W dniach 8-9 listopada w historycznej Sali BHP odbywa się konferencja naukowa organizowana przez NSZZ Solidarność i Międzynarodowe Centrum Badań nad Fenomenem Solidarności pt: “Solidarność: od godności człowieka do ponadnarodowej współpracy”. Jednym z prelegentów był metropolita krakowski ks. abp Marek Jędraszewski, który podkreślił, że nie można rezygnować z tego co stanowi o istocie polskiej „Solidarności”.
Z prawdziwym wzruszeniem i przejęciem staję w tej historycznej sali, mając ciągle w pamięci obrazy, które stąd płynęły na całą Polskę. Tu rodziła się „Solidarność”. Pozwolą jednak Państwo, że to, o czym będę mówił, będzie sięgało korzeni tego, co się tutaj ostatecznie w 1980 roku zrodziło. Tymi korzeniami jest to, co przeszło do historii jako powstanie poznańskiego czerwca 1956 roku, tzw. czarny czwartek. Ja to pamiętam.
— powiedział metropolita krakowski.
Jako siedmioletni chłopiec pamiętam czołgi, które jeździły koło mojego domu. Pamiętam naszą domową modlitwę o powrót ojca. Rano miał wyjechać na delegację, słuch po nim zaginął. Wiadomo było, że na dworcu także toczyły się walki. Po trzech dniach modlitwy różańcowej, kiedy walki na ulicach się skończyły, tato wrócił. Okazało się, że jeszcze jego pociąg zdążył rano w ów czwartek opuścić Poznań.
— mówił ks. abp Jędraszewski.
Po 25 latach od tamtych wydarzeń, tez byłem wtedy obecny, to był czerwiec 1981 roku, festiwal „Solidarności” - wzniesiono w Poznaniu pomnik poznańskiego Czerwca. Pomnik, na którym umieszczono napisy, które z czasem uzupełniano. Najpierw uzupełniono końcową datę o rok 1981, wspomnienie 13 grudnia. A w pięćdziesięciolecie wydarzeń poznańskich, w 2006 roku, umieszczono jeszcze dwa słowa: „o Boga”. Dopiero wtedy ten pomnik zabrzmiał całą swoją treścią.: „O Boga, za wolność, prawo i chleb”.
— podkreślił.
„O Boga”, bo wtedy 100 tys. ludzi, pracowników Poznania, na placu Stalina, śpiewało pieśni religijne. Upominali się oni - przodująca, najbardziej świadoma tego, czym jest klasa robotnicza - o powrót religii do szkół i uwolnienia kard. Wyszyńskiego. Kilka miesięcy później to wszystko się spełniło. „Za wolność” - kiedy to słowo pojawia się na pomniku, jest po słowie „Bóg”, a przed słowem „prawo”. Wolność nie jest dowolnością, nie jest kaprysem, nie jest samowolą. Jest wielkim darem, dzięki któremu człowiek jest człowiekiem. Ale nie będzie prawdziwym człowiekiem bez fundamentu, jakim jest Pan Bóg, prawo naturalne i dekalog naturalny. Nie będzie dobrego, sprawiedliwego prawa, jeśli nie będzie ono uwzględniało wolności człowieka, wypływającej z jego godności. Zwróćmy uwagę, że chodziło o prawo, które miało gwarantować sprawiedliwą Polskę. Sprawiedliwość także, gdy chodzi o sprawiedliwą płacę. W tamtych czasach pracownicy otrzymywali głodowe pensje.Był to sprzeciw przeciwko zniewoleniu komunistycznemu. Przeciwko prawu, które nie gwarantowało sprawiedliwości, ale najbardziej jaskrawą niesprawiedliwość. Było tam także upomnienie się o chleb. Nie o pieniądze, chociaż w tle niewątpliwie także. Ale o chleb. Chciałbym na to słowo zwrócić szczególną uwagę. Chleb wskazuje na Boga, na ziemię. Nie może być przemocy, nawet takiej, która niszczy bocianie gniazdo. Musi być szacunek okazywany drugiemu człowiekowi, począwszy od słów „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. W mieszkaniu dla człowieka nie ma światłocieni, bo są ludzie, gdzie tak, za tak mają, a nie za nie. Chleb mówi o godności człowieka. Chleb mówi o wspólnocie, mówi o domu i mówi o rodzinie, mówi o godności osoby
— wyjaśnił metropolita krakowski.
