne środowisko, które narzuca mu nieprzekraczalne ograniczenia. Powinien rozumieć to każdy filozof, jeśli jest nim rzeczywiście. Niestety, żyjemy w epoce mędrków, jak określał Pascal imitację mędrców, którzy stanowią ich zaprzeczenie. Wydaje im się, że wiedzą wszystko, i szydzą z tych, którzy nie podzielają ich opinii, bez próby zrozumienia odmiennej perspektywy, bez wysiłku choćby zastanowienia się nad kulturą, na której żerują. Powiedzieć, że brakuje im wyobraźni, to zdecydowanie za mało.
Felieton ukazał się w tygodniku „Sieci” nr 44/2019
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/472332-o-medrkach-cywilizacje-ludzka-zbudowali-ludzie-religijni