Niedawno wicepremier i minister szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin w rozmowie z Jackiem Karnowskim na łamach tygodnika „Sieci” powiedział:
„Położę się Rejtanem, jeżeli ktoś będzie próbował ograniczać wolność słowa zwolennikom ideologii gender. Jeżeli są tacy na uczelniach, mają prawo podejmować projekty badawcze, prowadzić zajęcia w tym zakresie”.
Zauważmy, że tego typu podejście wyraźnie kontrastuje z podejściem do owych spraw rządu węgierskiego. Viktor Orbán wykreślił bowiem studia gender z listy przedmiotów uniwersyteckich. Stwierdził, że nie reprezentują one nauki, lecz ideologię, więc jako takie nie mają racji bytu na wyższych uczelniach, podobnie jak nie mają racji zajęcia z marksizmu-leninizmu.
Węgierskie władze tłumaczą, że nie jest to zamach na wolność słowa, bo nikt nie zabrania zwolennikom teorii gender głoszenia publicznie swoich poglądów. Mogą oni mówić co im się żywnie podoba. Nie każda ideologia musi mieć jednak od razu swoje zajęcia na uniwersytetach.
W cytowanym wyżej fragmencie Jarosław Gowin sam zresztą używa sformułowania „ideologia gender”. Ma więc pełną świadomość charakteru tej myślowej konstrukcji. Mimo to nie przeszkadza mu obecność ideologii na uczelniach. Inaczej niż ministrom w Budapeszcie.
Poza tym – jak zauważają przedstawiciele rządu węgierskiego – rodzi się pytanie: jaką pracę w przyszłości znajdą rzesze absolwentów studiów gender? Do jakiej konkretnie pracy nabywają kompetencje? Można odpowiedzieć pytaniem: A do jakiej pracy nabywali kompetencje absolwenci marksizmu-leninizmu? Otóż najlepiej nadawali się na komisarzy politycznych. Czy więc studia gender – ciągnijmy dalej wywód naszych węgierskich przyjaciół – nie są produkcją przyszłych politruków, oficerów poprawności politycznej, agentów zmiany obyczajowej, inżynierów dusz, latarników pilnujących wcielania postulatów ideologii LGBTQ do praktyki życia publicznego?
Stalin mawiał, że kadry decydują o wszystkim. Po co więc – pytają Madziarzy – kształcić kadry dla ideologii, która dąży do destrukcji tradycyjnego porządku społecznego w imię swych utopijnych projektów? Po co dawać do ręki sznur tym, którzy chcą nas powiesić? Tak właśnie mówili mi przedstawiciele władz na Węgrzech.
Czas pokaże, kto lepiej na tym wyjdzie: my czy bratankowie. A gesty Rejtana warto zostawić na lepsze okazje…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/472271-nie-znalazl-sie-zaden-rejtan-w-rzadzie-viktora-orbana