Kiedy śpiewano na placu Stalina, demonstrowano w sposób jak najbardziej pokojowy. Upominano się nawet o to, żeby nie deptać trawników. Ale partia pokazała, co to znaczy partia, kiedy wprowadziła czołgi. Tak naprawdę nie wiemy, ile dokładnie zginęło osób. To są groby, które zostały oznaczone. A ile tych niezaznaczonych? A los żołnierzy, którzy odmówili strzelania i nagle zniknęli nie wiadomo gdzie? A ci pozbawieni pracy, straszliwie bici, prześladowani? Pokazał się wtedy „stos pacieżowy partii”
— powiedział arcybiskup.
Te poznańskie krzyże są krzyżami kroczącymi. Pierwszy, z rokiem 1956, ale jest drugi, pokazujący kolejne zmagania, wszystko, co zawarte jest w myśli o Bogu, wolności, prawie i chlebie. Daty 1968 - wypadki marcowe, 1970 - tragedia na Wybrzeżu, 1975 - ścieżki zdrowia w Radomiu i Ursusie i 1980. To wtedy okazało się, że nie są to tylko strajki ludzi, którzy w rozpaczy wyszli na ulice. Wtedy okazało się, że naraz robotnicy zostają u siebie, w swoim zakładzie pracy, są u siebie gospodarzami, a to partia musi przyjechać do nich, by negocjować. Coś się zmieniło na te kilkanaście miesięcy festiwalu pierwszej „S”. Dlatego żądania robotników i treści porozumień - to precyzyjne zapisy, konkretne, ale ciągle odnoszące się do tych treści, z którymi wystąpili robotnicy w Poznaniu 1956 roku. Ten sam schemat. Wszystko dlatego, że tu, tego gorącego lata 1980 roku robotnicy czuli się u siebie, bo były Msze św, wspólne modlitwy, kolejki do konfesjonałów, co zdumiewało cały świat, bo na bramach stoczni wisiały obrazy Matki Najświętszej i Jana Pawła II. To dawało siłę nadziei w czasie trudnym i do końca niepewnym. Ale ta siła była i okazała się zwycięska w postaci tego, że można było wprowadzić chyba jedyny zrealizowany wtedy zapis o Mszy św. radiowej w każdą niedzielę
— powiedział metropolita.
Robotnik poczuł się podmiotem, gospodarzem swojego zakładu pracy. Przestał być „robolem” - słowo pochodzące z tamtego czasu. Dziw, jak mogło być używane w komunistycznej propagandzie
— dodał.
Wolność wyrażała się w samej nazwie rodzącego się związku zawodowego: niezależny, samorządny. Pamiętam komentarze niektórych ówczesnych aparatczyków: niezależny wobec kogo? Samorządny, to znaczy jak mogący odnaleźć się poza partią? Partia daje poczucie siły. Przebłysk wolności, którzy odszedł do głosu jeszcze bardziej. To było niebywałe przesłanie, że „Solidarność” to nie jest tylko solidarność ludzi, którzy „załatwiają swoje interesy” w danym zakładzie pracy. „Solidarność” to coś, co łączy ludzi, bo należy do godności człowieka. Tak to wyrażał Jan Paweł II, kiedy dźwigał się, wracał do zdrowia po zamachu na swoje życie. Encyklikę „Laborem Exercens”opublikował 14 września, w Święto Podwyższenia Krzyża, bo nie można oddzielić, jak pisał, losu człowieka i jego godności, także godności człowieka pracy od Boga i od chrystusowego Krzyża. Zawsze jest zmaganie o wolność i zawsze jest wielki wysiłek miłości. Zawsze będzie konieczność dialogu, by kruchą, ale konieczną wolność i godność człowieka pracy właściwie zabezpieczyć
— dodał.
To wtedy właśnie odkrywano ogromne przesłanie na temat postaw autentycznych i nieautentycznych zawartych w książce kard. Wojtyły „Osoba i czyn”. Nie zrozumie się tych postaw bez odniesienia do dobra wspólnego. Realizując wspólnie i solidarnie dobro wspólne, człowiek pracy rozwija się i staje się podmiotem, ma poczucie osobistej godności i wartości. Może to utracić kiedy będzie uciekać i chronić się w konformizmie lub stosował unik, postawę, która każe zamykać oczy na palące problemy drugiego człowieka. Ale mogą być też postawy właśnie autentyczne, z solidarnością i sprzeciwu, także szczególnego połączenia sprzeciwu i solidarności po to, by tworzyć nowe jutro, nową przyszłość dla całych społeczeństw, dla ludzi pracy, dla wszystkich, którzy swoim wysiłkiem wykuwają przyszłość rodzaju ludzkiego
— mówił ks. abp Jędraszewski.
