No i bania pękła! Christopher Dummitt, profesor na kanadyjskim uniwersytecie w Trent udzielając wywiadu dla francuskiego Le Point (w sieci LePoint) wyznał, że bardzo się wstydzi, ale w książce the „Manly Modern. Masculinity in Postwar Ccanada”, praktycznie wszystko zmyślił, jak sam wyznaje „od A do Z”. I to co w niej napisał z jego badań absolutnie nie wynikało. Można byłoby to zignorować, bo istnieje cały legion „uczonych” nie tylko dopasowujących wyniki badań do swoich tez, nie tylko zmyślających i fałszujących wyniki badań, ale wymyślających i powołujących się na badania nieistniejące, których nigdy nie prowadzili. Znam książkę, która posłużyła jako podstawa habilitacji, a dotyczyła skutków melioracji jakiegoś terenu. Książka opasła, mądra i z tabelkami. Sęk w tym, że ostatecznie wykonawcy wycofali się z planu melioracji opisywanego terenu i jej tam nigdy nie było. No, ale habilitacja przeszła. W badaniach społecznych takie praktyki też nie należą do rzadkości.
Zatem kanadyjski Profesor Dummitt badacz władzy, męskości i historii płci nie byłby tu wyjątkiem. Rzecz jednak w tym, że jego książka to jedna z „ewangelii” genderyzmu, jedno z kanonicznych dzieł podważających istnienie płci biologicznej i lokujące ją w przestrzeni kulturowej. Dzieło źródłowe. To także gęsto cytowana pozycja przez „naukowe feministki” dowodzące, że płeć, a zwłaszcza męskość to dekretowana przemoc i sposób na utrzymanie niesłusznego patriarchatu. Teoria gender i wytworzona przez nią ideologia opętały kawał świata, stały się jednym z filarów politycznej poprawności, przyczyną obleśnych marszów, a nade wszystko groteskowych katedr, a nawet wydziałów uniwersyteckich, w których dyskutowano czy mężczyzna to mężczyzna czy raczej jakieś potworne monstrum kulturowe. Powstawały prace „naukowe”, habilitacje, przyznawano potężne unijne i krajowe granty, z których nic poza dostatkiem grantobiorców nie wynikało. Produkcja genderowej makulatury pseudonaukowej idzie w najlepsze. Fuzja seksu i ignorancji dała nam, ale nie tylko nam, naukowy i kulturowy bełkot. Powszechnie i bezkrytycznie akceptowane bzdury. Są nawet tacy „konserwatyści”, którzy będą bronić katedr gender jak Tadeusz Rejtan całości Rzeczpospolitej. Tymczasem gość, który to wszystko zmyślił przyznał, że to jego uprzedzenia i zajadłość ideologiczna, a nie poważne, wynikające z badań tezy naukowe. Powiedział mea culpa. Przyznał, że od dziesięcioleci mami tymi bzdurami swoich studentów i jest mu z tym źle. Gender w nauce jest zatem jak koza, której się wmawia, że jest koniem arabskim.
I tylko czekam na najgłupszy argument w tej materii, że to nic, że u podstaw gender legło fałszerstwo naukowe i zwykłe kłamstwo, bo „my z tego zrobiliśmy naukę”. Cóż, słuchowisko radiowe „Wojna światów”, Wellsa też wywołało panikę wśród tych, którzy uwierzyli tym, którzy mówią głośniej. Powodzenia genderowcy i genderowczynie!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/471650-brednia-stulecia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.