Dlatego też „Solidarność”, która tu się rodziła, pojmowała, że chodzi w tym wszystkim co się dzieje w Polsce, co działo się od 1956 roku, o człowieka. Chodzi o naród polski, o wierność naszej tradycji, o to, co jest zawarte w tym, że przy poznańskich krzyżach siedzi orzeł. Zawsze możemy zapytać, czy orzeł siedzi tam, bo dobrze się czuje w cieniu krzyży, czy może dlatego, że on strzeże krzyży, by nie zniknęły z horyzontu polskiej ziemi. Cała nasza tradycja, począwszy od 966 roku, od chrztu Mieszka I, to tradycja, jakiej chyba w całej Europie nie ma żaden inny naród. Jan Paweł II często podkreślał, że związane są trzy elementy: chrześcijaństwo, polski naród i polskie państwo. Jak w tragicznych momentach naszych dziejów zabrakło państwa, to jego rolę podejmował, brał na swoje barki ze wszystkimi konsekwencjami, katolicki Kościół. Było ciągłe upominanie się o człowieka, o rodzinę, o naród zakorzeniony w chrześcijaństwie. Z tym przesłaniem poszła „Solidarność”. Stąd rozlała się na cały kraj. Sprawiła, że doszło do 1989 roku, do tego, co symbolicznie nazywamy upadkiem muru berlińskiego. Nie byłoby tego upadku, zniszczenia żelaznej kurtyny, gdyby nie „Solidarność”, tak szeroko pojmowana jak wspólnota ludzi, razem odzyskujących siebie, swoją godność, którą stąd niosą do swoich bliskich i do tych, co są daleko
— mówił.
Ten schemat - Bóg, godność człowieka, rodzina, naród - schemat, który pojawia się we wszystkich dokumentach Jana Pawła II, także w jego przesłaniu, prawdziwym traktacie na rzecz kultury, jaki wygłosił w UNESCO w czerwcu 1980 roku. Ten schemat jest dzisiaj podważany. Te dwa kroczące poznańskie krzyże mówią o zmaganiu z komunizmem, zwycięskim dla nas
— zaznaczył metropolita.
Teraz niebezpieczeństwo przychodzi z Zachodu. Neguje się Boga, jak to zostało wyrażone podczas rewolucji 1968 roku, na murach Sorbony: „Ani Boga, ani mistrza. Bogiem jestem ja”. Jeśli się pomyśli, że Dekalog poza 3 i 4 przykazaniem jest zbudowany na zasadzie nie wolno, nie można, hasła 68 roku mówią, żeby odrzucać jakiekolwiek uwarunkowania wolności, które mają charakter negatywny w swoich sformułowaniach. Zaczyna się zupełnie nowa wizja człowieka, który traci swoją godność. Nie jest już stworzony na boży obraz i podobieństwo, nie ma rozumu, nie ma konieczności tworzenia siebie. Jest jedna wielka pochwała przyjemności, które mają przyjmować coraz bardziej - w gruncie rzeczy - destrukcyjny kształt dla poszczególnych osób, dla instytucji małżeństwa, rodziny, narodów
— zwrócił uwagę ks. abp Jędraszewski.
Chciałbym, żeby to co mówię, zabrzmiało jako pewien apel, by nie zrezygnować z tego, co stanowi o istocie polskiej „Solidarności”, która od samego początku była jednym wielkim upominaniem się o człowieka. Oczywiście, co zrozumiałe, o człowieka pracy, ale tutaj było coś więcej, niż tylko relacje między pracodawcą a pracobiorcą. Tu zawsze było upominanie się o człowieka. Wtedy, kiedy człowiek upomina się o drugiego człowieka, kiedy czuje się stróżem swego brata, to wtedy wie, że ogarnia całe człowieczeństwo swoje i innych, że głosi prawdziwy humanizm, który jest najbardziej autentycznym tłem, fundamentem i możliwością, by budować właściwe relacje między tym, kto chce dyktować warunki pracy a tym, który chce pracować
— powiedział.
Uda się wygrać, jestem co do tego przekonany, jeśli spojrzy się na to w szerokiej perspektywie upominania się o człowieka. Tej wspaniałej tradycji, która w nas jest, która niekiedy przyjmowała prawdziwie dramatyczne kształty, ale zakończyła się zwycięstwem. Tego życzę z całego serca
— zakończył ks. abp Marek Jędraszewski.
wkt
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/472105-abp-jedraszewski-musimy-upominac-sie-o-czlowieka